Mecz toczył się pod dyktando Podhala, ale nieskuteczna gra i świetna postawa bramkarza Polonii Tomasza Kowalczyka doprowadziły do sensacyjnego rozstrzygnięcia. Nowotarżanie grali momentami chaotycznie. Przez cały mecz na bramkę gości sunął atak za atakiem, ale Podhale fatalnie strzelało. W 9. min Polonia grała w osłabieniu, a mimo to nieporozumienie obrony Podhala i debiutującego w bramce Artura Ziai wykorzystał Łukasz Rutkowski. Gdy Zbigniew Podlipni zdobył trzeciego gola, wydawało się, że Podhale wymęczy zwycięstwo. Nic z tego. Grająca w przewadze Polonia wyrównała, a w czwartej minucie dogrywki strzeliła "złotego" gola. Wyglądało to tak: kiedy sędzia sygnalizował kolejną karę dla miejscowych, ładnym strzałem z pięciu metrów popisał się Piecuch. I sensacja stała się faktem. - Brakuje mi słów. Garstka osób, która pracowała z drużyną skazaną na pożarcie, jakoś radzi sobie - nie dowierzał Andrzej Tkacz, trener Polonii. - Podhale troszeczkę nas zlekceważyło. Wierzę w moją drużynę, jest sporo zawodników z charakterem i jeszcze niejedną niespodziankę zrobimy.
- Zagraliśmy nieskutecznie w pierwszej tercji. Niewykorzystane przewagi i indywidualne błędy przełożyły się na porażkę - tłumaczył Wiktor Pysz, trener Wojasa Podhala.
Wojas Podhale Nowy Targ - Polonia Bytom 3: 4 (0:1, 2:1, 1:1, dogrywka 0:1)
Bramki: 0:1 Rutkowski (9.), 0:2 Kukulski (14. Kuźniecow), 1:2 Kacir (15. Zapała), 2:2 Baranyk (17. Różański), 3:2 Podlipni (46. Piotrowski), 3:3 Salomon (49. Banaszczak), 3:4 Piecuch (64.)
Podhale: Ziaja - Sroka, Wilczek, Różański, Kacir, Zapała - Dutka, Pospisil, Baranyk, Bakrlik, Zaręba - Łabuz, Piotrowski, Podlipni, Łyszczarczyk, Voznik - Smreczyński, Kret, Batkiewicz, Malasiński, Biela
Polonia: Kowalczyk - Steckiewicz, Vantura, Tokos, Kukulski, Lustinec - Owczarek, Kowalski, Krokosz, Garbarczyk, Salomon - Mazurek, Banaszczak, Da Costa, Rutkowski, Puzio - Piecuch, Kuźniecow, Kłaczyński
Sędziował Waldemar Kupiec z Oświęcimia. Kary: 10-16. Widzów: 700.
Hokeiści "Pasów" na inaugurację sezonu wygrali przed własną publicznością z Naprzodem Janów. Szkoda tylko, że przez zalegającą nad lodowiskiem mgłę kibice nie mogli zobaczyć, jak padały bramki. - Nic nie widać - krzyczeli już przed meczem sympatycy Cracovii. Widoczność z trybun była znacznie ograniczona, ale i zawodnicy mieli problemy z wypatrzeniem swoich kolegów na lodzie. Nie widzieli kibice, nie widzieli też dziennikarze. Z trybuny prasowej widok jednej bramki skutecznie przysłaniały zaparowane i brudne szyby, drugą stronę lodowiska spowiła gęsta mgła. Na nic się zdał apel krakowskich dziennikarzy skierowany do władz Cracovii. Na obiekcie najstarszego klubu w Polsce brakuje stanowisk prasowych z pulpitami, a krzesełka, do których przypisano dziennikarzy, są po prostu brudne.
Tymczasem na tafli działo się sporo, zwłaszcza gdy w drugiej tercji rozwiązał się worek z bramkami. Wtedy też krakowianie uzyskali trzybramkową przewagę.
- Cieszy zwycięstwo, ale przed nami jeszcze dużo pracy. Dobre fragmenty gry przeplataliśmy słabymi - podsumowywał Rudolf Rohaczek, trener Cracovii.
- Wykorzystaliśmy kilka sytuacji, ale wynik mógł być dla nas jeszcze lepszy. Trudno jednak grać na ciężkim lodzie i we mgle - nie ukrywał Michał Piotrowski, napastnik Cracovii.
Bramki: 1:0 Piotrowski (17. Pasiut, Witowski), 2:0 Słaboń (21. Csorich, Czerny), 3:0 Piotrowski (25. Dulęba - w przewadze), 3:1 Stachura (27. Słodczyk, Koszowski - w przewadze), 4:1 Pasiut (30. Witowski, Piotrowski), 4:2 Koszowski (34. Krumpal), 5:2 Hlouch (37. - w przewadze), 6:2 Urban (Badzo - w przewadze), 7:2 Daniel Laszkiewicz (69. Leszek Laszkiewicz - w przewadze).
Comarch Cracovia: Radziszewski - Czerny, Csorich, L. Laszkiewicz, Słaboń, D. Laszkiewicz - Marcińczak, Dulęba, Witowski, Pasiut, Piotrowski - Kuc, Kłys, Urban, Badzo, Hlouch - Noworyta, Wajda. Akuna
Naprzód Janów: Zając - Zatko, Cinalski, Stachura, Słodczyk, Jóźwik - Gallo, Tokeszi, Ł. Elżbieciak, Pohl, Wojtarowicz - Grętka, Kowalówka, Krumpal, Koszowski, Peterdi - Kulig, Działo, Mirocha, Zimka, Podsiadło
Sędziował Leszek Więckowski z Warszawy. Kary: 30-30. Widzów 400.
Odmłodzona Unia zdawała się nie mieć zbyt wielkich szans w konfrontacji z czwartym zespołem poprzedniego sezonu. Początek spotkania zdawał się potwierdzać te opinie. Gdańszczanie łatwo zdobyli trzy gole. - Jesteśmy chyba najmłodszą drużyną w lidze i trudno w niej utrzymać dyscyplinę taktyczną - tłumaczył po meczu trener Unii Miroslav Doleżalik.
W 34. min Rafał Noworyta sfaulował atakującego Macieja Urbanowicza i sędzia przyznał gościom karnego. To miał być gwóźdź do trumny oświęcimian, ale Zdenek Jurasek przegrał z Piotrem Szałaśnym i w miejscowych wstąpił nowy duch. - Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nasz zawodnik starał się brać bramkarza na beckhend, zamiast szukać dziury w ustawieniu między słupkami - dziwił się potem trener gdańszczan Henryk Zabrocki. Takie to uroki hokeja, że losy meczu odwracają się w kilka sekund. Oświęcimianie w odstępie 29 s zdobyli dwa gole, ale w ostatniej tercji nie potrafili doprowadzić do dogrywki.
Bramki: 0:1 - Vitek (17.), 0:2 - Jurasek (18. Vitek, Skutchan), 0:3 - Vitek (21. Jurasek), 1:3 - Valusiak (35. Minażik, w przewadze), 2:3 - Modrzejewski (35. Sękowski), 2:4 - Skutchan (60., do pustej bramki, w osłabieniu).
TH Unia: Szałaśny - Flaszar, Krzemień, Modrzejewski, Połącarz, Sękowski - Noworyta, Mortka, Kwiatek, Ryczko, Sobała - Urbańczyk, Kasperczyk, Valusiak, Minażik, Buczek
Stoczniowiec: Soliński - Bigos, Wróbel, Vitek, Jurasek, Skutchan - Rompkowski, Skrzypkowski, Urbanowicz, Rzeszutko, Jankowski - Leśniak, Smeja, Sowiński, Prokop, Kostecki
Sędziował Włodzimierz Zarodkiewicz z Katowic. Kary: 12-16. Widzów: 500.
W pozostałych meczach: Zagłębie Pol-Aqua Sosnowiec - TKH ThyssenKrupp Toruń 1:7, GKS Tychy - KH Sanok 5:4, po dogrywce.