Fruwając pod koszem: Niech żyje król

Sen menedżerów stacji telewizyjnych transmitujących finały NBA się ziścił. Nie będzie powtórki notujących rekordy niskiej oglądalności finałów sprzed dwóch lat: San Antonio - Detroit. LeBron James o to zadbał.

Kilka miesięcy temu wydawało się, że goniący za kasą i sławą LeBron zaniedbał grę w koszykówkę. Grał mało przekonująco, notował gorsze statystyki niż w poprzednich latach, a prowadzeni przez niego Cavaliers, choć częściej wygrywali, niż przegrywali, to grali brzydko i nierówno. Młody lider zewsząd zbierał cięgi - na słabiutkim Wschodzie to on powinien rządzić.

Ale okazało się, że LeBron wyznaje filozofię Shaqa - sezon zasadniczy sezonem zasadniczym, ale prawdziwe granie zaczyna się podczas play-off. Faworytami Finału Konferencji byli Detroit Pistons - sprytniejsi i bardziej doświadczeni. To oni wyeliminowali w ubiegłym sezonie Jamesa z jego pierwszych play-off w karierze. To oni agresywną obroną i podwajaniem wyłączyli go z gry w końcówce decydującego meczu nr 7.

Mecz nr 1: w ostatnich sekundach Cavs przegrywają dwoma punktami, LeBron wchodzi pod kosz, ale zamiast rzucać, oddaje na obwód do idealnie ustawionego Donyella Marshalla. Marshall pudłuje, a na LeBrona spływa fala krytyki - co to za lider, który w decydującym momencie boi się oddać rzut, Michael by rzucił itp.

Mecz nr 2: w ostatnich sekundach Cavs przegrywają jednym punktem, LeBron wchodzi pod kosz, w największy tłok i ścisk i nie jest w stanie oddać celnego rzutu. Na powtórkach widać, że jest faulowany.

Mecz nr 3: James pojawia się w hali trzy godziny przed meczem w koszulce z napisem "Witness" (nawiązanie do ubiegłorocznej kampanii "wszyscy jesteśmy świadkami" - świadkami narodzin legendy) i ćwiczy rzuty za 3 punkty i rzuty z wyskoku. "To najważniejszy mecz w mojej karierze - muszę być gotowy" - tłumaczy dziennikarzom. Zdobywa 32 punkty, z tego 12 w decydującej czwartej kwarcie. Kiedy w końcówce Pistons odrabiają straty - pewnie trafia za 3 punkty.

Mecz nr 4: LeBron znowu rządzi w czwartej kwarcie - zdobywa 13 punktów. James - nie najlepszy egzekutor wolnych (skuteczność poniżej 70 proc.) - jest faulowany 4 sekundy przed końcem przy dwupunktowym prowadzeniu Cavs. Przed oddaniem rzutów podchodzi jeszcze do niego Richard Hamilton i szepcze mu coś do ucha, próbując go zdekoncentrować. LeBron pewnie trafia oba wolne.

Mecz nr 5. Mecz kluczowy. Legendarny występ, popis, jakiego nigdy nie było. Zgodnie umieszczany w panteonie najwybitniejszych playoffowych indywidualnych występów wszech czasów. James rzuca 25 ostatnich punktów Cavaliers (i 29 z ostatnich 30) - w ciągu ostatnich 17 minut i 48 sekund meczu nikt inny z Cleveland nie trafia z gry. W drugiej dogrywce rzuca jak natchniony, trafia z niewiarygodnych pozycji. W ostatniej akcji meczu wchodzi jak w masło pomiędzy bezradnych obrońców Pistons i kończy pewnym rzutem od tablicy.

Legenda się dokonała. Rozbici Pistons nie potrafili nawiązać walki z Cavs w końcówce meczu nr 6.

Końcówka każdego meczu kręciła się wokół LeBrona. Ręka nie zadrżała mu ani razu. Jeśli ktokolwiek miał przed tą serią wątpliwości, czy LeBron jest wielkim koszykarzem i czy ma instynkt zabójcy, to już się ich wyzbył. A przecież gdyby nie niecelny rzut Donyella Marshalla w pierwszym meczu i nieodgwizdany przez sędziów faul w drugim - to mogło być nawet 4-0. Ale wtedy nie doświadczylibyśmy niesamowitego meczu nr 5.

Król James ma 22 lata. Pewnie będzie grał jeszcze lepiej. Na Wschodzie rozpoczyna się prawdopodobnie era dominacji LeBrona Jamesa. Era, która prędko się nie zakończy.

Kronika towarzyska

Kobe Bryant urządził tournée po lokalnych stacjach radiowych i oświadczył, że ma tego wszystkiego po dziurki w nosie. Bo Lakersi oszukali go trzy lata temu, obiecując, że zbudują drużynę, która może walczyć o tytuł; bo wciąż obwiniają go o odejście Shaqa, choć była to suwerenna decyzja właściciela klubu; bo boją się odważnych transferów - a można było ściągnąć do Lakers i Jasona Kidda, i Carlosa Boozera, i Barona Davisa. I że w związku z tym on, Kobe, żąda, by go sprzedano, gotów jest grać nawet na Plutonie, i że Lakersi nie mogą zrobić nic, by znów im zaufał.

Okazało się, że jednak mogą - wystarczył telefon od Phila Jacksona, by Kobe oświadczył, że tak, owszem, pragnie zmian, ale najbardziej na świecie chciałby do końca kariery grać w Lakers.

Całe to zamieszanie zmotywuje pewnie władze Lakers do aktywniejszych działań transferowych. Zamiast niańczyć nastoletniego centra Andrewa Bynuma, sprzedadzą go pewnie w zamian za kogoś, kto może wesprzeć Bryanta już dziś. Plotki mówią, że do Lakers może trafić Jermaine O'Neal z Indiany, Marcus Camby z Denver, Jason Kidd.

Właściciel Lakers Jerry Buss ma też inne problemy. Został zatrzymany przez policję drogową, bo jego złoty mercedes jechał pod prąd. Dochodziła pierwsza w nocy, 74-letni Buss wracał z imprezki i okazało się, że był pod wpływem alkoholu. 23-letnia kobieta podróżująca wraz z nim nie została zatrzymana.

Trwa rekrutacja trenerska: nowym coachem Memphis Grizzlies został Marc Iavaroni , asystent w Phoenix, specjalista od treningu wielkoludów. Orlando Magic zatrudnili, za 6 mln dol. rocznie Billy'ego Donovana, guru koszykówki uniwersyteckiej, który dwukrotnie z rzędu zdobył z Florida Gators mistrzostwo NCAA. Indiana Pacers najęli zaś Jima O'Briena, byłego trenera Bostonu i Philadelphii, słynącego z tego, że pozwala swoim graczom rzucać trójki w dowolnych ilościach. Teraz do Pacers powinien trafić (z Miami) Antoine Walker, który nigdy nie był szczęśliwszy, niż grając dla O'Briena.

Ciekawostki

Obiegowa opinia: nie ma szans, by Cavs - nawet z LeBronem - byli w stanie wygrać siedmiomeczowy pojedynek z supermocną, doświadczoną ekipą San Antonio Spurs.

Tymczasem:

- w tym sezonie Cavs i Spurs grali dwukrotnie. Bilans: 2-0 dla Cleveland.

 

- w obu meczach Cavs częściej trafiali z gry i lepiej zbierali niż ich rywale.

 

- średnia punktowa Tima Duncana w tych spotkaniach wynosiła 21,5 pkt; średnia LeBrona - 27,5 pkt.

Daniel Gibson, pierwszoroczniak, który dobił Pistons w meczu numer 6 (31 punktów, skuteczność z gry 6/9, pięć celnych trójek), został wybrany w drafcie z numerem 42. Chciał grać w Cleveland - tak bardzo, że odmawiał treningów z innymi klubami, ryzykując, że w drafcie nie weźmie go nikt.

Gibson ma ksywkę "Boobie" (cycuś?) - nadała mu ją mama, gdy przychodził z podwórka zapłakany po meczach ze starszymi i silniejszymi chłopakami.

Podczas meczu z Pistons dwie kibicki Cavs miały obcisłe koszulki z napisem: "Detroit can't touch our Boobie" (Detroit nie dotknie naszego Cycusia). Ciekawe, prawda?

Złota myśl

"Czuję się okropnie. Jestem poobijany, brak mi tchu, jestem zmęczony. Jutro ciężko będzie odpocząć, bo po domu biega rozszalały dwulatek. Mam nadzieję, że oddamy go do babci" - LeBron po meczu numer 5.

Copyright © Agora SA