Sędzia z najwyższej półki zatrzymany

Krzysztof S., znany międzynarodowy arbiter z Tarnowa, może być zamieszany w ustawianie meczów w sezonie 2003/04 i ratowanie Polonii Warszawa przed degradacją z ekstraklasy.

- Jak dowiedziałem się, że policja zatrzymała sędziego S., to uwierzyłem, że na świecie jest sprawiedliwość. To wyjątkowy sk... Cyniczny, chamski, przekręcał mecze na zimno - mówi o S. jeden z wysokich rangą działaczy piłkarskich proszący o anonimowość. - Specjalizował się w prowokowaniu piłkarzy, głównie młodych. Wyzywał ich, obrażał, a gdy ci nie wytrzymywali nerwowo, karał kartkami i wyrzucał z boiska.

Policjanci zatrzymali S. rano na terenie Małopolski. Później został przewieziony do Komendy Wojewódzkiej we Wrocławiu, gdzie był przesłuchiwany. - S. był bardzo blisko zaprzyjaźniony z obserwatorem i członkiem zarządu PZPN Witem Ż. oraz szefem arbitrów z Wielkopolski Krzysztofem P. - opowiada jeden z sędziów. - W piłce kojarzono go z tzw. grupą karczewską. Sprzyjał drużynom warszawskim - Legii, ale przede wszystkim Polonii.

Właśnie zeznania Wita Ż. i Krzysztofa P. mogły pogrążyć S. Obydwaj mają postawione zarzuty korupcyjne. Według naszych informacji prokuratura zajmuje się teraz sprawą ustawiania spotkań w ekstraklasie w sezonie 2003/04. Wówczas o uniknięcie degradacji zacięcie walczyło kilka zespołów: Górnik Polkowice, Świt Nowy Dwór Mazowiecki, Polonia Warszawa, Widzew Łódź i GKS Katowice. W końcówce rozgrywek Krzysztof S. prowadził kilka spotkań kluczowych dla układu w dole tabeli, m.in. z ostatniej kolejki, gdy Polonia wygrała z Górnikiem Zabrze, unikając nie tylko degradacji, ale i walki w barażach.

Co ciekawe, zarzut korupcyjny za mecz Górnik Polkowice - Lech Poznań sędziowany właśnie przez Krzysztofa S. mają działacze z Polkowic, ale ich zespół przegrał 0:2, a już w pierwszej połowie arbiter wyrzucił z boiska napastnika Górnika Daniela Dubickiego. Oznacza to, że S. mógł przyjąć propozycję korupcyjną z kilku klubów, a ostatecznie poprowadził zawody tak, aby zakończyły się wynikiem korzystnym dla rywali zespołu z Polkowic w walce o utrzymanie się w lidze.

- To nie był sędzia jednej drużyny. Od pewnego czasu wiele rzeczy robił na własną rękę i pomagał różnym zespołom. Jak mu się nie udało skręcić spotkania, to mówił: Sorry, pomogę wam następnym razem - podkreśla inny wieloletni działacz piłkarski. - S. lubił alkohol. Przyjechał kiedyś do nas dzień przed meczem i całą noc pił w budynku klubowym z gospodarzem stadionu. Kiedy rano przyszedłem na obiekt, zobaczyłem dziwną sytuację - Krzysztof S. razem z naszym gospodarzem wałowali murawę boiska. Na szczęście dla S. spotkanie rozgrywaliśmy po południu i do jego rozpoczęcia arbiter zdążył wytrzeźwieć - dodaje.

Ostatni mecz ekstraklasy, jaki prowadził S., to Wisła Płock - Lech Poznań 3 marca. Wcześniej trener gości Franciszek Smuda zażądał zmiany arbitra, zarzucając S., że przez niego przegrał w ubiegłym sezonie (prowadził wtedy Zagłębie Lubin) finał Pucharu Polski właśnie z Wisłą. - Trzech ewidentnych karnych wówczas dla nas nie podyktował. To nawet nie był skandal, to było wielkie oszustwo na naszą niekorzyść - pieklił się Smuda.

O S. głośno było też rok wcześniej. 3 marca 2006 w meczu ekstraklasy Legia Warszawa pokonała BOT GKS Bełchatów 1:0 po golu w 89. min. Po meczu trener gości Orest Lenczyk, a także napastnik Radosław Matusiak narzekali na pracę sędziego. Sugerowali, że mecz nie był rozgrywany fair. - Ten pan swoimi decyzjami po prostu okradł nas z pieniędzy za remis - mówił wprost napastnik z Bełchatowa. - Jeżeli wszyscy sędziowie będą tak traktować drużyny z prowincji jak nas, to Legia na pewno będzie mistrzem Polski. Długo jestem trenerem i od razu widzę, kiedy arbiter potrafi odebrać zawodnikom ochotę do gry. Legia musiała absolutnie wygrać i tak się stało - stwierdził Lenczyk.

A na zakończenie poprzedniego sezonu S. prowadził pierwszy baraż o ekstraklasę Jagiellonia Białystok - Arka Gdynia, który goście wygrali 2:0, zapewniając sobie już właściwie pozostanie w ekstraklasie. Baraże te bardzo często pojawiają się zresztą przy okazji śledztwa w tej części afery korupcyjnej, która dotyczy Arki.

S. w swojej karierze prowadził też mecze innych klubów kojarzonych z aferą korupcyjną. W kwietniu 2002 r. rozstrzygał nieprawdopodobnie dramatyczne, nerwowy i zacięte derby Dolnego Śląska (Zagłębie Lubin - Śląsk Wrocław 1:2). S. pokazał aż 13 żółtych kartek, dwie czerwone, podyktował rzut karny i nie uznał bramki dla gospodarzy. Do sędziego pretensje mieli wszyscy.

- Błąd sędziego przy rzucie karnym zaognił cały ten pojedynek. Wygralibyśmy ten mecz, gdyby nie pewne dziwne decyzje, jakie padły na boisku - narzekał po meczu pomocnik Zagłębia Jarosław Krzyżanowski.

Doszło też do kłótni w loży honorowej stadionu w Lubinie. Jeden z działaczy Zagłębia zaczął ostentacyjnie oskarżać przedstawicieli Śląska, że sprzyja im sędzia. Sytuacji tej nie wytrzymał nerwowo prezes wrocławskiego klubu Janusz Cymanek i wyszedł z trybuny. W końcówce emocje były tak nieprawdopodobne, że nerwowo nie wytrzymał szkoleniowiec Śląska Marian Putyra, który w pewnym momencie zaczął krzyczeć do sędziego: - Kończ już ten mecz, ty ch... z Tarnowa.

Kim jest Krzysztof S.

Ma 43 lata. W polskiej ekstraklasie prowadził mecze od sezonu 1994/95, od 1998 r. jest sędzią międzynarodowym (w dorobku ma mecze w europejskich pucharach). W 2006 r. był nawet nominowany do tzw. piłkarskiego Oscara dla najlepszego sędziego, przyznawanego przez Canal+. Przed sezonem, kiedy okazywało się, że coraz więcej sędziów jest zamieszanych w aferę korupcyjną, Andrzej Strejlau, ówczesny szef polskich arbitrów, mówił: - Czy mogę podać obsadę na pierwszą kolejkę? Chyba mogę. Wybraliśmy Grzegorza Gilewskiego, Adama Kajzera, Artura Szydłowskiego, Tomasza Witkowskiego, Marcina Szulca, Marka Ryżka, Zdzisława Bakaluka i Krzysztofa S. Ale czy ja nie powinienem najpierw zadzwonić do prokuratury i sprawdzić, czy ci sędziowie nie są podejrzewani? Bo może sami się zgłosili, tylko ja o tym nie wiem. Wie pan co, zadzwonię, najwyżej zmienimy obsadę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.