Były pomocnik reprezentacji Polski żali się, że transfer do Austrii przeszkodził w rozwoju jego kariery, by po chwili powiedzieć, że sam zdecydował się na przejście do słabszego klubu. Bał się - jak mówi - że w mocniejszym nie przebije się do składu. Tymczasem to właśnie w Austrii Mila wylądował na ławce. - Trener wysyłał mnie do ćwiczeń z trzecią dziesiątką zawodników. Nazywaliśmy się grupą z Hawajów - opowiada Mila. - Trener mówił, że muszę się zaadoptować i tak się adaptowałem, adaptowałem, aż w końcu wyjechałem do
Norwegii.
Mila podkreśla też, że czuł się w Wiedniu samotny - "tylko ja i Playstation". W Norwegii odżył - mieszka z narzeczoną Ulą i psem Rudolfem. - Na
Wielkanoc przylatują
rodzice i siostra. Jestem pełen optymizmu i zapału. Jak się w tej lidzę rozpędzę, nic mnie nie zatrzyma - mówi były gracz Groclinu. Mila podpisał z Valerengą roczny kontrakt, ale już negocjuje nowy. Co potem? Marzy mu się "liga angielska, hiszpańska czy włoska".
Pytany o to, czy poradzi sobie w Norwegii, gdzie gra się siłowo, odpowiada, że dodatkowo ćwiczy na siłowni, a trener "przygotowuje mnie, że będę dodatkowo kopany". Jest jednak pełen optymizmu, w
Oslo będzie grał na skrzydle i - z czego cieszy się szczególnie - wykonywał stałe fragmenty gry.
Mila popiera starania Groclinu, który chce wyegzekwować od Austrii pieniądze za transfer do Valerengi (klub z Grodziska twierdzi, że ma prawo partycypować w transferze). - Chciałbym by Groclin wyciągnął od Austrii jak najwięcej pieniędzy. Smutne jest jednak to, że nikt się mną nie interesował, gdy potrzebowałem pomocy - mówi Mila.