Kubica: Będzie dobrze

- Skoro Fernando Alonso w zeszłym roku wygrał w Melbourne, jadąc agresywnie, mój agresywny styl też mi tu nie przeszkodzi - uważa Robert Kubica przed pierwszym startem sezonu Formuły 1

W niedzielę jedyny polski kierowca w F1 wystartuje w otwierającym mistrzostwa świata wyścigu Grand Prix Australii. Z nowym samochodem, z superszybkim sprzęgłem, z komputerem do analiz, który ma taką moc obliczeniową, że pokonałby w pięciu ruchach stu Bobby Fischerów w partiach równoległych, i diablo ambitnym, potężnym zespołem BMW Sauber za plecami Polak ma szansę na miejsce... kto wie, może nawet na podium.

Zwłaszcza że zabraknie tego, który na podium wjechałby na pewno - Michaela Schumachera, który w zeszłym roku zakończył karierę. - Żal wam, że go nie będzie? - zapytał jeden z dziennikarzy na konferencji prasowej. Oprócz dowcipnej odpowiedzi Aleksa Wurza, że Schumi odbierał mu zwycięstwa, oprócz stanowczego "nie" Alonso najmądrzej powiedział Kubica: - Z Schumacherem czy bez trzeba pokonać 21 innych kierowców, aby stanąć na szczycie.

Rozmawialiśmy po pełnym, upalnym dniu - 33 st. C w cieniu - pełnym sesji zdjęciowych, po jednej konferencji, naradzie sztabowej z fachowcami od opon, od nadwozia, od aerodynamiki oraz po lunchu i kolacji.

Kubica w rozmowie mówi bardzo dużo o oponach. Na ich opisanie znalazłby z pewnością więcej słów niż przeciętny użytkownik dębicy.

Dlaczego tyle hałasu o opony? Może dlatego, że to jedyne części samochodu, które zamieniają moc 800 koni mechanicznych każdego bolidu w prędkość 340 km na godzinę.

Ale żeby właściwie użyć takiej opony, trzeba trenować. Czyżby jednak zespół Polaka odsunął go od niezwykle ważnej, 90-minutowej sesji treningowej?

Radosław Leniarski: Piątkowe treningi to ciekawe rozwiązanie w BMW-Sauber, ale chyba irytujące kierowców. Po zlikwidowaniu w F1 możliwości użycia trzech samochodów nadal w zespole mogą być kierowcy testowi. Czyli w piątkowych treningach BMW-Sauber ma trzech kierowców i dwa samochody. I nie wiadomo było, kto ma jeździć przez bezcennych 90 minut treningu. Nick Heidfeld uważał, że on i że nic go nie obchodzi, kto jeździ drugim samochodem - Pan czy kierowca testowy Sebastian Vettel.

Robert Kubica: Rzeczywiście nie wiadomo. Trzeba się pytać szefostwa.

Pytałem. Mario Theissen powiedział w czwartek wieczorem, że zdecydowano o jeździe Vettela. Zaś o tym, kto skorzysta z drugiego samochodu w porannej sesji w piątek, zdecyduje on sam tuż przed treningiem. Jesteście bodaj jedynym zespołem, który wykonuje takie manewry.

- Jesteśmy widać inni, wyjątkowi. Widać, że ktoś... (Kubica po zastanowieniu nie ciągnie wątku). Przyjmę każdą decyzję, nie mam innego wyjścia.

Według Theissena macie się zmieniać z Heidfeldem na piątkowych porannych treningach co drugie Grand Prix...

- Podobno tak, podobno nie.

Fernando Alonso powiedział, że w jego mclarenie wszyscy są szczęśliwi, bo wiedzą, jak jeździć na oponach Bridgestone, które po wycofaniu się Michelina są jedyne i obowiązkowe dla wszystkich. Aleksander Wurz z Williamsa twierdzi odwrotnie - że nie ma to żadnego znaczenia, bo opony Bridgestone'a są w tym roku zupełnie inne niż w zeszłym. Pan jeździł na Michelinach, więc i Pan jest stroną w tym sporze. To jak to jest? Wszyscy mają równe szanse czy stali klienci Bridgestone'a mają większe?

- Stali klienci Bridgestone'a nie mają żadnej przewagi. W zeszłym sezonie były to inne opony, o całkiem innej konstrukcji. Teraz mają sztywniejsze ścianki. Są wykonane z innej, twardszej mieszanki. Łatwiej taką oponę zjechać, więc trzeba ją oszczędzać.

Nikt nie wie, jak kierowcy i zespoły dostosują się do nowych opon. Znak zapytania robi się jeszcze większy, gdy trzeba używać dwóch zestawów opon - bardziej miękkich i twardszych - w czasie jednego wyścigu [dla telewidzów: bardziej miękka z tych dwóch rodzajów opon będzie miała specjalne oznaczenie widoczne dla kibiców].

Mówił Pan podczas styczniowej prezentacji samochodu, że z powodu tych piekielnych opon będzie musiał się dostosować i trochę zmienić styl jazdy, dotąd bardzo agresywny.

- Dla mnie rzeczywiście samochód jest trudniejszy do prowadzenia. Lubiłem ostro atakować zakręty, teraz muszę hamować nieco wcześniej. Skręcam kierownicą trzy razy rzadziej, niż jeżdżąc na michelinach. Gdybym skręcał tak, jak dawniej, opona byłaby zbyt obciążona na zakręcie i zużyłaby się za szybko. Nie mogę nacisnąć na gaz tak jak w michelinach. Co ciekawe, samochód można by przystosować do mojego stylu, ale wtedy musiałby być wolniejszy. Ja wybieram szybszy samochód, nawet jeśli to grozi zarzucaniem tyłu na zakrętach.

Adaptacja zajęła mi dwa lub trzy dni. Jestem szczęśliwy, że już wiem, jak jeździć na takich oponach i jakie stosować ustawienia.

No tak, ale tor w Melbourne wymaga ostrej jazdy, Pana starego stylu.

- To fakt, opony mogą tutaj skomplikować życie, choć mam nadzieję, że mi nie skomplikują. Alonso, który preferuje bardzo podobny styl do mojego, w zeszłym roku wygrał w Melbourne. Miał dużą przewagę. Jego agresywniejsza jazda spowodowała większe rozgrzanie opon i lepsze trzymanie się nawierzchni. Co prawda w tym sezonie jest trochę inaczej. No, cóż, można sobie gdybać, jak będzie.

Ja ten tor lubię. W zeszłym roku jeździłem tu jako trzeci kierowca, ale mieliśmy sporo kłopotów technicznych, więc się nie najeździłem. Jest fajny, półuliczny, ma sporo z moich ulubionych cech - krótkie zakręty, dużo ostrych dohamowań i szybkich wyjść z zakrętu. Miejmy nadzieję, że to mi pomoże.

Wygląda na to, że z Lewisem Hamiltonem, który obok dwukrotnego mistrza świata Fernando Alonso będzie jeździł mclarenem, bardzo się lubicie. Wylewnie się przywitaliście, co chyba z tuzin fotoreporterów uwieczniło na zdjęciach. Obaj jesteście na ustach fachowców jako młode, głodne sukcesu wilki. On uchodzi za kogoś wyjątkowego nie tylko dlatego, że jest pierwszym czarnoskórym kierowcą bolidu F1. Który z Was jest szybszy?

- Lewis jest najsilniejszym rywalem, najpełniejszym kierowcą, jakiego spotkałem w całej mojej karierze, a ścigamy się długo, bo od 1998 r. Wtedy razem w kartingu, później ja jeździłem we Francji w Formule Renault, a on w tej samej formule w Anglii. Czasem startował niejako gościnnie na kontynencie, w mistrzostwach Europy, w tych samych wyścigach co ja. Ostatnim razem spotkaliśmy się w 2004 r. Jechaliśmy w tym samym zespole w wyścigu w Makao. Ja byłem drugi, a on nie skończył. W kwalifikacjach ja byłem pierwszy, on drugi.

A jak teraz będzie w Melbourne, na dość podobnym torze do tego z Makao?

- Dobrze.

Lewis powiedział, że jest Pan jedynym kierowcą, którego się obawia w Formule 1. Jak Pan czuje się w takiej roli?

- Jestem jego fanem, bo dzięki niemu w Formule 1 będzie więcej zabawy.

Niezwykłe jest to, że młodzi chłopcy jak Pan, Lewis czy Heikki Kovalainen, debiutant z Renault, dostają możliwość ścigania się w jednej z najlepszych stajni.

- Eeee, może tak wygląda z boku. Ale McLaren na pewno nie popełnił błędu, zatrudniając Lewisa, bo on ma umiejętności, aby wygrywać już w tym roku. Wzbogaci McLarena i Formułę 1. Do tego jego atutem jest partner z zespołu - Fernando Alonso. Lewis może czerpać z doświadczenia mistrza świata. Sporo wsparcia, prawda? Myślę, że Lewis - w debiucie! - może sprawić niespodziankę i nawet walczyć o tytuł.

Pogoda się zmienia. Może padać w czasie sobotnich kwalifikacji, a kto wie, może i w trakcie wyścigu.

- Opony są dostarczane przez jedną firmę. Czy pada, czy świeci słońce muszą zachowywać się mniej więcej tak samo.

Gdzie spędził Pan ostatnie dni przed Melbourne? Pytałem szefa, ale odpowiedział, że on nawet nie wie, gdzie Pan teraz jest, bo nie wtrąca się do prywatnych spraw kierowców...

- Tam, gdzie zawsze odpoczywam. Małopolska.

Ale tam nie ma żadnego toru.

- No bo trzeba trochę odpocząć od toru.

Formuła 1 w TV

Piątek. Retransmisja treningów - Polsat Sport, 22.45.

Sobota. Kwalifikacje - Polsat, 10.45. Podsumowanie dnia - Polsat Sport, 20.

Niedziela. Wyścig - Polsat, 3.30, powtórka - 10.45. Analiza wyścigu - Polsat Sport, 20.

Jak powiedzie się Robertowi Kubicy w GP Australii?
Copyright © Agora SA