Matusiak miał grać nie dlatego, że wreszcie błysnął na treningach, bo trener Francesco Guidolin konsekwentnie powtarza, iż nie jest gotowy do rywalizacji w Serie A. Byłby to raczej akt trochę ryzykancki, a trochę desperacki - główny ostatnio snajper Palermo Andrea Caracciolo pauzował za czerwoną kartkę, Amauri wciąż leczy kontuzję, tymczasem Włochom imponuje entuzjazm i pracowitość Polaka. Cała prasa zgodnie anonsowała, że Matusiak zagra od pierwszej minuty.
Niestety, na sobotnim treningu doznał lekkiego skręcenia kostki i mecz obejrzał z trybun. Zobaczył m.in., jak gola - wyrównującego, ratującego punkt w meczu z Fiorentiną - strzela jego konkurent do palermitańskiego napadu Edison Cavani. 20-letni Urugwajczyk debiutował, w poprzednich meczach nie siedział nawet na ławce rezerwowych. Nie usiadłby na niej także i tym razem, gdyby nie uraz Matusiaka.
Na boisko wszedł w 55. minucie. Kwadrans później zdobył bramkę. Oszałamiającą - jak określili ją sami Włosi. Reporterzy "La Gazzetta dello Sport" napisał, że to gol a la van Basten.
"Ułamek sekundy, jeden świetny strzał może odmienić los Matusiaka" - mówili po ostatnich meczach włoscy komentatorzy, którzy pisali, że Polak na boisku sprawia wrażenie zagubionego, że nie tylko winą wyzutych z pomysłów kolegów ze środka pola jest, iż nie oddał ani jednego uderzenia na bramkę. Kto wie, czy teraz z dnia na dzień nie odmieni się los Cavaniego, zwłaszcza że to na niego Palermo wyłożyło pięć milionów euro. Matusiak kosztował trzy razy mniej.
Teraz Polaka czeka prawdopodobnie rywalizacja o miejsce na ławce rezerwowych.