Adamek przegrał przez trenera?

Katastrofalna walka Tomasza Adamka na Florydzie. Polak nie wykorzystał nokdaunu, doznał pierwszej porażki w karierze i oddał pas mistrza świata Chadowi Dawsonowi. - Przegrałem, bo Dawson był dla mnie za szybki - powiedział Polak po 12 rundach lania

Sędziowie też widzieli bezradność Adamka wobec szybkości leworęcznego Amerykanina. Orzekli jednogłośne zwycięstwo Dawsona 116:110, 117:109, 118:108, co nie spotkało się z burzliwymi protestami 3 tys. polskich kibiców na trybunach, choć podczas walki biało-czerwone sektory krzykiem zdominowały Amerykanów.

Kibice zamilkli, bo jak na obronę tytułu taka różnica punktów jest wręcz katastrofą.

Przed pojedynkiem o tytuł w wadze półciężkiej wersji WBC w Kissimee trener Polaka Buddy McGirt powiedział, że na ring wyjdzie zupełnie inny Adamek niż w poprzednich pojedynkach z Paulem Briggsem. I rzeczywiście tak było, choć z pewnością nie takiego Adamka sobie wyobrażał.

Mistrz świata od początku miał kłopoty z prawą ręką Dawsona (odpowiednik lewego prostego u pięściarza walczącego w normalnej pozycji), która wyprzedzała ataki, ustawiała Polaka w pozycji dogodnej dla Dawsona. Mistrz dał się zdominować, bo to jego lewa prosta miała rządzić w tej walce.

Pojedynek na pięści jest czasem też brzemienną w skutki wojną stóp, szczególnie pięściarzy walczących z odwrotnej pozycji. Adamek na początku wygrywał na stopy - chodziło o to, aby móc uciekać w lewo, chroniąc się przed lewym, mocniejszym uderzeniem Amerykanina. Ale w tym celu Polak musiał stawiać lewą stopę na zewnątrz prawej stopy rywala. Z czasem jednak, po kilku potężnych nadepnięciach, poddał się. Spotkał się więc z kilkoma potężnymi bombami z lewej ręki Dawsona. One naprawdę wstrząsnęły Polakiem, szczególnie w ósmej rundzie. Adamek wracał do narożnika niemal wężykiem, na ugiętych nogach, a mina żony Doroty, która oglądała wszystko z pierwszego rzędu, wyglądała tak, jakby to ona właśnie zainkasowała lewy podbródkowy. - I tak wojna była mniejsza niż z Briggsem, bo Dawson lepiej taktycznie rozegrał walkę i nie dopuszczał do ostrej wojny - powiedział polski pięściarz po walce.

Trener McGirt krzyczał do Tomka w przerwach, aby żwawiej się poruszał, aby był aktywniejszy, wydostawał się z narożnika, do którego zapędzał go Dawson. - Nie możesz czekać i liczyć na kontrę w walce z szybszym od siebie. Musisz uderzać jak najczęściej, kombinacjami - mówił McGirt.

Ale Adamek już od pierwszych starć wiedział, że Dawson ma nad nim wielką przewagę szybkości, z czasem uznał też, że przegrywa, i od pewnej chwili właściwie czekał tylko na to, aby zadać trafienie, które odwróci nagle przebieg pojedynku o 180 stopni. - Czy był to najtrudniejszy przeciwnik w mojej karierze? Na pewno był najszybszy - stwierdził Polak.

Trwał w tym bolesnym czekaniu na cud - obrywając potężnie, był niezasłużenie liczony w siódmej rundzie, bo został podcięty w kolejnej odsłonie wojny stóp - i cud się stał.

Po kolejnym biciu - w dziewiątej rundzie - Adamek przyszedł do narożnika, a tam trener zaczął na niego krzyczeć "Tomasz, skończę tę walkę, jak nie zaczniesz walczyć!". I w dziesiątej rundzie, kiedy - jak zresztą zapowiadał trener Dawsona Floyd Mayweather Sr - Amerykanin walił w Polaka jak w worek, nagle Adamek zamarkował lewy prosty i trafił potężnym, krótkim, prawym ciosem, który na kilka chwili wyłączył zasilanie w amerykańskiej maszynce do bicia. Dawson przewrócił się na plecy, ale dość szybko podniósł się na dwa tempa i wrócił do walki. - Myślałem, że go skończę, bo w tym momencie przestał być dla mnie zbyt szybki. Ale doszedł do siebie - mówił po walce spokojnym głosem Adamek.

Dawson (25 lat, 23 zwycięstwa, 15 nokautów, 1 no contest) wiedział, że wygrał pojedynek i po ostatnim gongu cieszył się jak własne czteroletnie dziecko, które zresztą obserwowało walkę w pierwszym rzędzie, płakał ze szczęścia. 31-letni Adamek (31 zwycięstw, 1 porażka, 21 nokautów) też wiedział, że przegrał, zanim sędziowie wydali swój werdykt, ale nie wyglądał na załamanego.

I to jest właśnie najgorsze.

Być może nie uświadamia sobie, że on i jego trener, który niedawno definitywnie zastąpił wieloletniego szkoleniowca Adamka Andrzeja Gmitruka, popełnili błędy, których mistrz nie powinien popełniać, a które dowodzą, że zlekceważyli ważne wydarzenie w ich życiu.

W niedzielę o 6 rano Adamek był już w drodze na lotnisko.

Grzechy Adamka i jego trenera

1. Przez całą walkę nie miał na leworęcznego przeciwnika pomysłu - to błąd taktyczny, wina trenera, który musiał wiedzieć, że Polak nie jest gigantem w walce z mańkutami. Trzej bardzo, bardzo słabi, ale za to leworęczni pięściarze przeboksowali wcześniej z Adamkiem pełne walki, a jeden położył go nawet na deski.

2. Przyjmował znów mnóstwo ciosów, a jego twarz nie przypominała ofiary wypadku samochodowego chyba tylko dlatego, że ciosów Dawson zadawał dużo mniej niż Briggs w obydwu krwawych klasykach i były one słabsze. Mało tego, obrona mimo włożonej podobno wielkiej pracy pozostała dziurawa, ale zniknęły całkiem zalety Adamka w ataku - kolejny błąd zawodnika i trenera.

3. Polak musiał zbijać kilka kilogramów przed walką, co z kolei odbiło się na szybkości - znów błąd zawodnika i trenera.

Oni z Buddym McGirtem chyba się nie rozumieją.

Cytat:

Jak nie zaczniesz boksować, przerywam walkę. Mówię serio. Daję ci jeszcze jedną rundę

trener McGirt do Adamka przed dziesiątym starciem

Czy Tomasz Adamek odzyska tytuł mistrza świata?
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.