Podwójne życie polskich piłkarzy

Trzech Polaków grało jednocześnie w ligach w Polsce i Niemczech.

Sławomir Kułyk, Henryk Cackowski i Jarosław Helwig występowali jesienią w klubach z południa i zachodu Polski, więc do Niemiec nie mieli daleko. - W sobotę graliśmy u nas, w niedzielę jechaliśmy do Niemiec. Chyba że mecz w Polsce też wypadał w niedzielę, wtedy zostawaliśmy w kraju - przyznaje 33-letni Kułyk grający ostatnio w IV-ligowej Prochowiczance Prochowice. Teraz został zawieszony przez klub na pięć miesięcy, będzie też musiał zapłacić karę finansową.

Kułyk był zawodnikiem FC Großalmerode, który gra w odpowiedniku polskiej VI ligi. Występował tam z grającym trenerem MKS Nowe Miasteczko (IV liga) Jarosławem Helwigiem i Henrykiem Cackowskim z III-ligowego Chrobrego Głogów. Wszyscy są napastnikami, ich niemiecki klub ze strefy zagrożonej spadkiem szybko zaczął piąć się w górę. - Wygraliśmy nawet na wyjeździe z czołową drużyną 4:0, potem były kolejne zwycięstwa i komuś zaczęło to przeszkadzać. Teraz klub zostanie zdegradowany, a my ukarani indywidualnie w Polsce. Głupio wyszło - dodaje Kułyk, który podkreśla, że powodem zachowania nie były pieniądze. - Chciałem pomóc - mówi.

34-letni Cackowski został wyrzucony z Chrobrego. - W żużlu zawodnicy mogą jeździć w trzech krajach [w rzeczywistości nie ma limitu]. Grałem więc w przekonaniu, że nie robię nic złego - tłumaczy się Cackowski. 36-letni Helwig nie jest już trenerem w Nowym Miasteczku.

Piłkarzy mogą jeszcze ukarać okręgowe związki piłkarskie. - Na razie o sprawie Helwiga nic nie wiemy, ale wcześniej były już podobne przypadki. W ostatnich trzech-czterech latach zawiesiliśmy i zdyskwalifikowaliśmy za to kilku piłkarzy - mówi Waldemar Sawicki, przewodniczący Wydziału Gier Lubuskiego Związku Piłki Nożnej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.