Rok niecudownych dzieci, czyli Freddy Adu gaśnie

Jeśli Mozart pierwszą operę napisał jako 12-latek, to może następca Maradony zadebiutuje w tym wieku w Lidze Mistrzów?

Pewnie, że tę tezę na kilometr czuć przesadą, ale moda na brzdące okrzyknięte futbolowymi geniuszami nigdy jeszcze nie była tak popularna. I nie chodzi wcale o to, że madryckie Atletico i Real wysupłały ostatnio dziesiątki milionów euro na nastolatków (Aguero, Higuain, Gago), bo to ostatecznie chłopcy pełnoletni, którzy już kilka poważnych meczów zagrali. Bardziej uderza szaleństwo na punkcie malców, którzy urządzają sobie dryblerskie slalomy z piłką między nogami innych malców, zapisy ich wyczynów natychmiast trafiają do internetu, robią furorę na YouTube, a półtorej sekundy później prasa pisze, że o sieciowych bohaterów biją się Manchester z Chelsea. FIFA już zresztą zareagowała i nałożyła limit wieku (18 lat) dla zawodników pozyskiwanych przez kluby z zagranicy, a w domyśle: Afryki i Ameryki Południowej. Niestety, przepis łatwo obejść.

Na początku był Freddy Adu, urodzony w Ghanie Amerykanin, który jeszcze przed mutacją podpisał milionowy kontrakt reklamowy z Nike, nakręcił spot z Pelem, i ogłosił, że wkrótce zostanie najlepszy na świecie. Nie chciał od razu wyjeżdżać do Europy, zasugerował tylko, by Reale i Barcelony poważnie przemyślały oferty, bo on pochopnych decyzji podejmował nie będzie. Grał więc u trenera Piotra Nowaka w DC United i miał szturmem wziąć amerykańskie rozgrywki MLS. Z pensją 500 tys. dol. rocznie był zresztą ich najlepiej opłacanym zawodnikiem. Szturmu nie było. Wprost przeciwnie, nasz rodak ściągał go przed końcem ważnych meczów, a w dodatku naraził się młodzieńcowi, wystawiając go nie tam, gdzie Adu sobie życzył, czyli na lewym skrzydle zamiast środkowego ofensywnego pomocnika. Co dało ledwie dwa gole w 32 spotkaniach tego sezonu.

Rozczarowany Amerykanin uciekł do Real Salt Lake, ale rozczarowanie naprawdę głębokie przeżył podczas testów w Manchesterze. Alex Ferguson nie tylko nie wpadł w zachwyt, nie tylko nie zapowiedział intensywnych starań o transfer, ale sprawiał wrażenie dobierającego słów, by przypadkiem nie wypsnęła mu się zbyt szczera opinia o Adu. A przecież ten trener lubi wychowywać młodych - bracia Neville, Scholes, Giggs, Butt i Beckham (zwani "pisklętami Fergiego") rozegrali dla niego blisko 3 tys. meczów.

Co do tego, że Amerykanin jest wspaniale utalentowany, nie ma sporu, bo imponował na wielu juniorskich turniejach, mimo że zawsze rywalizował ze starszymi od siebie. Pytanie, czy każdy 14-latek, jest w stanie znieść presję i być wystarczająco cierpliwym, jeśli świat wmówi mu, że na rolę superbohatera jest skazany. Michael Jackson był tylko jeden, a i on skończył średnio. Coraz więcej fachowców sugeruje, że Adu zgaśnie tak szybko, jak rozbłysnął, niektórzy obwołują go wytworem marketingu, choć takie sądy wydają się na razie zdecydowanie zbyt pochopne.

Inna sprawa, że tak czy owak ma on wielkie szanse trafić do silnego europejskiego klubu, bo marką pierwszej megagwiazdy amerykańskiego futbolu pogardzić trudno. Zwłaszcza biznesmenowi z USA, Malcolmowi Glazerowi, który jest właścicielem Manchesteru. Być może to też jest powód dyplomacji Fergusona, bo piłkarzem interesuje się również Chelsea, która przed 2014 rokiem planuje zostać biznesowo najpotężniejszym klubem świata. Może więc wykonać ruch jak MU, który trzy lata temu zapłacił 3,5 mln funtów za Dong Fangzhou, po czym wypożyczył go (niemającego pozwolenia na pracę na Wyspach) belgijskiemu Royalowi Antwerp. Dla nieprzepastnych rynków azjatyckich zawsze warto zaryzykować. Tym bardziej że kilka tygodni temu Dong dostał już pozwolenie na pracę, co bardzo ucieszyło sir Aleksa Fergusona.

Latem 2007 roku okaże się, czy Adu wreszcie przyleci do Europy, choć kibice najbardziej na czasie już debatują nad przyszłością tureckiego Ronaldinho. Na razie ma dziesięć lat, ale wpiszcie w YouTube "Muhammed Demirci"...

Copyright © Agora SA