Krew w wodzie

Było to jedno z najważniejszych wydarzeń historii igrzysk olimpijskich - 6 grudnia 1956 roku w Melbourne piłkarze wodni Węgier wygrali 4:0 z ZSRR w meczu, po którym basen spłynął krwią

W Polsce nie ukazała się 50 lat temu choćby jedna wzmianka o meczu, nawet w "Przeglądzie Sportowym".

- Gdy wchodziliśmy na basen, słyszeliśmy przeciągłe buczenie i krzyk: "Go, Hungary!" - wspomina Wiktor Agiejew, jeden z piłkarzy radzieckich. - Nie, to nie był normalny mecz.

Dla "Sbornej" decydujące o miejscach na podium starcie było wielkim sportowym wyzwaniem. W 1956 roku Węgrzy mieli dzięki piłce wodnej więcej złotych medalistów niż jakikolwiek inny kraj, zaś między 1920 a 1939 rokiem ich waterpoliści nie przegrali żadnego meczu. Nawet gracze z ZSRR Jurij Szlapin i Boris Markarow wspominali, że uczyli się piłki wodnej, podglądając tylko Węgrów. Metoda podglądania szybko zaprocentowała, zwłaszcza że sportowcom z olimpijskiej kadry ZSRR brakowało co najwyżej ptasiego mleka.

Ale to nie sport był w Melbourne najważniejszy. Mecz o medal toczył się niemal w tym samym czasie, kiedy Armia Czerwona krwawo tłumiła rewolucję węgierską. W walkach zginęło około 3 tys. powstańców, aresztowano 20 tys., z kraju emigrowało około 180 tys. Według rosyjskich źródeł zginęło 740 żołnierzy radzieckich, 1540 było rannych.

- Wiedziałem, że w Budapeszcie młodzi ludzie strzelają na ulicach,. Nie uważałem tego za dobre, ale my przyjechaliśmy grać w piłkę - wspominał Markarow po latach.

Do Melbourne w barwach wolnych Węgier

Węgrzy też chcieli grać, ale polityka nie dała im o sobie zapomnieć. Przygotowując się do igrzysk, stuprocentowi faworyci do złota byli odcięci od świata w ośrodku 35 km od Budapesztu. Wiedzieli tylko tyle, że w stolicy wybuchły studenckie zamieszki. Ale po tygodniu okazało się, że zamieszki trwają, słyszeli odległe strzały.

W ostatnich dniach października jeden z zawodników - Ervin Zador - wymknął się z obozu i dotarł do Budapesztu częściowo na piechotę, częściowo autostopem. Spotkał się z matką. Zador wrócił i opowiedział kolegom o tym, co się dzieje w mieście.

1 listopada, w dniu, gdy główne siły Armii Czerwonej przekraczały granicę Węgier, i na trzy dni przed decydującym atakiem, cała ekipa waterpolistów pod eskortą radzieckich żołnierzy została przetransportowana do Pragi, gdzie czekała na samolot do Melbourne.

Jeśli jechać do Melbourne, to po to, aby startować w barwach wolnych Węgier - przeważyła opinia w olimpijskiej ekipie. Ale nie wszyscy byli przekonani. Sandor Iharos uznany za sportowca świata w 1955 roku, siedmiokrotny rekordzista świata w biegach od 1500 m do 10 000 m, szybszy od Emila Zatopka i Włodzimierza Kuca, do Australii nie pojechał i zaapelował, aby pieniądze na jego podróż przekazać rodzinom ofiar. Do Pragi docierały tragiczne informacje: dwóch świadków zeznało w szpitalu w Wiedniu, że widziało na własne oczy śmierć Ferenca Puskasa, agencje donosiły o śmierci wicemistrza olimpijskiego w pięcioboju Gabora Benedeka, mistrza olimpijskiego w rzucie młotem Jozsefa Csermaka. Na szczęście były to tylko plotki. Oni przeżyli - Csermak niósł nawet flagę Węgier na ceremonii otwarcia. Ale kilku sportowców w powstaniu zginęło.

3 i 4 listopada, czyli w dniach głównego ataku Armii Czerwonej, węgierscy olimpijczycy odlecieli do Australii. I już pierwszego dnia w Melbourne polityka i węgierskie powstanie znalazły się na pierwszym planie. Na apelu porannym na maszt wciągnięto zamiast komunistycznej flagi - powstańczą, bez czerwonej gwiazdy wyciętej nożyczkami.

Ponieważ węgierscy piłkarze wodni długo nie grali w basenie, nie byli już takimi wielkimi faworytami turnieju. Stali się nimi Jugosłowianie. Gdy jednak turniej się zaczął, Węgrzy dzięki wprowadzeniu nowej w piłce wodnej obrony strefą - wykorzystując przy tym wspaniałe warunki fizyczne bramkarza Otto Borosa - gromili jedną drużynę po drugiej.

Na odlew pięścią w twarz

Wreszcie 6 grudnia, w czwartek, nadszedł dzień meczu z ZSRR. - Nie wyobrażałem sobie, że można tego nie wygrać - wspominał Ervin Zador, gwiazda drużyny. Sportowcy wiedzieli dokładnie, co dzieje się w ich kraju - w nocy z 5 na 6 grudnia w Budapeszcie miały miejsce krwawe demonstracje, w których zginęło kilka osób, a kilkaset aresztowano, zaś w Egerze radzieckie dowództwo miasta wprowadziło godzinę policyjną. W całym kraju trwały strajki.

Tego dnia na basen przyszła ta sama publiczność, która kilka dni wcześniej szaleńczo dopingowała Laszlo Pappa zdobywającego swój trzeci złoty medal. Dopingowanie Węgra miało jednak pewien mankament - pięściarz nie napotkał na drodze do finału żadnego boksera z ZSRR.

Mecz się zaczął wśród ogłuszającego dopingu dla Węgrów. Waterpoliści radzieccy wspominają, że od pierwszego gwizdka poczuli, że szwedzki sędzia Zuckermann sympatyzuje z Węgrami lub uległ presji tłumu. - Robił wszystko, aby wygrali - wspominał Szlapin. Już pierwszą bramkę stracili w kontrowersyjnych okolicznościach. Kiedy Węgrzy po faulu Piotra Mszewenieradze na Dezso Gyarmatim wykonywali rzut w kierunku bramki i Gyarmati chybił, sędzia nakazał powtórkę. Tym razem Gyarmati - najbardziej utytułowany piłkarz wodny w historii dyscypliny - zdobył gola niemal do pustej bramki, bo "Sborna" nie zdążyła się ustawić, czekając na gwizdek sędziego. W drugiej kwarcie następny karny wykorzystał Zador.

Gyarmati wspominał, że w drugiej kwarcie, gdy Węgrzy prowadzili już 4:0, zwłaszcza Markarow i Walentin Prokopow zaczęli grać wyjątkowo brutalnie, a na dodatek głośno nazywać Węgrów "faszystami". W czwartej kwarcie Zador uderzył Mszewenieradze w głowę pięścią, co według Gruzina wszyscy widzieli, tylko nie sędzia. Była to iskra, która spowodowała wybuch. Prokopow wybił się wysoko z wody i na odlew, nie patrząc, czy sędzia to widzi, czy nie, walnął Zadora pięścią w oko. Krew zabarwiła wodę basenu. Na trybunach gotowało się od jakiegoś czasu, ale gdy Zador wyszedł z basenu i widzowie zobaczyli, jak bardzo krwawi - nastąpiła eksplozja. Ludzie przeskakiwali przez barierki, krzyczeli na Sowietów. Sędzia przytomnie zakończył mecz, ale w tym momencie ekipy biły się już drużynowo na pięści w wodzie, a widzowie na brzegu. Spiker krzyczał: - Zabrania się wskakiwania do basenu! Policja próbowała wprowadzić porządek, ale nie zdołała.

Po długich pięciu minutach piłkarze zaczęli wychodzić z wody i eskortowani przez policję szli do szatni.

Cały świat obiegły zdjęcia krwawiącego Zadora, światowe media pisały głównie o tym, jednoznacznie nawiązując do polityki. Wówczas przecież świat był podzielony nie tylko powstaniem na Węgrzech, ale też wojną o odzyskanie kontroli nad Kanałem Sueskim, w której Wielka Brytania, Francja i Izrael zaatakowały wspierany przez ZSRR Egipt.

Chcieli być tylko sportowcami

Radzieccy piłkarze bez fanfar wrócili do Moskwy, choć zdobyli brązowy medal.

Węgrzy - bez wściekłego z tego powodu Zadora, któremu założono 13 szwów - wygrali mecz o złoto z Jugosławią i utrzymali absolutną hegemonię w waterpolo. Był to ich czwarty złoty medal.

Z całej olimpijskiej ekipy węgierskiej do kraju nie wróciło 50 osób, czyli połowa.

Drużyna piłki wodnej udała się na miesięczne tournée po USA na zaproszenie amerykańskiego komitetu olimpijskiego. Do kraju nie wrócił Zador.

Był zajadły do tego stopnia, że nie przyjechał na 50. rocznicę powstania, gdzie byłby fetowany jak bohater walki o niepodległość i otrzymałby order - tyle że wręczałby mu go socjaldemokratyczny premier Ferenc Gyurcsany, którego Zador uważał za moralnego spadkobiercę komunistycznych sekretarzy.

Pozostali twierdzą, że całe życie chcieli być tylko sportowcami, których wielbiono by ze względu na ich sportowe sukcesy. Tymczasem mimowolnie stali się bohaterami walki o niepodległość Węgier.

Gyarmati, który zdobył jeszcze masę medali, w swojej autobiografii pisał, że w 1958 roku, kiedy trwała w najlepsze walka z "kontrrewolucją", czterech osobników porwało go, zaciągnęło do opuszczonego domu i potężnie pobiło, odradzając planowany wyjazd z Węgier. Nie przeszkadzało mu to jednak, gdy w latach 70. został posłem w komunistycznym parlamencie. Kiedy na mistrzostwach Europy w pływaniu w Budapeszcie w sierpniu próbowałem z nim przeprowadzić wywiad, nie chciał rozmawiać ani o "krwi w wodzie" ani o późniejszych swoich wyborach.

Gyorgi Karpati powiedział mi wprost, że nie chce wracać do tych wydarzeń i że dla niego był to po prostu mecz, a to, co się stało później, to polityka i on nie chce o tym mówić.

Istvan Hevesi zdobył jeszcze brązowy medal w Rzymie w 1960 roku, ale później został wyrzucony z drużyny, bo nie chciał zapisać się do partii. Jest teraz taksówkarzem. To on najbardziej przeżywa wspomnienia w opowiadającym o "krwi w wodzie" filmie "Freedom's Fury". Producentem filmu był Quentin Tarantino, narratorem siedmiokrotny mistrz olimpijski w pływaniu Mark Spitz. Gdy Spitz miał 11-12 lat, jego trenerem był Ervin Zador. Na emigracji Węgier już nigdy nie zagrał w piłkę.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.