Oni też pokonali Rosjan

Gerard Cieślik

1957 r. Mecz Polska - ZSRR 2:1 , jeden z najgłośniejszych sukcesów polskiego futbolu powojennego. W meczu eliminacji mistrzostw świata podejmowaliśmy Związek Radziecki. Na trybunach Stadionu Śląskiego zebrało się sto tysięcy widyw. Bohaterem był piłkarz chorzowskiego Ruchu Gerard Cieślik. Dołączony w ostatniej chwili do kadry zawodnik dwa razy pokonał legendarnego Lwa Jaszyna, a Polska wygrała 2:1. Rozentuzjazmowany tłum zniósł Cieślika z boiska na rękach. - Niestety, na żywo meczu siatkarzy nie oglądałem, ale wynik oczywiście poznałem i bardzo się cieszę. Tej wygranej porównywać z tamtym meczem nie ma co, zmieniła się polityka, inna jest sytuacja - wspomina bohater sprzed lat. - Podkreślę, że sportowcy z ZSRR byli fajnymi ludźmi, dobrze z nimi żyliśmy, jedliśmy wspólnie kolację. Jednak to prawda, zwycięstwo nad nimi smakuje wyjątkowo. A co do siatkarzy, bardzo się cieszę. Mam swoją teorię, że w tych dwóch setach to ich wymęczyli, by później wygrać (śmiech).

Jerzy Kulej

1964 r. Na igrzyskach w Tokio zdobył złoty medal po pokonaniu Jewgienija Frołowa. Mistrzami olimpijskimi po pokonaniu reprezentantów ZSRR zostali też wówczas Józef Grudzień i Marian Kasprzyk. Rok wcześniej Kulej wygrał ME w Moskwie, w finale pokonał rzecz jasna Rosjanina Alojza Tuminsza.

- Choć Papa Stamm przyjaźnił się z Rosjanami, pił z nimi koniaczek, to my rywalizację z ich bokserami traktowaliśmy specjalnie. Polityki jednak w to nie mieszaliśmy, dla nas to była walka. To były pojedynki Dawida z Goliatem - opowiada Kulej. - Ja, Marian Kasprzyk czy Józek Grudzień to pokolenie, które musiało opłakiwać śmierć Stalina w szkole. Parę lat potem mogliśmy tych Ruskich pogonić na ringu. I to jak pogonić (śmiech). Wiedzieliśmy, ile te wygrane znaczą dla Polaków. Zresztą ludzie wciąż o tym pamiętają. Jak kandydowałem do Sejmu, mówili mi: "Będę głosował na pana, bo pan tak tych Ruskich ładnie bił".

Wiesław Jobczyk

1976 r. Mecz hokeja na lodzie Polska - ZSRR 6:4 . Jobczyk poprowadził biało-czerwonych do pierwszego w historii zwycięstwa nad drużyną "Wielkiego Brata". Legenda polskiego hokeja trzy razy pokonała radzieckiego bramkarza.

- Oni nas regularnie lali, 16 do zera, 14 do jednego... I nagle my z nimi wygrywamy. Ależ to zwycięstwo nam smakowało - mówi Jobczyk. - Publika aż wrzała, wszyscy cieszyli się, jakbyśmy zostali mistrzami świata, a my tylko pokonaliśmy "Wielkiego Brata". Podteksty polityczne były, ale nie przed meczem. Dopiero później powstała anegdota, że Breżniew wysłał telegram gratulacyjny do Gierka o treści: "Gratulacje. Stop. Gaz. Stop. Ropa. Stop" . Ludzie wciąż o tym sukcesie pamiętają, ba - kiedy rozmawiam z kibicami, to oni pamiętają ten mecz lepiej ode mnie. A warto dodać, że o naszym zwycięstwie w '76 r. prawie w ogóle nie pisały gazety.

Władysław Kozakiewicz

1980 r. Igrzyska olimpijskie w Moskwie . O złoty medal w skoku o tyczce walczyli Władysław Kozakiewicz oraz Rosjanin Konstantyn Wołkow. Kilkadziesiąt tysięcy kibiców niemiłosiernie gwizdało na Polaka. Ale Kozakiewicza to nie zdeprymowało. Pofrunął nad poprzeczką i zgiął w łokciu jedną rękę i skrzyżował ją z drugą. - Publiczność dołożyła mi tymi gwizdami z osiem centymetrów, a jak przeskoczyłem te pięć siedemdziesiąt pięć, to mi się ręka jakoś sama zgięła w łokciu - wspominał po latach ze śmiechem Polak. 26 lat temu władzom nie było do śmiechu. Telewizja radziecka i polska długo nie pokazywały "gestu Kozakiewicza". Ambasador ZSRR w Polsce żądał odebrania medalu i dyskwalifikacji polskiego tyczkarza.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.