Boruc legendą Celticu

- Jeśli za 30 lat Boruc przyjechałby do Glasgow spłukany i bez pomysłu na życie, kibice Celticu nie dadzą mu zginąć - mówi szkocki dziennikarz po tym, jak bramkarz reprezentacji Polski w 89. min obronił karnego, ratując zwycięstwo 1:0 nad Manchesterem United

Dzięki temu Celtowie po raz pierwszy w historii wyszli z grupy Ligi Mistrzów. - Cała Szkocja wciąż jest w wielkim szoku. Trener Gordon Strachan mówił nam po meczu, że rano sprawdzi w gazetach, czy to wszystko prawda, bo wciąż nie może uwierzyć - opowiada Keith Jackson, dziennikarz "Daily Record".

- Wiecie chyba, jak w Szkocji przyjmowane jest każde zwycięstwo nad Anglią. A tu jeszcze Celtic pokonał klub z największymi tradycjami, triumfatora Ligi Mistrzów. Nikt nie wierzył, że to możliwe - dodaje. - Po prostu wiedzieliśmy, że mamy gorszy zespół. Pierwsza połowa to potwierdziła. Celtic nie istniał na boisku, nie umiał się zorganizować, choćby raz zagrozić bramce rywala, to "Czerwone Diabły" kontrolowały sytuację. W drugiej połowie nasza gra była lepsza, ale wciąż uważaliśmy, że remis 0:0 będzie darem niebios. Boruc uratował drużynę w sytuacji sam na sam z Louisem Sahą i Cristiano Ronaldo.

- Nawet kiedy Shunsuke Nakamura zdobył tego cudownego gola z rzutu wolnego [w 81. min], nie wierzyliśmy na trybunach w zwycięstwo. Kiedy sędzia podyktował karnego i Saha ustawiał piłkę 11 metrów od bramki, każdy kiwał głową: "Tak dobrze to się nie mogło skończyć". Ale Boruc obronił wręcz niewiarygodnie! To była jedna z ostatnich akcji meczu. Pod jaką on musiał być presją! Ale nieraz udowodnił, że psychika to jego niezwykle mocna strona. To historyczny awans w historycznym stylu. Kibice mu tego nigdy nie zapomną. Jeśli za 30 lat przyjechałby do Glasgow spłukany, bez pomysłu na życie, kibice nie dadzą mu zginąć - opowiada Jackson, którego dziennik zatytułował relację z meczu: "Król Artur".

Presja, której poddany był Boruc, była tym większa, że bramkarz reprezentacji Polski miał już w czwartek wykupiony bilet do kraju. Jak napisał w czwartek na swojej stronie internetowej, jechał na pogrzeb teścia. "W szatni nie było widać końca naszej radości. Uczciłem zwycięstwo spotkaniem z polskimi przyjaciółmi, którzy specjalnie z okazji tego meczu przylecieli odwiedzić mnie w Glasgow. O większym świętowaniu nie było mowy, ponieważ zmarł Tata mojej żony, Kasi".

- Po meczu zapytałem Artura, czy to najszczęśliwszy dzień w jego życiu. Odparł, że nigdy nie jest tak, żeby nie mogło być lepiej. Że z powodu smutnych spraw rodzinnych musi wracać do Polski - opowiada Jackson.

O obronionej "jedenastce" Boruc mówił skromnie: - Przypomniałem sobie, jak Saha strzelił mi karnego w pierwszym meczu na Old Trafford. I przez myśl przemknęło mi, że może zrobić to samo. Chyba sprawiedliwości stało się zadość, bo tamtego karnego na Old Trafford nie powinno być. Może to nie była moja najlepsza interwencja w karierze, ale na pewno najważniejsza.

Co ciekawe, jak ujawnił pomocnik Celticu Neil Lennon, tuż przed karnym podszedł do niego obrońca MU Gary Neville i przepowiedział, że Saha nie wykorzysta "jedenastki". - Neville powiedział mi: "Już się zagotował i na pewno nie strzeli". Pewnie chodziło mu o tę niewykorzystaną sytuację sam na sam, kiedy uznał, że jest na spalonym i nie strzelił. Najważniejsze, że Artur wyczuł go i fenomenalnie obronił. Dziękuję mu za to, bo awans z grupy Ligi Mistrzów to moje największe dokonanie w karierze - stwierdził Lennon.

Borucowi dziękował też trener Strachan. - Nie powiem, że to największy sukces w mojej trenerskiej karierze, ale tylko dlatego, żeby nie obrazić chłopaków, z którymi pracowałem w Coventry i Southampton. Jako piłkarz miałem szczęście grać z wielkimi zawodnikami. Dziś miałem szczęście, że wielcy zawodnicy grali dla mnie. Dobrze mieć w drużynie takich ludzi jak Nakamura, którzy wykonują wolne. I takich jak Boruc, którzy potrafią w takich okolicznościach bronić karne - powiedział Szkot, który zdaniem mediów zrównał się u kibiców z ukochanym przez nich trenerem Martinem O'Neillem, pracującym dziś w Aston Villi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.