Wszystko o Eugeniuszu Kijewskim, trenerze koszykarzy Prokomu Trefl Sopot

Fundamentem mojej filozofii jest praca nad samym sobą. Trener to taki sam zawód, jak nauczyciel czy kucharz. Ciągle się trzeba uczyć, zdobywać nowe umiejętności. To, co jeszcze dwa lata temu było w koszykówce na topie, teraz jest już przeżytkiem. Szkoda, że nie wszyscy w to wierzą i rozumieją - mówi Eugeniusz Kijewski, trener Prokomu Trefl Sopot.

Wszystko o Eugeniuszu Kijewskim, trenerze koszykarzy Prokomu Trefl Sopot

Fundamentem mojej filozofii jest praca nad samym sobą. Trener to taki sam zawód, jak nauczyciel czy kucharz. Ciągle się trzeba uczyć, zdobywać nowe umiejętności. To, co jeszcze dwa lata temu było w koszykówce na topie, teraz jest już przeżytkiem. Szkoda, że nie wszyscy w to wierzą i rozumieją - mówi Eugeniusz Kijewski, trener Prokomu Trefl Sopot.

Andrej Urlep, Stevan Tot, Michalis Kiritsis i Eugeniusz Kijewski to trenerzy czterech najlepszych drużyn Lech Basket Ligi w ostatnim sezonie. Tylko ten ostatni jest Polakiem. Czy to kryzys szkolenia w naszym kraju? - Nie nazywajmy tego kryzysem - mówi Kijewski. - W Polsce jest kilku dobrych trenerów. To, że ich drużyny często zajmują niższe miejsca w lidze, nie świadczy o braku umiejętności. Do Polski przyjeżdża coraz więcej trenerów zza granicy, których zatrudniają głównie kluby bogate. Nie można powiedzieć, że Jacek Kalinowski jest słabszy od Kiritsisa. Wszystko zależy od budżetu, jakim dysponuje konkretny zespół. Nie będę jednak ukrywał, że bycie w czwórce najlepszych, sprawia mi dużą satysfakcję.

Rozgrywający, którego brakuje

Jako zawodnik Lecha Poznań Kijewski był największą gwiazdą polskiej koszykówki. Wystarczyło powiedzieć "Kijek", a było to jednoznaczne z określeniem najlepszego rozgrywającego w kraju. Znano go i ceniono również w Europie, przede wszystkim za strzeleckie umiejętności. - Jestem skromnym człowiekiem, ale teraz, po tylu latach, odważnie przyznam, że czułem się gwiazdą. Powiem nawet więcej, byłem nią - mówi Kijewski, który pięć razy był królem strzelców polskiej ekstraklasy, wielokrotnie wybierano go do najlepszej piątki ligi.

Kijewski jest również drugim zawodnikiem pod względem występów w reprezentacji Polski. Rozegrał w niej 235 spotkań. Lepszy jest tylko Mieczysław Łopatka, który w kadrze zagrał dziewięć razy więcej. Kijewski nie miał wrogów. Jego umiejętności doceniali koledzy i rywale. - W czasach Gienka zbudowaliśmy w Lechu silny zespół europejski - wspomina Wojciech Krajewski, przyjaciel, trener i kolega Kijewskiego z boiska . - Tworzyło go wielu wysokiej klasy zawodników: Zbigniew Bogucki, Ireneusz Maluk, Tomasz Torgowski i Jarosław Jechorek. Absolutnym liderem był jednak "Kijek". Teraz powiem to bez żadnych wątpliwości. To najlepszy zawodnik, jakiego prowadziłem.

- Kiedy byłem młody, nie było komputerów, Internetu, multikina. Rzadziej chodziło się również do dyskoteki. Praktycznie były tylko dwie opcje. Albo grałeś w kosza, albo w nogę - wspomina Kijewski, w którego rodzinie nie było sportowych tradycji. Jedyne, rodzinne powiązanie ze sportem to szwagier Krzysztof Pawlak, były piłkarz Lecha i Warty Poznań, który grał również na boiskach w Szwecji i Belgii. - Rodzina nie miała wpływu na mój wybór. Początek kariery to przypadek, na treningi namówił mnie kolega. Powiedział: "Gieniu, choć zobaczymy, co robią chłopaki z Warty".

W wieku 19 lat Kijewski walczył już z Wartą o awans do ekstraklasy. Już wtedy był wyróżniającym się rozgrywającym. Na tyle utalentowanym, że pozyskała go pierwszoligowa Spójnia Gdańsk. Zawodnikiem Spójni był tylko przez rok. Grę w klubie łączył ze studiami w gdańskiej Wyższej Szkole Wychowania Fizycznego. Był na pierwszym roku. - Chciałem skończyć tę uczelnię, ale po wyjeździe z Gdańska musiałem zmienić szkołę - mówi Kijewski, który studia kończył w Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. Do Trójmiasta wrócił po 25 latach. Tym razem jako trener Prokomu.

Trener, którego brakuje

Kwiecień 1990. Kończący karierę Kijewski żegna się z reprezentacją Polski i drużyną Lecha. To już drugie pożegnanie. Rok wcześniej także zapewniał, że więcej nie zagra, a mimo to wrócił. - Karierę chciałem zakończyć meczem w pucharach - wspomina. - Myślałem, że nasza przygoda w Europie nie potrwa długo. Na szczęście się myliłem. Awansowaliśmy do najlepszej ósemki. Na prośbę kolegów zagrałem jeszcze w play-off naszej ligi. Zdobyliśmy z Lechem kolejne mistrzostwo. To był już naprawdę koniec.

Kijewski miał pożegnanie, o jakim marzy każdy sportowiec. W pokazowym meczu Lech zagrał z drużyną gwiazd ligi polskiej. - Mecz planowany był w hali Arena, ale ja chciałem zagrać w mniejszej hali, ponieważ nie spodziewałem się, że moje pożegnanie będzie chciało obejrzeć tylu ludzi - mówi "Kijek".

Ostatecznie rozgrywany w Arenie mecz obejrzał komplet pięciu tysięcy widzów. - Takiego pożegnania nie miał chyba żaden koszykarz - wspomina Jarosław Jechorek, kolega z Lecha.

W kwietniu 1990 roku Kijewski żegna się z klubem tylko jako zawodnik. Kilka miesięcy później zostaje trenerem poznańskiej drużyny. - Postanowiłem nie czekać. Od razu chciałem spróbować swoich sił na ławce trenerskiej. Efekt był piorunujący, zaskoczył nawet mnie samego. Już w pierwszym sezonie zdobyłem wicemistrzostwo Polski. To był symbol, znak do działania - wspomina Kijewski, który nie ukrywa, że dużo trudniej być dobrym trenerem niż zawodnikiem. - Kiedy byłem na boisku, sam decydowałem, komu podać piłkę, gdzie postawić zasłonę, kiedy rzucić do kosza. Jako trener mam za to większą władzę. To ja rządzę drużyną.

Zaledwie po trzech i pół roku pracy w klubie został trenerem reprezentacji Polski, która wtedy grała w trzeciej lidze europejskiej. - Kiedy obejmowałem kadrę, musieliśmy grać turnieje o prawo gry w eliminacjach mistrzostw Europy. Naszymi rywalami były Dania, Anglia, Gruzja, Walia - wspomina Kijewski, który kadrę obejmował po nieudanym sezonie z chylącym się ku upadkowi Lechem. Jego styl pracy z klubową drużyną był często krytykowany, zwłaszcza przez media. - Obok Darka Zeliga, Gienek był może najwybitniejszym graczem polskiej reprezentacji, ale jako trener troszkę się zgubił - mówi Jechorek. - Bał się, że zawodnicy wejdą mu na głowę. Przecież jeszcze niedawno grał z nimi w jednej drużynie. To powodowało spore zamieszanie. Gienek nie chciał stracić autorytetu, przez co powstawały starcia z przyjaciółmi.

Największe starcie to konflikt z Torgowskim. - Zaniepokojony fatalną sytuacją finansową poznańskiego klubu, który nie płacił mi przez pół roku, otworzyłem własny interes: hurtownię owoców, której sam musiałem pilnować. Interes zamykałem o godz. 18. O tej godzinie rozpoczynaliśmy także treningi w Arenie - wspomina Torgowski. - Mimo moich uprzedzeń trener Kijewski nie godził się na spóźnienia. Na jednym z treningów doszło między nami do ostrej wymiany zdań. Zaraz potem, na wniosek trenera, zostałem zawieszony na rok. To przyspieszyło moją decyzję o zakończeniu sportowej kariery. Szkoda, bo wcześniej byliśmy przyjaciółmi. Mieszkaliśmy nawet w jednym bliźniaku.

Czy Torgowski ma jeszcze dziś żal do Kijewskiego? - Tak i nie. Tak, ponieważ zawiodłem się na nim jako przyjacielu. Nie, bo dzięki niemu mam dziś stabilną sytuację finansową - mówi.

Jednak krytykowanego za złe prowadzenie zespołu Kijewskiego często bronili inni zawodnicy. - To, że Lech grał słabo nie było winą trenera. To efekt fatalnej polityki finansowej i kadrowej klubu - mówi Wojciech Ziółkowski, który grał wtedy w Poznaniu.

Jego słowa potwierdziły się szybko. Jako trener kadry Kijewski potrzebował zaledwie dwóch lat na osiągnięcie sukcesu, którego do dziś żadnemu szkoleniowcowi nie udało się powtórzyć: siódme miejsce na Mistrzostwach Europy w Hiszpanii. - Trenerze, jak się mamy do ciebie zwracać? Może Geniusz zamiast Eugeniusz - żartowali wtedy polscy koszykarze.

- Darek Szczubiał ma szanse powtórzyć mój sukces, to dobry trener - mówi Kijewski. - Szanse miał również Piotr Langosz, ale jego filozofia okazała się zupełnym niewypałem. Jednak zanim doszło do sukcesu w Hiszpanii, moje początki z kadrą także były trudne.

Prowadzona przez Kijewskiego reprezentacja przegrywała mecz za meczem, a o trenerze mówiło się: "Kijek może był wielkim zawodnikiem, ale trener z niego żaden".

I wtedy zdarzył się cud. Kijewski zagrał va banque. Usunął z kadry starszych zawodników, wprowadził młodzież. W starciach z takimi mocarzami koszykówki, jak Litwa czy Francja, mogło się to skończyć katastrofą. Tak nie było. Drużyna Kijewskiego awansowała do ME w Hiszpanii, na których zrobiła furorę. Motywowani przez Kijewskiego zawodnicy pokonali Łotwę, Chorwację, Turcję i Niemcy. Przegrali dopiero ćwierćfinał z Grecją.

- To było tak dawno. Mimo dramaturgii tego meczu, zbyt dobrze go nie pamiętam. A skoro zapomniałem, to znaczy, że żadnych większych błędów nie popełniliśmy. Na pewno nie popełnił ich także trener Kijewski - mówi Adam Wójcik, reprezentant Polski. - Takie mecze w koszykówce to normalka. Bardzo często prowadzisz przez całe spotkanie, aby przegrać w końcówce. W meczu z taką drużyną jak Grecja dziesięć punktów przewagi na trzy minuty przed końcem, to żadna przewaga. Trener Kijewski nie zawiódł. To Grecy pokazali ogromną klasę.

Do meczu niechętnie wraca także trener Kijewski. - Wygrana gwarantowała nam grę w półfinale, udział w mistrzostwach świata. Może teraz losy polskiej koszykówki toczyłyby się inaczej? Nie wracajmy do tego - mówi Kijewski.

Finał, którego brakuje

26 października 1997. Po zgodzie Polskiego Związku Koszykówki Kijewski łączy dwie funkcje. Nadal jest trenerem reprezentacji, rozpoczyna pracę w drużynie Azoty Nobiles Włocławek. Zmienił na stanowisku chorwackiego trenera Rajko Totomana, który z 14 spotkań wygrał tylko pięć i zakończył rundę na 11. miejscu. Pod wodzą Kijewskiego koszykarze z Włocławka awansowali do play-off, w którym zajęli siódme miejsce. - Objąłem zespół w połowie sezonu. Potrzebowałem czasu, aby go poukładać - mówi Kijewski.

Kolejny sezon był zdecydowanie lepszy. Zmieniony przez trenera zespół Anwilu wywalczył srebrny medal. W finale uległ Zepterowi Śląsk Wrocław 3:4. - Od tamtego finału żaden zespół nie stawił takiego oporu wrocławianom. Teraz rywalizację z Zepterem Anwil przegrywa 0:4 lub 1:4 - zauważa Kijewski.

- Metodami szkoleniowymi trener Kijewski nie różni się zasadniczo od innych trenerów pracujących w Polsce - mówi Tomasz Jankowski, koszykarz Prokomu, który wcześniej współpracował z Kijewskim w Lechu, Anwilu i reprezentacji. - Jego zaletą jest fantastyczne podejście do każdego zawodnika. Przed meczem rozmawia z tobą tak, że po chwili, obojętnie jaką rolę pełnisz w zespole, czujesz się bardzo potrzebny. To bardzo pomaga. Mam nadzieję, że teraz w Sopocie jest podobnie, a zacięty finał z Zepterem wróci już w tym roku.

Spokój, którego brakuje

22 grudnia 1999. Przedostatni w tabeli PKK Szczecin sensacyjnie pokonał kandydata do tytułu mistrza Polski Anwil. - Zagraliśmy źle, ale każdemu może się zdarzyć słabszy dzień - tłumaczył porażkę trener Kijewski. Pięć dni później, po dwóch latach i dwóch miesiącach pracy, został zwolniony z Anwilu.

- Nie wiem, czy jeden słabszy mecz może decydować o dymisji trenera. Nie ja o tym decyduję. W meczu z PKK popełniliśmy tylko jeden błąd. Wszyscy byliśmy już myślami przy świątecznym stole. Szczecin zagrał na swoim, przeciętnym poziomie. My zagraliśmy fatalnie, ale na pewno nie można za to obwiniać trenera Kijewskiego. Do jego pracy nigdy nie miałem większych zastrzeżeń - mówi Roman Prawica, koszykarz Anwilu.

Miejsce Kijewskiego zajął Chorwat Daniel Jusup. - To był szok - mówi Jankowski. - Dwaj zupełnie różni ludzie. Obdarzony wyjątkowo wybuchową osobowością Jusup był moim wrogiem. Trener Kijewski jest spokojniejszy. Też potrafi krzyknąć, ale jego zaletą jest to, że dobrze wie, kiedy to zrobić.

Do pamiętnego meczu z PKK trener Kijewski nie chce wracać. - Może popełniłem jakieś błędy? Może zbyt słabo zmobilizowałem zawodników? Przecież kilka dni wcześniej wygraliśmy z Zepterem. Teraz to nieważne. Trafiłem do Sopotu, z czego jestem bardzo zadowolony - mówi "Kijek".

Ryzyko, którego brakuje

Styczeń 2000. Miesiąc po zwolnieniu z Anwilu Kijewski przyjął ofertę Prokomu, który mimo niezłego składu ponownie ma fatalny sezon. - Sytuacja sopockiego klubu jest trudna, ale zrobię wszystko, aby na koniec sezonu ta drużyna coś osiągnęła - mówił wtedy Kijewski.

Prokomowi nie udało się jednak awansować do play-off. Wygrywając finałowy turniej we Wrocławiu, sopocianie zdobyli natomiast Puchar Polski, co pozwoliło im na pierwsze w historii występy w europejskich pucharach. - Taki sukces był nam potrzebny. Zawodnicy uwierzyli w swoje możliwości - mówi Kijewski.

W środowisku koszykarskim do dziś krąży informacja, że za zdobycie Pucharu Polski prezes SSA Trefl Tadeusz Szelągowski podarował trenerowi samochód BMW. - To ta historia jeszcze żyje? - dziwi się Kijewski. - Podczas spotkania z innymi trenerami, pracującymi w Polsce, zażartowałem kiedyś, że nie mogę żałować odejścia z Anwilu, ponieważ w Prokomie, za zdobycie pucharu dają samochód. Nie wiedziałem, że niektórzy potraktują tę informację tak poważnie.

Przed przyjściem Kijewskiego pracę w Prokomie bardzo szybko stracili Tadeusz Aleksandrowicz, Tomasz Służałek, Arkadiusz Koniecki i Ryszard Szczechowiak. - Nie bałem się ryzyka. W podobnych kłopotach obejmowałem reprezentację i drużynę Anwilu. Trzeba być pewnym swojego warsztatu i umiejętności. We współczesnym świecie sportu jest coraz mniej ludzi, którzy podejmują ryzyko. Zdecydowana większość kalkuluje.

Brązowy medal tegorocznych rozgrywek potwierdził, że wcześniejsze sukcesy Kijewskiego nie były przypadkiem. - Cieszę się, że moje metody nadal działają. Gdzie się nie pojawię, od razu zaczyna dziać się lepiej.

- Trener Kijewski potrafi zaryzykować, zaufać zawodnikom - mówi Piotr Szybilski, koszykarz Prokomu. - Tak było ze mną, tak jest teraz z Tomkiem Jankowskim. Do Sopotu przyjeżdżałem po słabszym sezonie w Zepterze, gdzie grałem bardzo mało. Trener Kijewski wmawiał mi, że jestem dobry, starał się ze mnie wydobyć sto procent. Po krótkim czasie nie musiał ze mnie nic wydobywać. Ja sam chciałem mu dać z siebie wszystko.

Filozofia, której brakuje

Jaką koszykówkę preferuje Kijewski. - Fundamentem mojej filozofii jest praca nad samym sobą. Trener to taki sam zawód, jak nauczyciel czy kucharz. Ciągle się trzeba uczyć, podnosić swoje umiejętności. To, co jeszcze dwa lata temu było w koszykówce na topie, teraz jest już przeżytkiem. Szkoda, że nie wszyscy w to wierzą i rozumieją - tłumaczy szkoleniowiec Prokomu.

W każde wakacje Kijewski wyjeżdża na specjalistyczne kliniki trenerskie, które odbywają się w różnych miejscach Europy. W ubiegłym roku był we włoskim Treviso, w tym roku na Teneryfie. - To spotkania, na których wykładają czołowi trenerzy europejscy i amerykańscy. W tym roku byli to Jean Pierre de Vincenzi - trener reprezentacji Francji, Zelijko Obradović - trener Panathinaikosu Ateny, a nawet Jeff Van Gundy z Nowego Jorku. Kliniki są pożyteczne, udział w nich znacznie ułatwia moją pracę trenerską.

Na wniosek Tadeusza Hucińskiego, prezesa ds. szkoleniowych, Zarząd Polskiego Związku Koszykówki podjął decyzję o pokryciu części kosztów kliniki. - Dobrze, że związek dba o polskich trenerów. Podobnie jak prezes Szelągowski, który także troszczy się o dokształcanie swoich kadr trenerskich. Chciałbym podziękować im obu - mówi Kijewski.

- Dużą zaletą trenera Kijewskiego jest to, że sam był kiedyś zawodnikiem - mówi Szybilski. - On wie, jak to jest na parkiecie, przez cały mecz czyta grę. Tego brakuje niektórym szkoleniowcom.

- Drużyna musi być dobrana charakterologicznie - dodaje Kijewski. - Bardzo łatwo zbudować dream team, który jako zespół nigdy nie będzie funkcjonował. Żeby zrobić dobrą drużynę, trzeba również mieć znajomości. Dzięki wielu występom w Europie ja takie mam i w tym sezonie je wykorzystałem. Nie bez znaczenia są oczywiście możliwości finansowe klubu.

Mąż i ojciec, którego brakuje

Zakochany w koszykówce Kijewski nie lubi rozmawiać o sprawach osobistych. Twierdzi, że to szczególnie drażliwy temat jego życia. - Praca trenera ma swoją specyfikę, która znacznie utrudnia mi życie rodzinne. Jestem gościem we własnym domu. Na szczęście żona Hanna oraz córki Olga i Joanna rozumieją charakter mojej pracy. Często wykorzystujemy wolne chwile na spotkania. Zawsze brakuje nam jednak czasu, aby się sobą nacieszyć - mówi Kijewski.

- Rozumiem to, co robi mąż, to przecież jego praca. Jeżeli bym się na to nie godziła, już dawno bylibyśmy osobno. Życie na odległość jest ciężkie, ale można się do tego przyzwyczaić. Wydaje mi się, że teraz moja obecność rozpraszałaby męża - mówi pani Hanna. - Zdarzają się dni, kiedy mąż siada przed telewizorem i cztery razy ogląda ten sam mecz. Kultowe filmy swojego życia, najlepsze balety i pokazy mody widziałam góra dwa razy.

Może teraz, po kolejnych sukcesach Prokomu, sytuacja rodziny Kijewskich się zmieni? Na jednej z konferencji prasowych Jacek Karnowski, prezydent Sopotu, zaproponował trenerowi stałą przeprowadzkę do nadmorskiego kurortu. - Z działką i domem nie powinno być problemów - zapewniał prezydent.

- To ciekawa propozycja. Muszę ją rozważyć - śmieje się Kijewski.

Grzegorz Kubicki

EUGENIUSZ KIJEWSKI

Urodzony: 1955, Poznań

Rodzina: żona Hanna, córki Olga i Joanna

Drużyny, w których grał: Warta Poznań, Spójnia Gdańsk, Lech Poznań, reprezentacja Polski

Drużyny, które trenował: Lech Poznań, Anwil Włocławek, Prokom Trefl Sopot, reprezentacja Polski

Największy sukces jako zawodnik: mistrzostwo Polski z Lechem, awans do Mistrzostw Europy z reprezentacją

Największy sukces jako trener: 7. miejsce na Mistrzostwach Europy w Hiszpanii, wicemistrz Polski z Anwilem, brązowy medal mistrzostw kraju i Puchar Polski z Prokomem Trefl

LICZBY KIJKA

14

W tym wieku rozpoczynał koszykarską karierę

35

W tym wieku zakończył koszykarską karierę

38

W tym wieku został trenerem reprezentacji Polski

44

W tym wieku został trenerem Prokomu Trefl

Copyright © Agora SA