Radomski: Austria bliżej awansu

- Wielkiej presji nie ma, ale chcemy wyeliminować Legię za wszelką cenę. Wielkiego meczu się nie spodziewam. Raczej piłkarskich szachów niż tego, że jedna ze stron ruszy odważnie do ataku - mówi ?Gazecie? pomocnik reprezentacji Polski.

W czwartek o 20.45 w Wiedniu Legia gra rewanżowy mecz o awans do fazy grupowej Pucharu UEFA. W Warszawie dwa tygodnie temu było 1:1. W tym spotkaniu nie grał odsunięty za kartki 29-letni Radomski. Jutro reprezentant Polski wybiegnie w podstawowym składzie.

Robert Błoński: Dla obu klubów to mecz o wszystko.

Arkadiusz Radomski: Zgadza się. Nam chyba będzie łatwiej. Gramy u siebie. Nie wiem, co prawda, jak Legia spisuje się na wyjazdach, ale własne boisko zawsze daje jakąś przewagę.

Wynik pierwszego meczu też stawia Austrię w korzystniejszym położeniu.

- Na pewno. Widziałem mecz w Warszawie. Legia była o wiele lepsza, ale to my szybko strzeliliśmy gola i spotkanie ułożyło się dla nas znakomicie. Z gry, jak to się mówi, więcej miała Legia. Okazji stworzyła sobie więcej, zasłużyła na zwycięstwo, ale bramek zdobyła tyle samo.

Jak w szatni Austrii komentowano mecz z Legią po powrocie z Warszawy?

- Krótko: wynik lepszy niż gra. Wszyscy byli zadowoleni z bramkowego remisu. Gra nam w ogóle się nie układa od początku sezonu, szczególnie w lidze.

Po remisie w Warszawie Austria wygrała pierwszy w sezonie mecz ligowy, by w ostatnią niedzielę znowu przegrać. Tym razem z Mattersburgiem.

- Myśleliśmy wszyscy, że od meczu z Legią zaczęły się dla nas lepsze czasy. Niestety, nic z tego. Niedzielny mecz był słaby. Układał się na 0:0. Żadna z drużyn nie grała dobrze. Tyle że jednemu z rywali udał się strzał życia. Z 20 metrów trafił w samo okienko, piłka odbiła się jeszcze od słupka i było po nas.

Słyszałem, że mecz był brzydki, z dużą liczbą fauli.

- Tak jak zawsze z Mattersburgiem. Było ostro. Tyle że w poprzednim sezonie my graliśmy w piłkę i strzelaliśmy gole, a oni biegali po boisku i nas kopali. Teraz gry było mniej. Dużo bieganiny i kopaniny.

Legia też przegrała mecz ligowy.

- Mam Canal+, ale nie widziałem spotkania w Kielcach. Przed meczem tylko przekomarzałem się z Sebastianem Milą [inny reprezentant Polski w Austrii Wiedeń]. On mówił, że Legia wygra albo - w najgorszym wypadku - zremisuje. Ja stawiałem na Koronę. Zakładów żadnych nie było. A szkoda.

Co Pan sądzi o Legii?

- Dobrze gra w piłkę, ale ma braki taktyczne. Pozycyjnie czuje się nieźle w grze ofensywnej. Ale nie sądzę, by w Wiedniu rzuciła się na nas. Z tego, co wiem, to i my nie zaatakujemy. Bo to Legia musi wygrać, a przynajmniej strzelić gola.

Słyszał Pan o ostatnich wydarzeniach w drużynie mistrza Polski?

- Coś mi się obiło o uszy. Wyrzucili dwóch zawodników, przegrali z jakąś drużyną z III ligi. Ale za bardzo się tym nie interesuję. To nie jest przecież mój klub.

W czwartek Austria będzie w mocniejszym składzie niż w Warszawie.

- Mam taką nadzieję. Wraca trzech podstawowych zawodników. Ja i drugi środkowy obrońca Tokić oraz ofensywny pomocnik Vachousek. Liczę, że dzięki temu nie stracimy gola, a w ofensywie będzie łatwiej stwarzać okazje. Że Vachousek przesądzi o losach spotkania. Tokić jest bardzo doświadczony, to reprezentant Chorwacji. Razem jakoś trzymamy tyły.

W Austrii jest Pan środkowym obrońcą.

- Odwrotnie niż w kadrze, w której występuje na środku pomocy.

Odpowiada Panu pozycja na boisku w klubie?

- Absolutnie nie. Ale co mam zrobić, skoro trener tak mnie ustawia? Bardzo lubię włączać się do akcji ofensywnych, ale nie mogę. Bo i boczni obrońcy często atakują, więc gdybym i ja poleciał do przodu, mogłaby powstać zbyt duża luka. Zdecydowanie bardziej wolę grać jako defensywny pomocnik. Dlatego jak jeżdżę na zgrupowania kadry, to od razu lepiej się czuję.

To kto jest faworytem do awansu?

- Mimo wszystko Austria. Mam nadzieję, że na boisku udowodnimy swoją wyższość. Tak jak wspominałem, zagramy raczej na remis. Bardziej będziemy starać się kontrolować wynik, niż strzelić bramkę za wszelką cenę. Legia zagra podobnie, więc pewnie będą boiskowe szachy i może coś rozstrzygnie się w końcowych minutach.

Austria jakoś szczególnie przygotowuje się do meczu z Legią?

- Nie. W poniedziałek mieliśmy pomeczowe rozbieganie, wczoraj pograliśmy w siatkonogę, zajęcia były lekkie. W środę o 17 rozruch, po nim jedziemy na krótkie zgrupowanie do hotelu. I w czwartek wieczorem "do boju".

To gra o przyszłość trenera Austrii?

- Jeśli nie awansujemy, zdarzyć się może wszystko. To dla nas bardzo istotny mecz. Kiedy nie układa się w lidze, zajmujemy przedostatnie miejsce, awans do fazy grupowej ma być pocieszeniem. Jak się uda, to łatwiej nam będzie w niedzielę w ligowym meczu z GAK. W krótkim czasie czekają nas dwa istotne mecze.

Presja jest duża?

- Właśnie nie. Nikt od nas niczego nie wymaga, właściciela - jak zwykle - więcej nie ma, niż jest. Frank Stronach więcej czasu spędza w Kanadzie. Nie musimy awansować za wszelką cenę. Ale bardzo chcemy. Dla siebie i kibiców.

Premie za awans są duże?

- Nawet nie rozmawialiśmy o tym. Przyjdzie na to czas po wyeliminowaniu Legii.

Grał Pan kiedyś przeciwko polskiemu klubowi?

- Tak. Razem z Heerenven wyeliminowaliśmy w Pucharze UEFA Amicę Wronki, wygrywając 3:1 i 1:0. Teraz nie czuję szczególnych emocji. Z Legii znam mało chłopaków, a poza tym w większości grają tam obcokrajowcy.

Czy w Wiedniu obawiają się kibiców Legii?

- Na pewno. Bo chyba jest się czego bać. Tutaj niby też są fanatyczni kibice, ale gdyby doszło co do czego, to Austriacy by uciekli.

Arkadiusz Radomski , ur. 27 czerwca 1977 r. w Gnieźnie.

Kluby: Mieszko Gniezno, Lech Poznań, BV Veendam, SC Heerenveen, Austria Wiedeń.

Sukcesy: mistrzostwo Austrii, mistrzostwo Europy do lat 16 w 1993 r.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.