Legia skompromitowała się w Sanoku

Kompromitacją określił trener Dariusz Wdowczyk przegraną mistrzów Polski z ostatnim zespołem trzeciej ligi. Legia odpadła z rozgrywek Pucharu Polski, zanim w nich zaistniała. Graczy nie ominą kary finansowe

Po ubiegłorocznej przegranej w Kielcach 0:3, po wygranym pierwszym ćwierćfinałowym spotkaniu w Warszawie szkoleniowiec warszawian mówił, że szlachectwo zobowiązuje i takiej drużynie jak Legia tak nie wypada przegrywać. Nic jednak się nie zmieniło, a jest nawet gorzej. - Wygrywa ten, kto chce wygrać - trafił w sedno trener gospodarzy Ryszard Federkiewicz.

O kryzysie w zespole mistrzów kraju mówiło się niemal od początku sezonu. Ale niedzielna wygrana w lidze 5:0 z Wisłą Płock zdawała się pokazywać, że kryzys jest zażegnany. - Myśleliśmy, że jesteśmy na dobrej drodze, lecz byliśmy w błędzie. Czuję się upokorzony taką postawą moich piłkarzy. Jedno, o co prosiłem, to profesjonalizm i byśmy wzajemnie się szanowali. To smutne, że niektórym brakuje dumy i honoru. Dałem szansę w tym meczu kilku graczom, ale szczerze mówiąc, nie widać było, aby zależało im na jej wykorzystaniu. Nieważne, z kim się gra - ambicja i wola walki muszą być w każdym meczu. Nawet z zespołem trzecioligowym - mówił bardzo zły Wdowczyk.

A kto tę szansę dostał? Przede wszystkim Michał Gottwald i Piotr Włodarczyk w ataku. Pierwszy jak zwykle wypadł bezbarwnie. Drugi w swoim stylu, to znaczy nieskutecznie do granic przyzwoitości. W pierwszej połowie miał trzy znakomite okazje, nie wykorzystał żadnej. Raz posłał piłkę głową obok słupka, potem po jego uderzeniu obrońca zdążył wybić piłkę z linii bramkowej, a wreszcie, będąc niemal w sytuacji idealnej, kopnął lekko i nieudacznie, aż zatrzymała się na słupku, co wywołało wesołość widowni.

I aż wstyd dodawać, że trzecioligowiec Piotr Badowski w podobnej sytuacji spisał się bez zarzutu. Tu z kolei beznadziejnie zagrali środkowi obrońcy gości Herbert Dick i Mamadou Balde (Dickson Choto został na ławce rezerwowych, bo kiedy jak nie w takim meczu sprawdzać dublerów). Jan Mucha, który niedawno w bramce Legii debiutował w lidze, stracił argument, że może na trwałe zastąpić Łukasza Fabiańskiego, bo nie puszcza goli. W tej sytuacji był absolutnie bezbronny.

Wdowczyk dokonał w przerwie trzech zmian (wśród sprawdzanych był też Tomasz Kiełbowicz, który na lewej pomocy zastąpił Rogera Guerreiro, ale do niego akurat nie można mieć większych pretensji), jednak wielkiej poprawy jakości gry to nie przyniosło. Co prawda dziesięć minut po rozpoczęciu drugiej połowy Elton posłał piłkę do siatki, ale arbiter nie uznał gola, bo Brazylijczyk w wyskoku faulował bramkarza.

No, ale kiedy w 73. min Legia wyrównała, zdawało się, że najgorsze, co ją może czekać, to męcząca dogrywka. Po podaniu Włodarczyka i strzale Łukasza Surmy piłkę do bramki z bliska dobił Miroslav Radović. Nawet to jednak nie podziałało pozytywnie na utytułowanych przyjezdnych. Cztery minuty później naprzeciwko Muchy wybiegł nie jeden, ale dwóch graczy gospodarzy. Słowak nic nie mógł zrobić (Łukasz Fabiański w ogóle nie pojechał do Sanoka). A potem były anemiczne ataki Legii i niespecjalnie wiele zagrożeń. Legia przegrała w Sanoku ze Stalą i kończy pucharową przygodę na 1/16 finału. W fatalnym stylu.

W Sanoku nie było kontuzjowanych Wojciecha Szali, Aleksandara Vukovicia i Marcina Burkhardta, jednak to nie jest usprawiedliwienie, bo gdyby byli, to i tak nie byłoby lepiej. Legia z takim rywalem jak Stal powinna wygrać trzecim składem, nawet gdyby do Sanoka przysłała rezerwy. A Stal na zwycięstwo zasłużyła. Dla ich kibiców, którzy na niewielki stadion z powodu przyjazdu takiego rywala już dawno wykupili bilety, to zwycięstwo to wiekopomna chwila. Nawet gdyby w tych rozgrywkach już nic więcej nie zwojowali.

A dla Legii? Dla 200 kibiców, którzy przyjechali kawał drogi z Warszawy to upokorzenie nie mniejsze jak trenera Wdowczyka. - Wierzę, że ten mecz nie obejdzie się bez konsekwencji - powiedział szkoleniowiec niedługo przed wejściem do autokaru (jego i drużynę czekała aż siedmiogodzinna podróż do Warszawy). Niedawno szefowie klubu publicznie ogłosili, że przynajmniej on nie musi się bać o swój los. Ale jeżeli Legia będzie tak grała w dalszym ciągu? Wisła Kraków nie przegrała żadnego spotkania, a jednak zmieniono tam szkoleniowca. Zakładając, że w Warszawie nie zechcą tak zrobić, to co musi zrobić Wdowczyk, aby wstrząsnąć zespołem?

W sobotę bardzo trudny ligowy mecz w Kielcach z Koroną. A potem Puchar UEFA z Austrią w Wiedniu i wreszcie mecz rundy z Wisłą Kraków u siebie.

Kto się czubi

Ten wcale nie musi się lubić. O konfliktach wewnątrz warszawskiego zespołu już dawno było głośno. Chodziło o tarcia między Polakami a obcokrajowcami. To już niby przeszłość, wewnątrz klubu starano się nawet rozpowszechnić wersję, że w ogóle nic takiego nie było. Na obozie w Mrągowie wbrew niektórym opiniom wszyscy ładnie się integrowali, choć w niektórych momentach dawało się odczuć podskórną nerwowość. Podczas jednego z meczów siatkonogi Grzegorz Bronowicki niezbyt przyjaźnie wyrażał się w stosunku do Brazylijczyków. Wczoraj po drugiej bramce dla Stali właśnie Bronowicki skoczył w kierunku Eltona i doszło do poważnej przepychanki. Parę rozdzielił dopiero Dick z Zimbabwe. Konflikt udało się zażegnać, ale miło nie było.

STAL SANOK 2 (1)

LEGIA WARSZAWA 1 (0)

Strzelcy bramek

Stal: Badowski (38.), Gryboś (77.)

Legia: Radović (73.)

Składy

Stal: Pietrzkiewicz - Okas, Gawłowicz (72. Jęczkowski), Łuczka, Kuzicki Ż - Niemczyk Ż , Węgrzyn, Kosiba, Sumara - Badowicz (69. Nikody), Gryboś

Legia: Mucha - Bronowicki, Dick, Balde, Edson - Szałachowski (46. Radović), Surma, Junior, Kiełbowicz (46. Roger Ż ) - Włodarczyk, Gottwald (46. Elton)

Widzów: 3 tys.

Sędziował: Kowal (Katowice)

Łukasz Surma

kapitan Legii

Nie tylko smutna będzie droga do Warszawy, ale cały ten rok, bo większość zawodników nie zdaje sobie sprawy z tego, co oznacza porażka w Pucharze Polski. Przed każdym meczem jako mistrz Polski powinniśmy grać na 100 procent, a dziś nie graliśmy w ogóle. Jeśli tak będziemy podchodzić do swoich obowiązków, to marna przyszłość naszej Legii. Sanok wygrał ambicją, bo umiejętnościami na pewno nie.

not. lew

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.