Koszykówka to cały świat

Amerykańscy koszykarze po raz trzeci w ciągu ostatnich czterech lat przegrali w ważnym turnieju. Tym razem w MŚ w Japonii na brąz skazali ich Grecy, w których składzie nie było żadnego aktualnego zawodnika NBA. A na dodatek dwa dni później ci sami Grecy przegrali bardzo wysoko w finale z Hiszpanią osłabioną brakiem najlepszego koszykarza.

Nie ma więc wątpliwości - pełna gwiazd NBA drużyna (m.in. MVP finału Dwyane Wade) - była dopiero trzecią najlepszą w tym turnieju. Nic dziwnego, że zszokowani amerykańscy komentatorzy popadli ze skrajności w skrajność. Najpierw twierdzili (w większości), że w takim składzie, z tą mobilizacją i z tym trenerem zdobędą na pewno złoto. Teraz zaczynają pisać, że kluby z NBA powinny rozważyć sprowadzanie trenerów z Europy, że pracujący na Uniwersytecie Duke Mike Krzyzewski zawiódł jako szkoleniowiec, a także zaczynają się zastanawiać, czy kluby z Euroligi na pewno są gorsze od tych z NBA. Zresztą już w październiku dwa kluby zza oceanu zmierzą się w turnieju w Kolonii z dwoma z Europy i wszystko stanie się jasne.

Jednak gra Greków czy Hiszpanów w japońskim turnieju rzeczywiście otwiera chyba nową erę koszykówki. Okazało się, że dobrze przygotowane fizycznie zespoły, w których cała piątka broni i cała piątka potrafi zdobywać punkty, są w stanie pokonać skaczących metr wyżej i biegających dużo szybciej Amerykanów. Głównie dlatego, że tamci są przyzwyczajeni do akcji jeden na jeden, ewentualnie dwa na dwa i nie mieli pojęcia, co robić, gdy trzeba było grać pięć na pięć (choćby współpracować ze sobą wobec obrony strefowej).

Znacząca była końcówka meczu z Grecją, kiedy LeBron James skakał po głowach rywali i popisywał się niesamowitymi wsadami, ale kiedy trzeba było rzucić pod presją za trzy punkty, gwiazdy z USA nie trafiały nawet w obręcz. Oczywiście, gdyby za dwa lata w igrzyskach w Pekinie drużynę USA uzupełnili Shaquille O'Neal, Kevin Garnett, Kobe Bryant, Tracy McGrady, Chauncey Billups i Tim Duncan, Amerykanie byliby faworytami do złota. Ale - po pierwsze - to się nie zdarzy, bo kilku z tych graczy stale odmawia gry w reprezentacji. A po drugie - wcale takiej tezy nie można postawić z wielką pewnością. Koszykarze spoza USA grają bowiem już tak dobrze, że stali się żywym potwierdzeniem sloganu lansowanego od kilku lat przez Międzynarodową Federację Koszykówki (FIBA) "We Are Basketball" ("Jesteśmy koszykówką"). To nie NBA jest teraz koszykówką. Koszykówka to cały świat.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.