Rafał Stec: Real nie będzie chodził po wodzie

Kto sądzi, że żyjemy w kraju zniecierpliwionych pomyleńców gremialnie cierpiących na kibicowskie ADHD, bo trener Beenhakker został skrytykowany już po dwóch popołudniach z reprezentacją Polski, niech rzuci okiem na Real Madryt. Łajać szkoleniowca po debiutanckim sparingu byłoby nierozsądne? Skrajnie pochopne i świadczące o awanturnictwie łajającego? A może to jednak najzwyczajniejsza, podszyta życzliwością praktyka tam, gdzie mierzy się wyłącznie w najcenniejsze trofea?

Fabio Capello został wstępnie osądzony, zanim nowy, dopiero kształtowany przez niego Real rozpoczął rozgrywki ligowe. Wystarczyły porażki z Betisem i Villarrealem w towarzyskim turnieju bez znaczenia, by miesiąc miodowy włoskiego szkoleniowca został przerwany, a stos, na którym być może kiedyś spłonie - wzniesiony. Drużynę gazety obwołały "komedią", trenerowi zarzucono lekceważący stosunek do obowiązków, a jej grę - jak napisał felietonista "Asa" - wstyd komukolwiek pokazać. Potem nastroje się poprawiły, teraz są zupełnie niezłe, ale tamten epizod był symptomatyczny, bo podpowiada, co czeka Capello, jak rzetelnie będą jego pracę oceniać i jak cierpliwie jej efektów wypatrywać. Przy pierwszym drobniutkim niepowodzeniu nikt nie zwrócił uwagi, że Real zagrał dwa wspomniane mecze w niespełna dobę, a przeciwnicy odnieśli zwycięstwa pyrrusowe, bo opłacili je aż dziewięcioma kontuzjami - z wymagającym półrocznej rehabilitacji urazem znakomitego stopera Gonzalo Rodrigueza na czele.

Jeśli zapomnieć o specyfice okolic Santiago Bernabeu i spojrzeć na suche fakty, to tego lata, po sezonach z góry zapowiadających się jako beznadziejne, fani klubu uznanego za największy w XX wieku wreszcie mieli wszelkie powody, by wypatrywać lepszych czasów. Prezes Florentino Perez, który pomylił Ligę Mistrzów z Fashion TV i kupował piłkarzy ładnie prezentujących się na azjatyckich wybiegach, poszedł sobie precz. Parada uległych trenerów, których ten marketingowo nienasycony budowlaniec terroryzował, ustąpiła miejsca wybitnemu fachowcowi odpornemu na naciski. Ten zaś wreszcie wypełnił, i to w kilka tygodni, wszystkie luki, które sprowadzały na Real klęski, czyniąc ostatnie sezony najbardziej ponurym okresem klubu od blisko półwiecza. Wziął dwóch fantastycznych defensywnych pomocników Mahamadou Diarrę oraz Emersona (pierwszemu przypisuje się dodatkowo wyjątkowe talenty przywódcze), i to w idealnej konfiguracji młody-stary, a także najlepszego środkowego obrońcę mistrzostw świata Fabio Cannavaro, wskutek korupcyjnej afery we Włoszech przecenionego do błahych sześciu milionów euro. Napastnik Ruud van Nistelrooy to też zresztą towar luksusowy nabyty okazyjnie, bo do Madrytu popchnęły go kontrowersje w szatni Manchesteru United.

Czy można wyobrazić sobie w ogóle doskonalsze lato transferowe? Gdzie doszukiwać się skazy, jeśli pozyskanie Capello to wręcz ruch wielokrotnie trafiony, bo nie istnieje inny trener, który potrafił ułożyć sobie życie z niepokornym Antonio Cassano?

A jednak wokół Realu wyczuwa się pewne rozczarowanie, na razie śladowe, lecz grożące poważnym rozgoryczeniem, jeśli sukcesy nie przyjdą natychmiast. Nowo wybrany prezes Calderon obiecał trzy gwiazdy zdolne do najbardziej fantazyjnych figur, czyli mogące realizować fundamentalny madrycki postulat - gry skutecznej i spektakularnej zarazem. Niestety, Calderon nie zdołał ściągnąć ani Cristiano Ronaldo, ani Arjena Robbena, ani Kaki (gdyby tego ostatniego wydarł Milanowi za Ronaldo, Włosi popełniliby chyba najgłupszy transfer w historii) i co bardziej rozeźleni zaczęli nawet napomykać o jego dymisji.

Do niej oczywiście nie dojdzie, ale inne konsekwencje fiaska planów prezesa dostrzeżemy prawdopodobnie natychmiast. Otóż Real nie będzie grał zachwycająco, bo po odejściu Zinedine'a Zidane'a bajecznie finezyjnych artystów mu brakuje. Personalne wybory Capello stanowią całkowite przeciwieństwo wyborczych obietnic prezesa, zresztą włoski trener z miejsca obwieścił, że chce przede wszystkim nauczyć drużynę, jak nie tracić goli. Jeśli w Madrycie pozwolą mu spokojnie pracować, osiągnie sukces. Jeśli pozwolą mu spokojnie pracować, ale także - wytrzymają próbę cierpliwości, być może nawet zaakceptują wyższość Barcelony, która rusza z lepszej pozycji startowej.

Kto wie, czy to nie piłkarzy i trenera, lecz właśnie ich otoczenia nie czeka wyjątkowe wyzwanie. Real trzeba wznosić na gruzach, tymczasem Barcelona jest gotowym produktem, który wiosną okazał się najlepszy w Europie, a teraz został tak udoskonalony (Zambrotta, Thuram i Gudjohnsen), że gdyby nie obsada bramki, należałoby ogłosić go ideałem, jedenastką bez skazy. Ktoś pamięta, by Katalończycy mieli kiedykolwiek tak szczelną - potencjalnie - defensywę?

A przecież cała liga hiszpańska to stawka niebywale mocna. Sevilla rozbiła w Superpucharze Europy olśniewającą w sparingach Barcę, urosła Valencia (doszli Joaquin, del Horno i Morientes!), urósł Villarreal (Pires, Nihat) i Atletico Madryt (czy nastoletni Aguero z bocznymi obrońcami Seitaridisem i Pernią wyrwą kibiców ze stanu permanentnej frustracji?). Jeśli spojrzeć na całość, to Hiszpanie, chyba najbardziej czuli na punkcie rywalizacji o nieoficjalny tytuł najsilniejszych rozgrywek w Europie, mogą znów odtrąbić swój rok. Angielskie potęgi zostały pobite wiosną w finale Ligi Mistrzów i Pucharu UEFA (przez Barcelonę oraz Sevillę), a Włochów znokautowała afera Moggiopoli. W stawce, jaką oferuje Primera Division, Realowi nie będzie łatwo demolować rywali, czego domagają się wyposzczeni kibice. A tam już się zdarzało, że np. Valencia okupowała pozycję lidera, lecz fani demonstrowali przed rezydencją prezesa, bo irytował ich nieatrakcyjny sposób gry drużyny...

Tak, bardziej wybrednych od Hiszpanów nie znajdziesz, oni cudów chcą natychmiast i pewnie nawet na widok chodzącego po wodzie prychnęliby i spytali, dlaczego nie żongluje przy tym prawą piętą i lewym barkiem. Na swoje szczęście Capello wie, w co wszedł. Kiedy dekadę temu objął Real po raz pierwszy, zażądano od niego tytułu, choć klub właśnie zajął w lidze szóste miejsce, najniższe w ostatnich 30 latach.

I Capello mistrzostwo zdobył.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.