Czytaj komentarz Radosława Leniarskiego: Polska królowa drugoplanowa
Sztafeta jest specyficzną konkurencją. Biega się ją właściwie tylko na największych imprezach raz na dwa lata, bardzo rzadko na mityngach. Jeśli już, to najczęściej krajowych. I Polska ma patent na sztafetę. Jak powiedział biegnący na trzeciej zmianie Marcin Jędrusiński, Polacy - prawdopodobnie w odróżnieniu od innych szybkich sztafet - ćwiczą zmiany non stop. - Nasza zaleta to zgranie - powiedział Jędrusiński.
Fakt - najszybszy w tym roku z całej czwórki Dariusz Kuć miał przed mistrzostwami w Göteborgu 122. czas na świecie, Łukasz Chyła 185., Marcin Jędrusiński 190., Przemysława Rogowskiego ranking nie objął. Ale to w niedzielę okazało się nieważne. Rogowski, Chyła, Jędrusiński i Kuć tak perfekcyjnie wykonali zmiany, że wyprzedzili ich tylko Brytyjczycy ze znanymi na świecie sprinterami: Dwainem Chambersem, Darrenem Campbellem, Marlonem Devonishem i Markiem Lewisem-Francisem.
Dosłownie 20 minut później startowała kobieca sztafeta 4 x 400, o której można powiedzieć właściwie to samo. Tu konkurencja w Europie jest mocniejsza niż wśród mężczyzn, a Rosjanki są właściwie bez konkurencji. Z Polek szczególnie biegnąca na trzeciej zmianie Ewelina Sętowska wykazała doświadczenie weterana. Dała się wyprzedzić na pierwszej prostej swojej zmiany, a kiedy już wyglądało na to, że szanse na medal są stracone, Sętowska po prostu wyprzedziła Niemkę i Białorusinkę. Podobnie jak przed czterema laty i mężczyźni, i kobiety obronili tytuł wicemistrzowski.
Marek Plawgo, srebrny medalista biegu na 400 m ppł, uparł się i nie pobiegł w sztafecie 4 x 400 m kończącej mistrzostwa Europy. Być może jest w nim jakiś uraz psychiczny po dyskwalifikacji w 2002 r., kiedy wpadł między finiszujących Niemca i Francuza jak spóźniony pasażer do zatłoczonego tramwaju w godzinach szczytu.
Bez Plawgi Polacy - Daniel Dąbrowski, Piotr Kędzia, Piotr Rysiukiewicz, Rafał Wieruszewski - zdobyli brązowy medal. Długo wydawało się, że są w stanie pokonać nawet Francuzów i zdobyć złoto. Na ostatniej zmianie Rafał Wieruszewski tuż za ostatnim wirażem puścił Francuza Marca Raquila po zewnętrznej, próbował go przy tym blokować, nieopatrznie otwierając wolną drogę przy krawężniku Brytyjczykowi Timowi Benjaminowi.
Zaproszenie od Jeleny
Monika Pyrek cieszyła się jak
dziecko, kiedy przeszła 4,65 m w pierwszej próbie sobotniego konkursu skoku o tyczce. Właśnie skok na tę wysokość dał jej srebro. Zdobycie medalu było jednak trudniejsze, niżby się mogło wydawać, gdyby spojrzeć w tegoroczne statystyki. W nich Pyrek jest druga po Isinbajewej, mistrzyni olimpijskiej, świata, Europy, rekordzistce świata - Polka skoczyła w tym roku 4,75 m, Rosjanka 4,91 m. Kontuzja ścięgna Achillesa wykluczyła ze startu groźną konkurentkę - rekordzistkę Polski i brązową medalistkę z igrzysk w Atenach Annę Rogowską. Teoretycznie więc w normalnych warunkach droga Pyrek do srebra powinna być łatwa i przyjemna.
Jednak w Göteborgu panował ziąb, Polka chuchała w ręce nie tylko dlatego, że ma taki zwyczaj, ale również dlatego, że po prostu było jej zimno, i żeby choć odrobinę ogrzać chwyt na tyczce. Siąpił deszcz, rozbieg był mokry - zawodniczki patrzyły na trybuny, szukając wzrokiem swoich trenerów i pomocy.
To, że będzie to dziwny konkurs i że może się ułożyć w sposób nieprzewidywalny, można było wnioskować już przy pierwszym skoku Polki. Pyrek zaczęła bowiem od wysokości 4,40 m, czyli bezpiecznej jak dla niej. Dłużej zwlekała z pierwszym skokiem tylko Isinbajewa. 4,40 to bezpieczna wysokość, ale w normalnych okolicznościach, a nie przy padającym deszczu i temperaturze 15 stopni. - Byłam przekonana, że 4,40 skoczę bez problemów, hop-siup... No i zagotowałam się - opowiadała Polka.
Po strąceniu przez Pyrek sytuacja stała się nerwowa. Najgroźniejsze rywalki do srebra - Tatiana Połnowa i Swietłana Fieofanowa, wicemistrzyni olimpijska z Aten w 2004 r. - pokonały 4,40 m bez żadnych problemów. Pyrek wyraźnie się uspokoiła po pokonaniu 4,50 m w pierwszej próbie, gładko i pewnie (zwłaszcza gdy okazało się, że Fieofanowa wyżej już nie podskoczy, trzy razy strąciła). A Pyrek powinna się poczuć pewnie - w konkursach takich jak ten w Göteborgu ma spore doświadczenie. Rok temu w Helsinkach ona i Rogowska walczyły w najbardziej kuriozalnym konkursie skoku o tyczce - przekładanym, przeprowadzonym przy zmiennym wietrze, przy którym żadna z dziewczyn nie mogła precyzyjnie wyliczyć rozbiegu.
Właściwie więc po pokonaniu wysokości 4,50 tylko jedno mogło niepokoić Polkę. Tatiana Połnowa, z którą Pyrek wygrywa z zamkniętymi oczami (i zapewne dlatego bez żadnych wahań pożyczyła jej własna tyczkę do konkursu), skoczyła najpierw 4,60, a potem 4,65 m. - Serce zabiło mi mocniej. Pomyślałam wówczas: jeszcze mnie pokona. Bardziej obawiałam się Fieofanowej, a tu wyskoczyła Połnowa - mówiła Pyrek.
Kiedy Polka również pokonała 4,65 m w pierwszej próbie, zapewniając sobie srebrny medal, a potem nieudanie atakowała 4,80 m, znów było wiadomo - skok o tyczce kobiet to
sport, w którym skacze w finale 12 dziewczyn, a i tak zawsze wygrywa Isinbajewa. Bez względu na okoliczności, bez względu na to, czy pada deszcz, czy wieje wiatr, czy jest zimno, bez względu na to, że odwieczne twierdzenia dziewczyn (a przynajmniej od tych kilku lat, od których skok o tyczce jest rozgrywany na wielkich imprezach mistrzowskich), że konkurs to loteria. Isinbajewa zawsze w takich loteriach losuje zwycięski kupon.
Jeszcze Rosjanka próbowała pobić własny rekord świata na 5,02 m i po chwili obie z Pyrek - Polka dołączyła do Rosjanki po wyraźnym geście zaproszenia od Rosjanki - biegły w rundzie honorowej wokół stadionu Ullevi.
To trzeci medal 26-letniej Pyrek z wielkiej mistrzowskiej imprezy. Polka zdobyła brązowy medal na mistrzostwach świata w Edmonton w 2001 r., a rok temu srebro w Helsinkach. I za każdym razem przed finałem Pyrek robi sobie urodzinowy prezent.
Młot się rozkręca, ale powoli
Szymon Ziółkowski nie zdobył medalu, choć w tym roku rzuca młotem bardzo równo i często powyżej 80 m. To nie zdarzało mu się przez cztery ostatnie sezony, od mistrzostw świata w Edmonton, gdzie zdobył złoto. - To jeden z moich najgorszych występów w tym roku. Jak dojdę do siebie, będę jeszcze bardziej zły na siebie - powiedział Ziółkowski. - Nie szukam żadnych usprawiedliwień, bo ich nie mam. Przygotowania przebiegały bez problemów, chłodna i deszczowa
pogoda była jednakowa dla wszystkich zawodników. Zawiodłem na całej linii. Przepraszam kibiców, którzy liczyli na to, że zdobędę medal.
Ziółkowski powinien zdobyć medal, to prawda. Ale wszystko wskazuje na to, że to, co najgorsze w karierze mistrza olimpijskiego z Sydney z 2000 r., minęło bezpowrotnie. Na rzutniach panują zawodnicy wschodniej sztuki miotania - Białorusini Iwan Tichon i Wadim Diewiatowski zdobyli złoto i srebro z młocie, Białorusinki złoto i srebro w pchnięciu kulą, Rosjanka złoto w rzucie dyskiem, Rosjanki złoto i srebro w rzucie młotem, Litwin i dwóch Estończyków okupowali podium w rzucie dyskiem. Ziółkowski i Skolimowska, choć ona zdobyła brąz w młocie, stanowią tło.
Przeszkody na drodze Janowskiej
Bieg na 3000 m z przeszkodami kobiet debiutował na mistrzostwach świata rok temu, a na mistrzostwach Europy w sobotę. Rok temu i w sobotę jedną z faworytek była Wioletta Janowska, była biegaczka na 1500 m.