Tour de France w nogach Landisa

Floyd Landis po samotnej, heroicznej akcji na ostatnim górskim etapie odrobił straty, które poniósł dzień wcześniej. Z 11. pozycji awansował na trzecią, a od lidera Oscara Pereiry dzieli go pół minuty. W sobotę zaatakuje w czasówce.

Na opisanie podobnych wyczynów brakuje słów. Francuzi mawiają w takich przypadkach "jamais vu ca" (nigdy niewidziane). W bogatej historii Tour de France coś takiego może i miało miejsce, ale w odległych czasach. Bez względu na to, czy Landis wygra ten wyścig, czy nie, przejdzie do jego legendy. Dokonał rzeczy niesamowitej. Na mecie jego najwięksi rywale bez wyjątku wyrażali podziw dla Amerykanina.

Po środowym etapie był już skreślony. Przyjechał na metę w trzeciej dziesiątce, dziesięć minut za zwycięzcą. W klasyfikacji generalnej miał osiem minut straty do prowadzącego Hiszpana Pereiry. Ale w czwartek kolarze znów mieli przed sobą Alpy. "A najpiękniejsze godziny Wielkiej Pętli opisywane były, są i będą w górskim pejzażu " - pisał dziennikarz "L'Equipe".

Landis odjechał największym rywalom już przed pierwszą z pięciu górskich premii czwartowego etapu, na 60. kilometrze. Po kryzysie nie było śladu. Gnał do przodu, jakby dopiero zaczynał najcięższy wyścig świata. Szybko dołączył do czołowej, kilkuosobowej grupy. Minął ją i wyprzedził prowadzącego przez chwilę Francuza Patricka Halganda. Koła dotrzymywał mu tylko Niemiec Patrik Sinkewitz z T-Mobile, ale przed ostatnim podjazdem pod Joux-Plane i on skapitulował.

Było to pierwsze zwycięstwo etapowe Landisa w TdF. Bardziej niż ta wygrana liczył się styl, w jakim ją odniósł, i co dzięki niemu zyskał. Na mecie miał 5 minut 42 sekundy przewagi nad Carlosem Sastrem i prawie dwie minuty więcej nad Pereirą (był moment na trasie, kiedy przewaga przekroczyła dziewięć minut). Liderem nie został, ale już w sobotę 57-kilometrowa czasówka. Z czołowych kolarzy to właśnie Amerykanin jeździ najlepiej na czas. W pierwszym tygodniu Touru, w Rennes, był drugi, za nieliczącym się już w klasyfikacji generalnej Ukraińcem Serhijem Honczarem, z wyraźną przewagą nad oboma Hiszpanami (1.11 nad Sastrem i 1.30 nad Pereirą).

- Byłem załamany tym, co wydarzyło się w środę. To była katastrofa. Mówiłem wcześniej, że chciałem wygrać Tour de France, i to była ostatnia okazja, żeby odrobić straty. Oczywiście, teraz liczę na wygraną. Zobaczymy jednak, co zostanie w moich nogach po tym, co zrobiłem dziś - mówił Landis. - Floyd ma Tour w swoich rękach - przyznał Oscar Pereiro.

Wyniki 17. etapu, Saint-Jean-de-Maurienne - Morzine (200 km):

Klasyfikacja generalna:

Copyright © Agora SA