Martina Navratilova: Kort centralny na Wimbledonie [Navratilova wygrała tam rekordowe dziewięć razy w singlu]. Zwyciężałam w każdym z Wielkich Szlemów, ale Australian Open czy Roland Garros to jednak nie to samo. Pamiętam, że jak byłam mała, to oglądałam Wimbledon w telewizji. Chciałam kiedyś tam zagrać, ale miałam też taką dziwną myśl, żeby dotknąć trawy. Wydawało mi się dziwne, że na korcie rośnie trawa. No i pierwsze, co zrobiłam, gdy przyjechałam już na Wimbledon, to właśnie pogłaskałam ręką trawę. To była zdecydowania inna trawa niż ta w ogródku.
- W Warszawie zagram z Liezel Huber [reprezentantka RPA, Martina doszła z nią niedawno do finału w Key Biscayne]. Najlepiej grało mi się z Pam Shriver. Byłyśmy tak zżyte, że nie musiałyśmy nawet rozmawiać na korcie. Słyszałyśmy własne myśli. W deblu jest tak, że dobry duet można stworzyć, tylko jeśli świetnie znasz partnera, jesteś z nim zaprzyjaźniona.
- Z Rogerem Federerem (śmiech). Kilka lat temu grałam z nim w mikście. Pokonaliśmy wtedy Venus Williams i Maksa Mirnyja, całkiem niezły duet. Fajnie byłoby jeszcze raz z nim zagrać.
- Z nią nie, bo choć jest dobrą tenisistką, to nie angażuje się w debla. Jej priorytetem jest singiel, a ja gram wyłącznie z osobami, które traktują debla poważnie. Chciałabym też kiedyś zagrać w parze z Martiną Hingis, ale ona też na razie stawia na singiel.
- Żeby grać, trzeba ciągle chcieć być najlepszym i kochać to, co się robi. Ja zawsze kochałam tenis i to motywowało mnie do gry. I wciąż tak jest.
- Kontuzje. Młode zawodniczki nie do końca umieją sobie z nimi radzić. Jeśli tylko trochę cię boli, trzeba zrobić przerwę, nawet na tydzień lub dwa. Zbagatelizowanie tego może kosztować utratę zdrowia. Nie wszyscy umieją iść na takie kompromisy.
- Martina Hingis. Oprócz niej także Swietłana Kuzniecowa i, patrząc na układ drabinki, Kim Clijsters [Belgijka w pierwszej rundzie ma wolny los, a w drugiej wpada na kwalifikantkę].
- Nie wiem, jak długo będę jeszcze grała, ale chciałabym jeszcze raz wygrać turniej wielkoszlemowy. Niekoniecznie Wimbledon, może być Roland Garros czy US Open (śmiech). Poza tym celem jest dalsze motywowanie ludzi do aktywności. To, że wciąż gram, wywołuje u wielu z nich bardzo pozytywne uczucia. Podchodzą do mnie i mówią, że "chce im się", bo widzą, że mnie też ciągle się chce. Poza sportem też mam dużo do zrobienia. Prowadzę wiele akcji charytatywnych. Zależy mi m.in. na ochronie zwierząt. Nie wiem, czy wiecie, że w USA usypia się rocznie 10-12 tys. psów i kotów. Chcę temu przeciwdziałać.
Martina Navratilova
Sukcesy: 167 wygranych turniejów w singlu i 174 w deblu. Singiel: 18 triumfów w Wielkim Szlemie, w tym dziewięć razy na Wimbledonie. Debel: 31 zwycięstw w turniejach Wielkiego Szlema. 2006 rok (debel): Miami (finał), Doha, Dubaj (I runda).
Zarobki na korcie: 21,4 mln dol. Obecne miejsce w rankingu debla WTA: 22.
Urodziła się w 1956 r. pod Pragą jako Martina Szubertova, ale gdy miała sześć lat, jej mama powtórnie wyszła za mąż. Martina przyjęła nazwisko ojczyma. Do 1981 r. wygrywała dla Czechosłowacji, ale gdy nadarzyła się okazja - jeszcze w latach 70. - wyjechała do USA i zmieniła obywatelstwo. - Tak, jestem lesbijką - powiedziała krótko po otrzymaniu nowego paszportu, szokując świat, bo była jedną z pierwszych gwiazd sportu, która przyznała się do homoseksualizmu.
W karierze sportowej trwającej z przerwami już od 1973 r. wygrała 351 turniejów (w singlu, deblu i mikście), co jest absolutnym rekordem świata. Przez 331 tygodni była numerem jeden w rankingu. W latach 1982-84 przegrała tylko sześć spotkań! Jedynie Ivan Lendl i Pete Sampras zarobili od niej więcej na korcie.
W 1994 r. zakończyła karierę singlową, ale z powodzeniem występowała w mikście i deblu. Już w XXI wieku wygrywała m.in. Australian Open (mikst, 2003) i Toronto (debel, 2005). Niedawno w USA ukazała się nowa książka Navratilovej "Shape Yourself", w której tenisistka radzi, jak żyć, by mając 49 lat, wciąż czuć się młodo.