Ledwie tydzień upłynął od kuriozalnego wyroku anulującego jak najbardziej słusznie przyznany przez Ekstraklasê SA walkower dla GKS Bełchatów za mecz z Górnikiem Łęczna, w którym w zespole gości wystąpił zawodnik mający na koncie cztery żółte kartki, a tu mamy następny pasztet. Komornik odchudził konto związku o 3 mln zł, czyli na przykład roczny budżet przeciętnego polskiego drugoligowca. Aż takie pieniądze działacze piłkarskiej centrali lekkomyślnie rozdali przed dwoma laty GKS Katowice i jego wierzycielom - tyle że nie tym, którym według wyroków s±du się należały. To nie tylko postępowanie wbrew paragrafom, to także - kto wie, czy nie bardziej przerażająca - pozbawiona jakiejkolwiek umiejętności przewidywania beztroska, wręcz ignoranctwo. Jak w starym dowcipie o kroku naprzód na skraju przepaści - PZPN na pewno by go zrobił.
Jakże żałośnie brzmią związkowe tłumaczenia, że przecież oni chcieli ratować GKS, że ich zadaniem jest w takich razach pomóc... Bzdura - jeśli klubu nie stać na pierwszą ligê, wy, panowie, jesteście od tego, by go z niej wyrzucić, a nie od tego, by łamać prawo, reanimując trupy, które później i tak wypadają wam z każdej szafy. Pomaganiem w obchodzeniu stworzonych przez siebie regulaminów narażacie się na utratę szacunku, a nie - jak błędnie przypuszczacie - wdzięczność.
Gdyby jeszcze działacze płacili za głupotę z własnej kieszeni, można byłoby mieć nadzieję, że taka lekcja pozwoli im uniknąć powtórek z bezmyślności. Niestety, to traci polska piłka en bloc, bo przecież ktoś tych trzech milionów w tym roku nie dostanie. Dlatego mój pomysł jest prosty. Żywcem wziąłem go z "Rejsu", do którego to filmu działacze z Miodowej nadawaliby się zresztą w komplecie. Tam kolega śpiewak został przesunięty do sekcji gimnastycznej, czego skutkiem było to, że po pierwsze przestał śpiewać. Działaczom PZPN też można by odebrać futbol. Wreszcie przestaliby się nim zajmować.