Fruwając pod koszem: Darko Reloaded

Nazywali go "wpadką wszech czasów". Nazywali go "fatalnym zauroczeniem". Nazywali go "ludzkim cygarem zwycięstwa", bo wchodził na boisko tylko wtedy, gdy wygrana była już pewna. Przykuty do ławki przez dwa i pół roku, teraz Darko Milicić może udowodnić, że jeszcze będą z niego ludzie

Wszystko zaczęło się od Dirka Nowitzkiego. Trenerzy Dallas odkryli go w jakiejś zapadłej dziurze w Niemczech, nie bacząc na drwiny, wybrali z numerem 9 w drafcie 1998 roku, a Niemiec - choć pierwszy sezon miał kompletnie nieudany - szybko stał się jedną z wielkich gwiazd NBA.

I tak zaczęła się moda na poszukiwanie talentów w Europie. Wysłannicy klubów NBA zaczęli przeczesywać Europę, zaglądając do obskurnych hal na Litwie, w Rosji, Chorwacji, Jugosławii. Każdy chciał znaleźć następnego Dirka. W spekulacjach przed draftem pojawiali się gracze, których niemal nikt nie widział w akcji, których nazwisk nikt nie umiał prawidłowo wymówić, ale którzy - rzekomo - mieli nieskończony potencjał. Z tego klucza trafili do NBA m.in. Nikoloz Tskitishvili i nasz Maciej Lampe.

Nikt jednak nie zyskał takiej sławy jak Darko Milicić. Serbskiego 17-latka wyszperano w Vrsar, małym miasteczku w Jugosławii. Pojechał tam dziennikarz ESPN i wystawił Miliciciowi laurkę, której nie zapomni do końca życia. Darko - według tej relacji - był spełnieniem marzeń każdego menedżera NBA. Wielki jak stodoła (213 cm), silny jak tur, zwinny jak kobra. Techniką nie ustępował Timowi Duncanowi. Walecznością - Kevinowi Garnettowi. Miał być drugim Wiltem Chamberlainem. Miał być Wybrańcem.

Wiosną 2003 r. Darko pojechał do Stanów i na specjalnych treningach rozkochał w sobie elitę NBA. - To wybryk natury - mówił o nim zauroczony menedżer Detroit Pistons Joe Dumars. I Detroit wzięło Milicicia z numerem 2 w drafcie, tuż za LeBronem Jamesem.

Wiadomo było, że na początku Milicić nie pogra w Detroit zbyt wiele. Ale tego, że zostanie dosłownie przykuty do ławki, chyba nikt się nie spodziewał. Wybrani tuż za nim w drafcie Carmelo Anthony, Chris Bosh i Dwyane Wade bez trudu wdarli się do pierwszych piątek swych zespołów i wyrastali na gwiazdy. A Darko siedział. W pierwszym sezonie spędził na parkiecie zaledwie 159 minut. W drugim - niewiele więcej.

Zesłanie Darko można było tłumaczyć specyficzną sytuacją Detroit - drużyna z czołówki NBA musiała wygrywać i nie mogła eksperymentować, wystawiając żółtodzioba. Ale też gdy Darko już pojawiał się na boisku, raził nieporadnością. Jego osławionych talentów nie sposób było dostrzec - widać było zagubionego wielkoluda. I w dodatku pechowego: gdy sprawił sobie kolczyki, dostał infekcji i musiał występować z plasterkami na uszach. Gdy wszedł na końcowe momenty ostatniego meczu finałów z LA Lakers, raz dwa złamał rękę.

W tym sezonie chimerycznego trenera Larry'ego Browna, z którym Darko nie mógł się dogadać, zastąpił w Detroit Flip Saunders. To miała być szansa dla Milicicia. Ale nic się nie zmieniło. Darko wciąż nie grał, siedział na ławie i gorzkniał. Stał się pośmiewiskiem NBA. Ta ofiara poszła w drafcie wcześniej niż Wade i Anthony? To - mówiono - największa menedżerska wpadka od 20 lat (gdy w 1984 roku Portland TrailBlazers wybrali Sama Bowie'ego zamiast Michaela Jordana). W końcu Joe Dumars wywiesił białą flagę. W lutym sprzedał Milicicia do Orlando Magic w zamian za prawo wyboru w tegorocznym drafcie.

Na Florydzie Darko dostał drugą szansę. Magic o nic nie walczą - mogą dać Miliciciowi pograć. Mogą budować zespół wokół Darka i dwóch sprawdzonych już młodzieńców - centra Dwighta Howarda i rozgrywającego Jameera Nelsona. Darko - pomimo dłuższego stażu w NBA - jest młodszy od obu z nich. W czerwcu skończy dopiero 21 lat.

Milicić zaczął jak Tomasz Lis po transferze do Polsatu - od zmiany fryzury. Ściął blond loczki, zastępując je jeżykiem a la marines. Gra po 20 minut w meczu. Statystyki nie są imponujące - 7 pkt, 5 zbiórek - ale też nie kompromitują. W piątkowym meczu z Cleveland Darko zdobył 10 punktów, w sobotę przeciw Golden State - 11. Oba spotkania Orlando wygrało.

- Detroit to był koszmar - mówi Darko w wywiadzie dla Hoopshype.com. - Teraz jest super. To fantastyczne uczucie, gdy rozumiesz, że trener w ciebie wierzy i daje ci szansę gry w decydujących chwilach. Teraz wszystko zależy ode mnie.

Kronika towarzyska

Gdy Orlando Magic sprzedali do Nowego Jorku Steve'a Francisa, w zamian dostali m.in. swoją dawną gwiazdę Penny Hardawaya. W 1997 roku Penny poprowadził rokosz, który skończył się zwolnieniem z pracy trenera Magic Briana Hilla. Teraz Hill znów trenuje Magic. I natychmiast po wymianie wyrzucił Hardawaya ze składu, nie pozwalając mu zagrać choćby w jednym meczu. Jak Kuba Bogu...

Pat Riley powiedział, że Dwyane Wade jest najbardziej wszechstronnym graczem, jakiego kiedykolwiek trenował. Zważywszy że Riley trenował już m.in. Kareema Abdul-Jabbara, Magica Johnsona, Jamesa Worthy, Pata Ewinga, Alonzo Mourninga i Shaqa - komplement robi wrażenie.

W ubiegłą niedzielę właściciel Dallas Mark Cuban przegrał trzykrotnie. Najpierw jego Mavericks zostali pokonani w prestiżowym pojedynku przez Phoenix Suns 115:107. Potem dwa filmy, których Cuban był producentem - "Good Night and Good Luck" oraz dokument "Enron: The Smartest Guys in the Room" - przegrały wyścig do Oscarów. Cuban obejrzał pierwszą kwartę meczu z Phoenix (we fraku!), a potem wsiadł w swój odrzutowiec i poleciał na oscarową galę do Los Angeles.

Najgorszym trenerem w NBA jest Sam Mitchell (Toronto) - tak wynika z sondażu, który "Sports Illustrated" przeprowadził wśród graczy NBA. Mitchell dostał 15 proc. głosów, wyprzedzając Mike'a Woodsona (Atlanta) i - niespodzianka! - Jeffa Van Gundy'ego (Houston).

A propos Jeffa Van Gundy'ego. Trener Houston bardzo się oburza na zarzut, że zrzędzi. Po przegranym meczu z Philadelphia 76'ers powiedział: - Wiecie, to jest zabawne. Uwielbiam, kiedy odpowiadam na pytanie, odpowiadam szczerze, i wy to nazywacie zrzędzeniem. Jeśli nie chcecie szczerej odpowiedzi, nie pytajcie. Co mam mówić? Wszystko było super, wszystko jest świetnie, dzielnie walczyliśmy z 76'ers. Stary, to było ekstra, daliśmy im rzucić 50 punktów z trumny i 25 z kontrataków. Nie, no, ludzie, ciężko jest być graczem NBA.

Lider Houston Tracy McGrady opuści najbliższe pięć tygodni z powodu bólu pleców. Bez McGrady'ego Rockets przegrywają wszystko, co się da, więc liczymy na kolejne interesujące i szczere wypowiedzi Jeffa.

New Orleans Hornets, którzy po dewastacji miasta przenieśli się do Oklahomy, zagrali pierwszy w tym roku mecz w odnowionej sali w Nowym Orleanie. Grali z LA Lakers. Powrót popsuł Kobe Bryant, który w czwartej kwarcie rzucił 18 punktów i zapewnił Lakersom zwycięstwo.

W końcówce niedawnego meczu Clippersów trener polecił młodziutkiemu Jarosławowi Korolewowi podać piłkę pod kosz do Vina Bakera. Korolew jednak w ogóle go nie posłuchał. Strapiony wyjaśnił trenerowi, że... nie wiedział, kto to jest ten Baker. Trener wskazał na Bakera i spytał: - A to kto? Na co Korolew: - No, to jest Vinny.

Ciekawostki

16 razy w karierze Kevin Garnett miał ponad 20 punktów i zbiórek w meczu. Ostatnio udało mu się to przed tygodniem, w pojedynku z Golden State (23 punkty, 21 zbiórek). Spośród obecnie grających w NBA tylko Shaquille O'Neal zaliczył "podwójną dwudziestkę" częściej - 19 razy. Ciekawe, prawda?

Tako rzecze Shaq

"A teraz pójdę do domu nacieszyć się moją piękną żoną, cudownymi dzieciakami, moją pracą. Dla mnie każdy dzień jest jak urodziny" - po meczu z Charlotte Bobcats w dniu jego 34. urodzin. Shaq zdobył w nim 35 punktów, w tym 8 w dogrywce, którą Heat wygrali jednym punktem.

Niezłe numery

30 mln dol.

zarabiają łącznie Stephon Mabrury i Steve Francis, rozgrywający New York Knicks, najgorszej drużyny w NBA. Dla porównania - 33 mln dol. zarabia łącznie cała pierwsza piątka Detroit Pistons, najlepszej drużyny w NBA.

Złota myśl

Zdobyłem już wcześniej tytuł gracza miesiąca. Nigdy nic mi za to nie dają, na przykład nowego samochodu czy jakiejś plakietki - Paul Pierce, najlepszy gracz NBA w lutym.

Copyright © Agora SA