Fruwając pod koszem: Ten Nash był nasz, jest wasz

Phoenix Suns kupili Steve'a Nasha i są rewelacją NBA. Dallas Mavericks oddali Steve'a Nasha - i też są rewelacją NBA

1 lipca 2004 do drzwi Steve'a Nasha, rozgrywającego Dallas, któremu właśnie skończył się kontrakt, zapukali nieoczekiwani goście: właściciele Phoenix Suns, pracujący tam dawny mentor Nasha - Rex Chapman, młody gwiazdor Suns Amare Stoudemire. Przybyli z bajeczną ofertą - 65 mln dolarów za sześć lat - i błagalnym apelem, aby Steve zgodził się powrócić do klubu, w którym zaczęła się jego przygoda w NBA.

Nash liczył na to, że podpisze nowy kontrakt z Dallas. Tu żyło mu się dobrze, tu pracował jego najlepszy kumpel Dirk Nowitzki. Jednak, ku zdumieniu większości obserwatorów ligi, właściciel Mavericks Mark Cuban, wcześniej szastający pieniędzmi na prawo i lewo, złożył Nashowi ofertę znacznie słabszą niż Phoenix. Uznał, że starzejący się Kanadyjczyk, który nigdy nie imponował sprawnością fizyczną, nie jest wart aż takich pieniędzy.

Niewielu jednak przekonał, zwłaszcza że prowadzeni przez Nasha Suns stali się rewelacją NBA. Ich diabelsko szybka, zwariowana i pełna radości koszykówka podbijała serca, a Nash w głosowaniu na MVP (najbardziej wartościowego gracza ligi) wygrał z samym Shaquille'em O'Nealem.

Po zeszłym sezonie z Phoenix odeszło dwóch superstrzelców - Quentin Richardson i Joe Johnson. Amare Stoudemire doznał ciężkiej kontuzji kolana. Miało być gorzej - ale nie jest. Phoenix z bilansem 40-17 zajmują trzecie miejsce na Zachodzie. Nash nie złapał kontuzji, ani nawet zadyszki - nadal przewodzi NBA pod względem asyst (10,8 na mecz), ma też najwyższą w swej karierze średnią punktową - 19,5 na mecz. I ani myśli zwalniać.

Tymczasem w Dallas za pieniądze odłożone dla Nasha zatrudniono latem 2004 gnuśnego centra Ericka Dampiera. Do rozgrywania wzięto - właściwie z łapanki - Jasona Terry'ego. W połowie sezonu odszedł architekt sukcesów klubu, zwariowany trener Don Nelson. Zastąpił go asystent Avery Johnson. Koniec pieśni?

Koniec - ale tylko na chwilę. Bo dziś Mavericks współdzielą najlepszy bilans na Zachodzie (46 zwycięstw, 12 porażek). Z ostatnich 22 meczów wygrali 20 ( niedzielny mecz Dallas - Phoenix zakończył się po zamknięciu wydania). Dirk Nowitzki jest poważnym kandydatem do tytułu MVP. Rana po odejściu Nasha zabliźniła się właściwie bez śladu.

Dallas wymieniło nie tylko rozgrywającego. W kąt poszła cała koncepcja gry oparta na finezji i celnych rzutach z dystansu. Koncepcja, która nie miała szans w play offach, bo - jak wyzłośliwiali się komentatorzy - obronę mieli Mavs mięciutką jak pupcia niemowlaka.

Dzisiejsza strategia Mavs to zmodyfikowany szlagier Andrzeja Leppera:

Ten Nash był nasz, jest wasz

Nie damy bić się w twarz

Będziemy walczyć jak lwy

I nie przeszkodzi nikt

Mavs grają powoli i z rozmysłem, zdobywają sto punktów w meczu, najmniej od lat. Ale też mniej mają głupich strat i łatwych punktów dla przeciwników. Pod ich koszem warują dwa barczyste byki - Dampier i ściągnięty przed tym sezonem DeSagana Diop. Na rasowych obrońców wyrastają młodzi Josh Howard i Marquis Daniels. Mocna ławka - z Keithem Van Hornem i Jerrym Stackhouse'em - pozwala Dallas walczyć o zwycięstwa, nawet gdy "UberDirk" ma zły dzień.

Co ciekawe, Steve'a Nasha do dziś nikt w Dallas nie zastąpił. Rozgrywaniem zajmuje się komitet, a żaden z Mavericks nie ma na koncie więcej niż cztery asysty na mecz.

Jaki morał z tej historii? Ano taki, że z Nashem czy bez Nasha - dobrze jest mieć jakiś plan .

Kronika towarzyska

W ekipie olimpijskiej USA znalazło się miejsce dla takich asów jak Antawn Jamison, Josh Howard, Shane Battier, Luke Ridnour i Joe Johnson, ale nie dla Allena Iversona. Gratulacje dla Jerry'ego Colangelo, który wybierał.

Żona Andrieja Kirilenki Masza Łopatowa rozumie, jakie pokusy czyhają na graczy NBA podczas wielomiesięcznych podróży w trakcie sezonu. I dlatego zezwoliła mężowi, aby raz w roku przespał się z jakąś groupie. "To co zakazane jest najbardziej pociągające. To tak samo jak z wychowaniem dzieci. Jeśli mówię synkowi: nie wolno ci jeść pizzy, nie wolno ci jeść pizzy... to czego on pragnie bardziej niż czegokolwiek? Pizzy" - wyjaśniła rezolutnie. Andriej jest nieco zakłopotany i twierdzi, że z dyspensy nie skorzysta. Za to dzielna Masza stała się ideałem żony i pewnie zostanie gwiazdą talk-show. Brawo.

W meczu Dallas - San Antonio Robert Horry próbował ugryźć Jerry'ego Stackhouse'a w ramię. Nie trafił, ale i tak został zawieszony na dwa mecze.

Były koszykarz NBA Manute Bol (45 l.) został aresztowany wraz z żoną Ajok Kuag (27 l.). Państwo Bol oskarżają się nawzajem o próbę pobicia. Manute twierdzi, że Ajok rzuciła w niego telefonem i uderzyła go podczas kłótni w głowę. Żona twierdzi, że Manute ją bije.

Podczas jednego z pierwszych występów Steve'a Francisa w Nowym Jorku zaczepny kibic zapytał Steve'a, dokąd pójdzie, gdy opuści Knicks. "Do banku" - odpowiedział Francis.

Właściciel Knicks James Dolan nic sobie nie robi z krytyki mediów. Mówi, że wierzy w plan i strategię Isiaha Thomasa. Że to mistrzowski plan obliczony na cztery lata. I że teraz mamy rok numer 1. Czyżby Dolan nie zauważył, że Thomas pracuje w Nowym Jorku już trzeci sezon? Hm.

Andre Iguodala chciałby w przyszłości wziąć udział w Meczu Gwiazd, ale nie wystąpi już w konkursie wsadów. Po tym, jak potraktowali go sędziowie, wcale mu się nie dziwimy. Za to w przyszłorocznym konkursie wsadów ma wziąć udział Chuck Norris. Przedstawi slam dunk kopniakiem z półobrotu.

Tako rzecze Shaq

"Nie noszę kostiumu, ani majtek, ani stringów. No dobra - może czasem stringi"

Niezłe numery

16 tys. punktów zdobył już w NBA Kobe Bryant i jest najmłodszym graczem w historii, któremu się to udało. Bryant pokonał ten próg, gdy miał 27 lat i 192 dni. Wyprzedza o cztery dni Wilta Chamberlaina i o ponad pół roku Michaela Jordana.

Ciekawostki

Portal 82games.com obliczył, kto spisuje się najlepiej w ultrastresowych sytuacjach, gdy ważą się losy meczu. Pod uwagę wzięto wyłącznie akcje z ostatnich 24 sekund meczu, przy remisie lub jedno-dwupunktowej różnicy. W ostatnich trzech latach numerem jeden jest Carmelo Anthony - osiem celnych rzutów na 14 prób (57 proc.). Dalej są Allen Iverson i Steve Francis (osiem celnych rzutów na 18 prób). Kobe Bryant w decydujących chwilach trafił sześciokrotnie, ale próbował aż 25 razy.

Wśród graczy, którzy najgorzej radzili sobie z presją, są m.in. LeBron James (dwa celne rzuty na 16), Chauncey Billups (4/18) oraz Stephon Marbury i Steve Nash (1/12).

Darko Milicić niedawno sprzedany z Detroit do Orlando jest rekordzistą zasiedzenia - na ławce. W pierwszych dwóch sezonach na parkiecie spędził zaledwie 553 minuty. Żaden z graczy wybranych w czołówce draftu nie grał tak mało. Nawet taki niezdara jak Kwame Brown już w pierwszym sezonie grał 818 minut. Ciekawe, prawda?

Złota myśl

"Mam dość powtarzania tego samego. Mam dość przepraszania za byle jakie podejście do gry. Czuję, jakbym niemal po każdym meczu musiał przepraszać za brak zaangażowania zespołu. Nie za wynik, ale za brak zaangażowania.

Nasza obrona była żenująca. Obrona jeden na jednego - tragiczna. Wsparcie w obronie - nieakceptowalne. A obrona przy pick'n'rollach nie istniała" - trener Houston Rockets Jeff Van Gundy, który powinien prowadzić szkolenia ze zrzędzenia.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.