Fruwając pod koszem: Jaka piękna katastrofa

Łzy wzruszenia napływają nam do oczu, gdy obserwujemy menedżerskie wyczyny Isiaha Thomasa w Nowym Jorku. Nie przypuszczaliśmy, że kiedykolwiek zobaczymy coś podobnego.

Przecież to tak, jakby szefem domu wariatów uczynić wariata. Jakby dać Andrzejowi Lepperowi Ministerstwo Finansów. Albo tym mistrzom, którzy nakręcili "Wiedźmina", 500 mln dolarów na remake "Władcy pierścieni". Te rządy przejdą do historii NBA.

New York Knicks mają najdroższy zespół w lidze (123 mln dol., o 30 mln więcej niż najhojniejszy z rywali). Jednego z najdroższych trenerów. Jeden z najgorszych bilansów w lidze (15 zwycięstw, 40 porażek). I bezspornie najbardziej bezsensowny skład.

Każdy kolejny ruch transferowy Isiaha Thomasa wydaje się być bardziej absurdalny niż poprzedni. Warto to zapamiętać, bo nigdy w historii NBA nie było równie idiotycznej serii transferów. I pewnie już nigdy nie będzie. Normalni ludzie w NBA zamieniają się z dwóch powodów - żeby zaoszczędzić lub żeby wzmocnić drużynę. Ale nie Isiah. Ruchy Thomasa wyglądają identycznie: pogarszają sytuację płacową, ale jednocześnie pogarszają sytuację kadrową.

Latem Isiah pozbył się Kurta Thomasa, najbardziej walecznego (a przy tym niezbyt drogiego) gracza podkoszowego. W zamian dostał z Phoenix Suns Quentina Richardsona - niepotrafiącego bronić specjalistę od trójek, w dodatku z chronicznym bólem pleców. Okazało się, że bez cudownych podań Steve'a Nasha Quentin rzuca, ale nie trafia, a ból pleców uniemożliwia mu grę nawet na przyzwoitym poziomie. No, ale któż mógł to przewidzieć?

Chwilę później Thomas dostrzegł, że oddając Kurta, pozbył się całego swojego mięsa podkoszowego. Akurat pracy szukał Jerome James, akurat było świeżo po play offach, w których to James rozegrał cztery dobre mecze. Isiah zaproponował Jerome'owi pracę, godziwą płacę (30 mln za pięć lat) i problem z głowy.

Minęło kilka tygodni i Isiah przypomniał sobie, że przed tymi czterema dobrymi meczami, James rozegrał kilkaset niezbyt dobrych i że słynął tylko z tego, że kiedyś usnął na treningu. Nikt w NBA nie miał ochoty przygarnąć centra Chicago Bulls Eddy'ego Curry'ego - bo gruby, bo dziecinny, bo ma chore serce. Isiah się nie przestraszył. W ten sposób Knicks mają w składzie dwóch centrów, których aż strach wpuszczać na boisko - Curry'ego w obawie przed zawałem, Jamesa - przed kompromitacją. A Bulls w zamian za Curry'ego otrzymali m.in. wybór w tegorocznym drafcie. Knicks mają drugi najgorszy bilans w lidze, a w Chicago zacierają ręce. No, ale któż mógł to przewidzieć?

Gdy tylko pojawiają się plotki, że jakiś koszykarz jest na sprzedaż, Isiah natychmiast przygotowuje ofertę. Nie zawraca sobie głowy takimi detalami, jak to czy ów gracz w ogóle jest w Nowym Jorku potrzebny, czy znajdzie się dla niego miejsce na boisku. Po to przecież zatrudnił Larry'ego Browna, żeby mu zawodników ustawiał. Miesiąc temu Isiah sprowadził z Toronto Jalena Rose'a - kolejnego koszykarza typu "jestem najlepszy, tylko głupi trener nie potrafi mnie wykorzystać". Kiedyś trener Brown i Jalen Rose nie potrafili się dogadać w Indianie - teraz też nie jest łatwo. No, ale któż mógł to przewidzieć?

I wreszcie ostatnia perełka, czyli zatrudnienie Steve'a Francisa, mimo że w składzie Knicks jest grający niemal identycznie Stephon Marbury, a na ławie siedzi jeszcze Jamal Crawford. Wszyscy pół rozgrywający, pół rzucający, zero-broniący, za to zrzędzący, że hoho. Jeśli Thomas dąży do zebrania grupy gwiazdorów, którzy będą w stanie stworzyć najgorszą możliwą atmosferę w szatni, a na boisku wyrywać sobie piłkę, to jest na najlepszej drodze.

O ile w ogóle Isiah do czegoś dąży. Przecież "koncepcje" i "plany" zmienia jak rękawiczki. A to buduje zespół wokół Marbury'ego, a to stawia na młodych, a to stara się pozyskać wybory w drafcie. Teraz lansuje teorię, że pozyskanie Francisa jest tylko pierwszym krokiem kolejnego wielkiego planu, którego zwieńczeniem ma być zakup latem Kevina Garnetta. Super, tyle że taki plan zakłada, że menedżer Wolves - Kevin McHale - jest głupszy nawet od Thomasa.

Na razie obecny sezon jest dla New York Knicks jednym z najgorszych w historii. I aż nam nie starcza wyobraźni, by przewidzieć, co wydarzy się w przyszłym roku, kiedy Isiah Thomas będzie miał do dyspozycji 60 mln dol. w wygasających kontraktach Allana Houstona, Shandona Andersona, Jerome'a Williamsa, Jalena Rose'a i Mo Taylora. A Shaq mówi: "Przyjadę tu. jak będę miał 42 lata. I tak mi pewnie chętnie zapłacą".

Kronika towarzyska

Jeden z bohaterów weekendu gwiazd - Nate Robinson - już powrócił na ziemię. Na początku tygodnia trafił na listę nieaktywnych. "Jestem dumny, że wygrał konkurs wsadów, ale wydaje mi się, że w normalnym meczu stosuje się nieco inną punktację" - powiedział trener Larry Brown.

Mimo że Mecz Gwiazd odbył się w Houston, nie pojawił się na nim Hakeem Olajuwon. Hakeem mieszka teraz z rodziną w Jordanii i studiuje tam islam.

Pat Riley zawsze był znany z kontrowersyjnych technik motywacyjnych. Kiedyś np. na sesji treningowej włożył głowę do wiadra z lodowatą wodą. Ostatnio trochę zmiękł i kiedy koszykarze spodziewali się tęgiego lania po klęsce z Dallas, Riley poprosił o ciszę i... puścił im piosenkę "Listen to the Music" zespołu Doobie Brothers. "Słuchałem tego cały dzień i wprawiło mnie to w dobry nastrój. Może i was wprawi" - powiedział Pat i zaczął tańczyć w rytm muzyki.

Nowo pozyskany center Orlando Darko Milicić źle wspomina swoją przygodę w Detroit: "Przyjechałem tu grać w koszykówkę, a nie oglądać, jak grają inni. Gdybym chciał oglądać, mogłem włączyć telewizję. Czułem się tam jak chłopiec od podawania piłek".

Kibice Cleveland Cavaliers ustanowili rekord Guinnessa w kategorii "najwięcej ludzi w perukach na jednej imprezie". We wtorek 20 562 osoby założyły perukę Andersona Varejao. To ponad trzy razy więcej niż dotychczasowi rekordziści - kibice Detroit Pistons.

Tako rzecze Shaq

"Mam trzech synów i kiedy wchodzę do nich do pokoju, nie ma tam żadnych plakatów ze mną. Jest D-Wade, T-Mac i LeBron".

"Teraz jestem ojcem rodziny, mam pięcioro dzieci, kolejne w drodze i już nie bawię się tak jak kiedyś. Nie będę już chodził na wszystkie imprezy. Pójdę może na jedną, dwie. No - góra na cztery, pięć imprez" - podczas weekendu gwiazd.

Niezłe numery

Shaquille O'Neal w sobotnim meczu z Seattle: 31 punktów, 15 z 16 celnych rzutów z gry (jeden jedyny niecelny sam dobił) i... 1 na 6 trafionych wolnych.

Gilbert Arenas (Waszyngton): 46 punktów przeciwko Knicks, 13 na 16 celnych rzutów, 7 na 10 celnych trójek. Kryli go na zmianę Francis i Marbury.

Ciekawostki

Kobe Bryant, Allen Iverson i LeBron James przyjechali na weekend gwiazd, zdobywając średnio ponad 30 punktów na mecz - to pierwszy taki przypadek od 40 lat, kiedy podobnym wyczynem mogli pochwalić się Wilt Chamberlain, Jerry West i Oscar Robertson.

"USA Today" wyliczył, że najlepszym strzelcem w ostatnich dwóch minutach meczu jest LeBron James (56 proc.), tuż przed Shawnem Marionem. Trójki w ostatnich dwóch minutach najlepiej trafia Mo Peterson.

Eddy Curry zaliczył w tym sezonie 11 asyst i 129 strat. Ciekawe, prawda?

Złota myśl

Chuck Norris wygrał kiedyś pojedynek jeden na jeden z Michaelem Jordanem. Grał w butach narciarskich i z kebabem w ręku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.