Krężelok i Kreczmer na 7. miejscy, zwycięstwo Szwedów

Janusz Krężelok i Maciej Kreczmer na siódmym miejscu w sprincie biegaczy narciarskich. Na ostatniej prostej najpierw Szwedki, potem Szwedzi z niewiarygodną siłą, jakby chcieli dokopać się do środka ziemi, odpychali się kijkami. Unosili przy tym stopy tak wysoko, jakby nie mieli ścięgien Achillesa, jakby nie trzymały się nart. Zdobyli złote medale

Król Norwegii Harald V w białej kurtce i czerwonej wzorzystej czapeczce wstał na samym początku biegu finałowego mężczyzn. Dziesięciu zawodników musiało w szaleńczym tempie przebiec 1,3-kilometrową pętlę i dotrzeć do mety. Dotknąć kolegi, pójść na wyznaczone miejsce, dać się porządnie - przez kilkadziesiąt sekund - wymasować i wrócić na start, cierpliwie czekając na kolegę.

Takich zmian było pięć - każdy zawodnik pokonywał pętlę trzy razy. Najpierw w półfinale, potem - kto się zakwalifikował (startowało 25 par podzielonych na dwa biegi, z każdego kwalifikowało się po pięć najlepszych). A trasa była piekielnie trudna. Od razu za startem - w rytm muzyki klasycznej - wpadało się w ostry wiraż, potem był delikatny podbieg na mostek, zjazd. I znowu trochę po płaskim, a po paru chwilach - prawie dwustumetrowy podbieg zakończony kolejnym ostrym zakrętem. Po zjeździe chwila wytchnienia i jeszcze jeden, ale już łagodniejszy podbieg. I prosta na stadion. Tyle że prosta wznosząca się... Dopiero finiszowe metry to klasyczny płaski teren.

Sprinty są bardziej widowiskowe, chętniej oglądane od niektórych konkurencji alpejskich. Wszystko dzieje się błyskawicznie (wyścigi trwają niespełna 20 minut), do tego na oczach widzów - kto ma słaby wzrok, może spoglądać na ogromny telebim albo słuchać znakomicie dających sobie radę komentatorów, którzy mówią czasem szybciej niż zawodnicy biegną.

Pierwsze dwie pętle to było szachowanie, żadnej brawury ani ucieczek. - Bo ten, kto zaatakuje, i tak zostanie dogoniony, a straci sporo energii - wyjaśniał potem Janusz Krężelok. Mężczyźni pobiegli zachowawczo, w przeciwieństwie do kobiet, które nie kombinowały, od startu do mety prując na całego.

Ale na trzeciej pętli żarty się skończyły. Na morderczym podbiegu zaatakował Szwed Fredriksson. Rozerwał biegnących razem dziesięciu zawodników jak uciekający kolarz - peleton. Błyskawicznie utworzyły się trzy grupki - na mecie drugiej pętli różnice między pierwszym a ostatnim biegaczem wynosiły niespełna 4 sekundy. Po trzeciej już ponad 20.

Polacy byli w trzeciej grupie. Maciej Kreczmer robił, co mógł. Ale co mógł biedny zdziałać, skoro przez ostatnie cztery dni leżał w łóżku? Nie wiadomo, czy się zatruł, czy miał grypę żołądkową (dopada "wybranych" w wiosce olimpijskiej w Sestriere, narzekały na nią m.in. norweskie biegaczki, stąd tylko czwarte miejsce w sprincie drużynowym). No, w każdym razie, efekt był jeden. Przez pierwsze dwa dni nic nie jadł, sporo czasu spędził w odosobnieniu, miał 40 stopni gorączki. Odwodnił organizm. Od wtorku zaczął pić. - Trenerzy przywożą mi jedzenie, a w stołówce w wiosce jem tylko delikatne węglowodany. Ale i tak apetyt mam nie taki jak trzeba - opowiadał.

Polacy - do ostatniej pętli - biegli w trzeciej grupie, walczyli o miejsca 7-10. Mieli pecha, bo nie dość, że Kreczmer był chory, to jeszcze startowali w drugim półfinale (awansowali spokojnie, ze sporą przewagą) i mieli o 20 minut mniej na odpoczynek. Mimo to na ostatniej pętli zaatakował Janusz Krężelok. Ścigał Kazacha Koszczewoja, aż spod nart leciał śnieg. Nie dał rady, do szóstego miejsca zabrakło 1,2 sekundy.

Walka o medale była jeszcze piękniejsza. Bardzo długo prowadzili Norwegowie, a król Harald gorąco ich dopingował. Na podbiegu pierwszy był Rosjanin Rotczew, na dole Norweg Hetland, ale i tak wszystko rozegrało się na ostatniej prostej. Szwed Lind wyrwał do przodu, jakby narty zmieniły się w rakiety. Hetland rozpaczliwie odpychał się kijkami, ale z rozpaczą i obłędem w oczach widział, jak Szwed mu odjeżdża. Rotczew się poddał.

Król Harald, mimo że dwa razy musiał wysłuchać szwedzkiego hymnu, długo bił brawo. Zwycięzcom i pokonanym.

Robert Błoński, Jakub Ciastoń Pragelato

Powiedzieli po biegu

Janusz Krężelok: W półfinale cały czas trzeba było gonić, dobiegać grupę. W finale, powiem szczerze, medal był absolutnie poza naszym zasięgiem. Gdyby nie choroba Maćka, gdybyśmy biegli w pierwszym półfinale, to szóste miejsce byłoby na pewno. A może nawet piąte. W półfinale taktyka była prosta: przybiec na metę w piątce. Trzymać się czołówki, nie zostać samemu. Żeby nie gonić. Obaj pobiegliśmy, na ile mogliśmy. Nawet nie wiedziałem, że na dwóch pętlach uzyskałem drugi czas. To dobry prognostyk przed sprintami indywidualnymi. Ale pobiegniemy techniką dowolną. Dla mnie nie ma różnicy, muszą tylko narty dobrze jechać. Tak jak dziś, szkoda, że nie udało mi się dopaść tego Kazacha. Ale i tak w porównaniu z ubiegłorocznymi MŚ w Oberstdorfie zrobiliśmy postęp. Wtedy byliśmy na 13. miejscu. Za rok po MŚ w Japonii kończę karierę. Trzeba poświęcić się pracy naukowej. Chcę zrobić doktorat na katowickiej AWF i pracować jako trener.

Aleksander Wierietielny (trener Polaków): Do czołówki nam jeszcze trochę brakuje, ale jestem bardzo zadowolony. Musieliśmy wejść do finału, to był cel numer jeden. I taka była taktyka - nieważne jak, byleby w półfinale być w piątce. Maciek trochę za bardzo się szarpnął na pierwszej pętli, przeszkodził sam sobie. Potem się uspokoił i biegał dobrze. Gdybyśmy nie mieli problemów, nie bylibyśmy niżej niż na szóstym miejscu.

Maciej Kreczmer: Powoli dochodzę do siebie. Tu chyba bardziej niż na rywali trzeba uważać na to, co się je w stołówce. To siódme miejsce okupiliśmy wielkim wysiłkiem, nogi na pewno będą bolały.

Bjoern Lind (Szwed, złoty medalista, który wygrał finisz): Wszystko poszło zgodnie z planem, biegłem za Tor Andre Hetlandem i w ostatniej chwili zaatakowałem. W Salt Lake City czwarte miejsce w sprincie to był mój najlepszy wynik w tamtym sezonie. I byłem szczęśliwy. Dziś czwarta pozycja zdrowo by mnie wkurzyła. Jak biegły dziewczyny, staliśmy na trasie z Tobiasem Fredrikssonem i zdzieraliśmy gardło. Gdy wygrały, powiedzieliśmy sobie, że nie możemy być gorsi.

Tor Andre Hetland (Norweg, srebrny medal): Wyścig był perfekcyjny oprócz ostatnich 50 metrów, na których straciliśmy złoto. Czy coś bym zmienił w sprincie? Tak - dzisiejszą trasę skrócił o 50 m. Srebro jest niezłe, ale ja wiem, jak i o ile lepiej smakują złote medale.

Lina Andersson (Szwecja, złota medalistka): Nieźle. Na tak upragnione i wyśnione złote medale czekałyśmy 12 lat. A zdobyłyśmy je w 20 minut. Nasza taktyka? Być mocnym na końcu. Wcale nie musiałyśmy prowadzić w trakcie biegu.

Anna Dahlberg (Szwecja, złota medalistka): A nawet nie wiem, o czym myślałam w czasie dekoracji. Tyle myśli mi przeleciało przez głowę, że nie umiem ich od siebie odróżnić.

Sara Renner (Kanada, srebrny medal): Biegłam pierwsza, nagle pękł mój kij. Następną rzeczą, jaką zobaczyłam, były plecy trzech rywalek. Dobrze, że nie spanikowałam, bo krzyk i nerwy są w takim wypadku najgorszy. To mój pierwszy olimpijski medal, już nikt mi go nie zabierze, więc nie żałuję porażki na ostatnich metrach.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.