Fruwając pod koszem: W obronie koniecznej

Drogi czytelniku. Wyobraź sobie następującą sytuację. Jesteś w kinie, w teatrze, w sklepie, na ulicy, w parku. Powiedzmy - w warzywniaku na osiedlowym bazarku. Nagle widzisz, że jakiś obcy facet kłóci się z twoją żoną. Nie wiesz, o co poszło, ale wrzeszczą na siebie głośno, nerwowo gestykulują, oboje wyraźnie zdenerwowani, być może zaraz jedno wyskoczy do drugiego z łapami. Co robisz?

a) nic nie robisz, prosisz sprzedawcę, żeby zważył ziemniaki - trzeba przecież dokończyć zakupy, bo goście przychodzą wieczorem; b) wybiegasz ze sklepu, podbiegasz do awanturującej się pary - trzeba przecież stanąć w obronie ukochanej kobiety, jeśli będzie taka potrzeba; c) zaczynasz szukać funkcjonariusza straży miejskiej bądź bazarkowego ochroniarza - są przecież ludzie, którzy dostają pensję za to, żeby był porządek. Zdaniem komisarza NBA Davida Sterna prawidłowe odpowiedzi to a) i c). Odpowiedź b) kosztowała Antonio Davisa dyskwalifikację na pięć meczów, czyli 630 tys. dol. kary, i to tylko dlatego, że Stern był łaskaw wziąć pod uwagę okoliczności łagodzące.

Incydent wydarzył się podczas dogrywki meczu Chicago Bulls - New York Knicks, a o tym, kto zawinił, być może rozstrzygnie sąd. Fakty są następujące: na minutę przed końcem dogrywki, podczas przerwy w grze, 37-letni Antonio Davis (Knicks), koszykarz z natury spokojny i łagodny, wyskoczył nagle z bloków niczym Asafa Powell, przeskoczył przez stolik sędziowski niczym Colin Jackson i pognał w trybuny, gdzieś do siódmego rzędu, gdzie jak się okazało, jego żona kłóciła się z jednym z kibiców. Davis nie dołączył do awantury, nie próbował nikomu zrobić krzywdy, stał tylko spokojnie, gotów w każdej chwili stanąć w obronie żony. Po chwili pojawili się ochroniarze, Davis został odprowadzony z powrotem na parkiet i przykładnie odesłany przez sędziów do szatni.

Davis tłumaczył po meczu, że dostrzegł, jak jego żonę (siedzącą na trybunach z dziećmi) zaczepia jakiś podpity gość - zareagował więc instynktownie, łamiąc przepisy NBA, zaostrzone dodatkowo po zeszłorocznej bijatyce pomiędzy zawodnikami Indiany a kibicami Detroit Pistons. Przepisy mówiące, że koszykarz NBA nie ma pod żadnym pozorem prawa wstępu na trybuny.

Nie wiadomo do końca, kto zawinił. Kendra Davis twierdzi, że siedziała sobie grzecznie z dziećmi, gdy tuż za nią kibic zaczął wyzywać sędziego. Wtedy kulturalnie zwróciła mu uwagę, żeby przy dzieciach wysławiał się stosowniej. Kibic się wściekł, powiedział, że jak płaci, to i kląć może, i że ma takie koneksje, że może zakazać pani Davis wstępu do hali Bulls. Do sprzeczki miał się dołączyć drugi kibic, który chwycił panią Davis za nadgarstek - Kendra zachwiała się, i wtedy właśnie Antonio zobaczył żonę w niebezpieczeństwie i zareagował sprintem w trybuny.

Ale jest też druga wersja wydarzeń prezentowana przez rzeczonego kibica, 22-letniego Davida Axelroda, skądinąd syna demokratycznego polityka (to by tłumaczyło te koneksje). Ten twierdzi, iż to Kendra wrzeszczała i napadła na niego, szarpała, szturchała i próbowała podrapać mu twarz. Axelrod czym prędzej wynajął adwokata, który zagroził Davisom procesem o milion dolarów odszkodowania za naruszenie nietykalności fizycznej przez Kendrę (!) i zniesławienie przez Antonio (bo przecież Davis wspomniał o nietrzeźwym kibicu - a David Axelrod wypił raptem jedno wino do obiadu i nie chce, żeby cała Ameryka miała go za pijaka). Witamy w Stanach Zjednoczonych.

Dzień później Axelrod chyba się speszył, bo powiedział, że wystarczą przeprosiny i kilka tysięcy dolarów od Davisów na cele charytatywne. Davisowie jednak odmówili.

Prawda pewnie leży pośrodku - pani Davis to niezłe ziółko, lubi sobie pogwiazdorować i ma za sobą publiczne awantury, m.in. z Latrellem Sprewellem, Jerrym Krause i dziennikarzem Toronto Star. Pewnie powiedziała trochę za dużo, pewnie Axelrod odpowiedział jej niezbyt kulturalnie. Któż z nas nie był kiedyś świadkiem takiej awantury - na poczcie czy w kolejce po kiełbasę.

Najlepiej skomentował to wydarzenie trener Knicks Larry Brown (który przecież jako trener Pistons był naocznym świadkiem zeszłorocznej bijatyki w The Palace): "Antonio miałby dużo poważniejsze kłopoty wieczorem w domu, gdyby tego NIE zrobił. I chciałbym, żeby Stu Jackson [urzędnik NBA - red.] i David Stern znaleźli się kiedyś w podobnej sytuacji, żeby zobaczyć, jak oni by wówczas zareagowali. A ja, gdybym wcześniej zobaczył, co się święci, pewnie pobiegłbym tam razem z Antonio".

Kronika towarzyska

Kobe i Shaq przekazali sobie znak pokoju! Przed kolejnym meczem Heat - Lakers O'Neal podszedł do rozgrzewającego się Bryanta i wyciągnął rękę na zgodę, gratulując Kobemu narodzin córeczki. Później, przed pierwszym gwizdkiem, panowie przytulili się i chwilkę pogadali. Przez cały mecz było miło, Kobe rzucił 37 punktów i Lakers wygrali (po raz pierwszy od czasu transferu Shaqa).

Zdaniem ekspertów tegoroczny Mecz Gwiazd może być pierwszym w historii, kiedy w All Star Game wystąpi cała pierwsza piątka z jednej drużyny. Chauncey Billups, Rip Hamilton, Tay Prince, Rasheed Wallace, Ben Wallace - kogo tu pominąć? Trener Charlotte Bernie Bickerstaff powiedział ostatnio o Detroit: "Większość drużyn ma swojego go-to-guya. Oni mają go-to-team".

Tako rzecze Shaq

Dostałem rozkazy od wielkiego Billa Russella. Rozmawialiśmy w Seattle, tłumaczył mi, jak powinna wyglądać prawdziwa rywalizacja. To on powiedział mi, że mam pierwszy objąć Kobego.

Niezłe numery

LeBron James - 51 punktów w ostatnim meczu z Utah, i to pomimo kontuzji kolana. LeBron stał się najmłodszym graczem w historii NBA, który zdobył w sumie 5000 punktów (James ma 21 lat, Kobe dokonał tego w wieku 22 lat).

Ciekawostki

Mike Miller z Memphis zaliczył w meczu z Sacramento triple-double: 21 punktów, 10 zbiórek, 10 asyst. Jest pierwszym rezerwowym od 7 lat, któremu taka sztuka się udała - poprzednim był Shawn Bradley.

W wygranym przez Sacramento meczu z Lakers Kobe Bryant zdobył 51 punktów, Mike Bibby 40, a Kenny Thomas zaliczył triple double. Taki układ (50-40-triple double) zdarzył się dopiero drugi raz w historii NBA.

Dwie drużyny, które zdobywają najwięcej punktów za pomocą layupów (czyli tzw. rzutów kelnerskich) to Atlanta (12 layupów na mecz) i Detroit (11,8). Tak się składa, że są to najgorsza i najlepsza drużyna w NBA. Ciekawe, prawda?

Złota myśl

"W meczu takim jak ten najtrudniejszą rzeczą jest zapanować nad własnym pęcherzem..." - trener Denver George Karl po wtorkowym spotkaniu z Phoenix wygranym przez Denver 139-137 po trzech dogrywkach. Mecz trwał 3 godziny i 8 minut

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.