Puchar Konfederacji dla Brazylii

Nie ma zwyczajnych meczów Brazylia - Argentyna, toteż finał Pucharu Konfederacji nie mógł być zwyczajny. W poprzednich meczach turnieju ?Canarinhos? wyglądali na wyczerpanych, ale gdy przyszło do gry z odwiecznym rywalem biegali jak nowo narodzeni i wygrali 4:1

Najpierw w 11. min Adriano przedryblował rywali wzdłuż pola karnego, a potem atomowym strzałem z lewej nogi pokonał Luksa. Siedem minut później gdy rywal rzucił się do przodu jak ranne zwierzę, Robinho wymienił piłkę z Kaką, a ten trafił w okienko argentyńskiej bramki. Swój przebłysk geniuszu pokazał Ronaldinho, któremu tak spodobało się mijanie rywali, że wbiegając w pole karne nie strzelił, lecz próbował ośmieszyć jeszcze kilku i szansa przepadła. Jeszcze w 44. min Lucio wygrał pojedynek główkowy, a potem strzelał nożycami, tuż obok bramki.

Argentyna nie istniała? Ależ skąd. Fenomenalne zagrania Riquelme kilka razy pozwalały się dostać pod bramkę Didy. Tak naprawdę to Argentyńczycy w pierwszej fazie gry częściej mieli inicjatywę, a ich technika i determinacja też były najwyższej próby. Niewiele było w tym meczu zagrań, które nie zasługiwały na miano kunsztu, każdą niemal zagrywką, poza nieuniknionymi faulami, można się było delektować. Gra długimi fragmentami ocierała się o doskonałość.

W 47. min zastępujący zwolnionego z Pucharu Konfederacji Cafu Cicinho podał do Ronaldinho, a ten trafił do bramki strzałem z powietrza. Ale nawet przegrywając 0:3 Argentyńczycy nie stracili nadziei. Tyle że kolejne interwencje najsłabszego w drużynie Luksa zapowiadały następne gole dla Brazylii.

W 50. min Coloccini był w idealnej sytuacji, ale strzelił nad bramką Didy.

W rewanżu po kontrze Brazylii Lux po raz pierwszy zdziałał coś pozytywnego. A za chwilę obronił sytuację sam na sam z Adriano, któremu Ronaldinho rzucił piłkę na wolne pole. "Canarinhos" grali z kontry, a gdy mają miejsce - ośmieszają każdego rywala. Nawet tak dobrego i niewygodnego jak Argentyna. W 63. min ekstaza. Ronaldinho przerzucił piłkę do Cicinho, ten zacentrował na głowę do Adriano, a Lux nie miał cienia szans na obronę. Brazylijczycy tańczyli z radości po raz czwarty.

W 65. min rezerwowy Aimar pierwszy raz dotknął piłki, w dodatku głową, a nie nogą i Dida nie mógł sięgnąć piłki.

Brazylijczycy pojechali na Puchar Konfederacji by zdobyć w Niemczech jak najwięcej fanów przed zbliżającym się mundialem. Dzięki wczorajszemu zwycięstwu, wypełnili swoją misję w stu procentach. Trickami i radością w grze rozkochali w sobie niemieckich kibiców do szaleństwa. - Jestem pewien, że więcej ludzi we Frankfurcie będzie trzymało kciuki za nas niż za Argentynę - mówił już przed finałem Robinho. I miał rację. Niemcy dopingowali następców Pelego. Nieważne, że w grupie przegrali z Meksykiem, nieważne, że zremisowali z Japonią. W finale pokazali wielką grę.

Mecz rozegrano na stadionie we Frankfurcie na którym w 1974 roku odbył się słynny mecz na wodzie Niemcy - Polska odbierający piłkarzom Kazimierza Górksiego szansę gry w finale mistrzostw świata. Wczoraj nad Frankfurtem też padało, ale dach ochronił boisko i piłkarzy. Kamery pokazywały tylko dziury w stropie przez które lała się woda na publiczność. Ta traktowała to jednak jak dodatek do piłkarskiego show Kaki, Ronaldinho, Robinho i Adriano.

Ale nie tylko triumf Brazyli ucieszył wczoraj gospodarzy Pucharu Konfederacji. W meczu o III miejsce Niemcy pokonały Meksyk 4:3 po dogrywce, na dodatek grając w dziesiątkę od 53. min. Decydującego gola zdobył Ballack strzałem z rzutu wolnego.

Brazylia - Argentyna 4:1 (2:0)

Bramki: Adriano (12., 63.), Kaka (16.), Ronaldinho (46.) - Aimar (65.)

Składy:

Brazylia: Dida - Lucio, Roque Junior, Cicinho (86. Maicon,), Gilberto - Kaka (86. Renato), Emerson, Ze Roberto, Ronaldinho Ż - Adriano, Robinho (90. Juninho)

Argentyna: Lux - Zanetti, Coloccini Ż, Heinze, Placente - Cambiasso (56. Aimar Ż), Bernardi, Riquelme, Sorin Ż- Figueroa (72. Tevez), Delgado (81. Galletti)

Widzów: 48 tys.

Sędziował: Lubos Michel (Słowacja)

Niemcy wygrali z Meksykiem

Wcześniej aż siedem goli i fantastyczne widowisko zobaczyli kibice w Lipsku w meczu o trzecie miejsce. Niemcy dopiero po dogrywce wygrali z Meksykiem 4:3 i zapewnili sobie brązowe medale.

Niemcy objęli prowadzenie po golu Lukasa Podolskiego w 37. minucie, ale niedługo później wyrównał Fonseca. Oba zespoły grały szybko i widowiskowo, akcja za akcję, co przyniosło grad goli. Jeszcze przed przerwą na 2:1 podwyższył Schweinsteiger. W 53. minucie czerwoną kartkę dostał Hanke i podopieczni Juergena Klinsmanna musieli grać w dziesiątkę. Wtedy Meksykanie przycisnęli, czego efektem było wyrównanie Borgettiego. Potem gola zdobył jeszcze Huth i znów Borgetti.

Decydującą bramkę dla Niemców zdobył w siódmej minucie dogrywki Michael Ballack z rzutu wolnego.

Niemcy - Meksyk 4:3 (3:3, 2:1)

Bramki: Podolski (37.), Schweinsteiger (41.), Huth (79.), Ballack (97.) - Fonseca (40.), Borgetti (58.,85.)

Czerwona kartka: Hanke (Niemcy, 53)

Składy:

Niemcy: Kahn - Hinkel, Mertesacker, Huth, Schneider - Deisler (67. Asamoah), Frings, Ballack, Schweinsteiger (83. Ernst) - Hanke, Podolski (74. Kuranyi).

Meksyk: Sanchez - Salcido, Osorio, Pineda - Mendez (58. Medina), Perez, Pardo, Zinha, Morales (81. Lugo) - Borgetti, Fonseca (45. Rodriguez).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.