Brazylia - znowu koszmar Pucharu Konfederacji?

Czy Brazylia znów przeżyje koszmar sprzed dwóch lat, gdy odpadła w pierwszej rundzie Pucharu Konfederacji? Jeszcze przedwczoraj takie pytanie wywołałoby tylko pusty śmiech. Po porażce z Meksykiem 0:1 królowie piłki w środę zagrają z Japonią o pozostanie w turnieju.

Jakie szanse w starciu z pięciokrotnymi mistrzami świata może mieć zespół, który nigdy w historii mundiali nie przebrnął przez ćwierćfinał? Jak porównać zarabiające miliony gwiazdy Barcelony (Ronaldinho), Interu (Adriano), Milanu (Kaka) ze skromnym grajkiem prowincjonalnej Pachuki (Borgetti)? To niebo i ziemia. Dlatego w starciu z Meksykiem Brazylia była faworytem murowanym, zwłaszcza po pierwszym meczu, w którym rozbiła mistrza Europy Grecję 3:0. Tymczasem suma brazylijskiego geniuszu nie wystarczyła na zorganizowaną przez argentyńskiego trenera Ricardo Lavolpe defensywę Meksykanów.

Na początku Brazylijczycy rzucili się na rywali jak jastrząb na królika, ale zanim zadali cios, postanowili pobawić się z ofiarą. Meksykanie opanowali jednak strach i spróbowali skontrować. W 28. min była karny dla Meksyku, gdy Roque Jr zapaśniczym chwytem przewrócił Jareda Borgettiego. Faulowany Meksykanin trzy razy wykonywał "jedenastkę": raz za wcześnie w pole karne wbiegł jego partner, drugi raz za szybko z linii bramkowej ruszył się bramkarz Dida, za trzecim Brazylijczyk odbił piłkę po strzale Meksykanina. Wciąż było 0:0, ale skromny rywal uwierzył, że nie musi przegrać.

W 58. min po centrze z kornera Borgetti wyskoczył ponad brazylijskich obrońców, zdobywając głową jedyną bramkę. Wtedy Brazylia zaczęła słabnąć. - Jesteśmy w raju - skomentował ten wynik meksykański dziennik "Excelcior", przypominając, że to rewanż za porażkę 0:4 w ćwierćfinale Copa America 12 miesięcy temu.

Meksyk ma szczęście do Brazylii w Pucharze Konfederacji. W finale z 1999 roku na Estadio Azteca wygrał 4:3. Tyle że Brazylia grała wtedy drugim składem. Tym razem faworyt turnieju został przyciśnięty do muru i jeśli przegra ostatni mecz z prowadzoną przez Zico Japonią, odpadnie z turnieju. Tak jak dwa lata temu we Francji, gdzie Canarinhos odpadli w I rundzie.

Zupełnie innego znaczenia nabiera wtorkowy szlagier Niemcy - Argentyna. Jeszcze niedawno faworyci grupy A mieli się bić o to, by zająć pierwsze miejsce i ominąć w półfinale drużyny "Canarinhos". Czy teraz jedni i drudzy będą chcieli przegrać?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.