Korupcja w czeskim futbolu. Karzą, bo muszą

Gdyby nie media, policja i sądy, czescy działacze nie kiwnęliby palcem, by walczyć z piłkarską korupcją.

Afera toczy się od ponad roku. Postępowania policji wydają się nie mieć końca, a jedna sprawa rodzi następną. Kilka z nich trafiło już do sądu. Kary wymierzone przez federację piłkarską dotknęły pięciu klubów oraz blisko 30 osób. Połowa z nich to sędziowie, pozostali to działacze klubowi i obserwatorzy.

Zakończony niedawno sezon przejdzie do historii z powodu najniższej frekwencji od powstania samodzielnej ligi czeskiej. Boiska odwiedziło niespełna 922 tys. kibiców, co daje średnią 3856 widzów na mecz. Trener drużyny pierwszoligowej z Jablonca pytany przez radiosłuchaczy o przyczyny niskiej frekwencji na stadionach znalazł jednak prostą odpowiedź: - Podziękujmy mediom.

- Nie mogę się nadziwić. Nic się nie zmieniło - mówi dziennikowi "MF Dnes" Adriana Krnaczova, kierująca czeskim oddziałem Transparency International. Podobnego zdania są dziennikarze, według których środowisko piłkarskie decyduje się na działania antykorupcyjne bardziej wskutek nacisków z zewnątrz niż z własnej woli. Na dowód tej tezy podają przykłady sędziów i działaczy, którzy swobodnie funkcjonują w czeskiej piłce, choć ich nazwiska przewijają się w tej aferze od dawna.

Klub kameleon

Zaczęło się podobnie jak w Polsce. Na ustronnej stacji benzynowej późnym wieczorem pod koniec kwietnia 2004 r. zatrzymano sędziego w towarzystwie dyrektora sportowego morawskiego klubu FC Synot. Miał on przygotowane dla arbitra 175 tys. koron (ok. 26 tys. zł). Po początkowym niedowierzaniu i mówieniu o prowokacji działacze federacji piłkarskiej ukarali klub odebraniem w zakończonym właśnie sezonie 12 pkt (to najwyższy wymiar kary). Mimo to zespół - już pod zmienioną nazwą FC Slovacko - utrzymał się w lidze i awansował do finału Pucharu Czech. Sędziego oraz kilku działaczy ukarano grzywnami i dwuletnią dyskwalifikacją.

Sprawa Synotu trafiła też jako pierwsza do sądu. Na ławie oskarżonych znalazło się dziesięć osób: właściciel klubu, byli działacze oraz siedmiu sędziów. Prokuratura dysponuje dowodami pięciu prób wręczenia lub przyjęcia łapówki. Są to głównie - podobnie jak w pozostałych sprawach - pochodzące z podsłuchu policyjnego nagrania rozmów telefonicznych. Proces, który rozpoczął się w kwietniu, został już dwukrotnie szybko odroczony. Powszechnie uważa się, że przebieg tej sprawy będzie miał wpływ na wszystkie pozostałe procesy dotyczące korupcji w czeskiej piłce. Także dlatego że jeden z adwokatów zapowiedział wezwanie na świadków obrony najważniejszych działaczy piłkarskich w Czechach. Kolejna rozprawa w połowie lipca.

Kręcą wszędzie

Sprawa Synotu otworzyła puszkę Pandory. Sześć punktów odebrano Slezskiemu Opawa. Klub otrzymał też karę finansową, a jego menedżer sportowy Gustaw Santarius półtoraroczny zakaz działalności w piłce. Według czeskich mediów ten były sędzia, choć skierowano już przeciwko niemu akt oskarżenia, w dalszym ciągu występuje w środowisku piłkarskim w imieniu klubu z Opawy (spadł teraz do drugiej ligi).

Sześć punktów odebrano też Slovanowi Liberec. Gdyby nie ta kara, klub zagrałby teraz w europejskich pucharach. Slovana ukarano też grzywną w wysokości 500 tys. koron (ok. 75 tys. zł), a jego dyrektor sportowy Frantiszek Mysliveczek otrzymał dwuletni zakaz pracy w futbolu i grzywnę 100 tys. koron. Za przychylne dla Liberca decyzje podczas meczu ze Zlinem sędzia Vaclav Zejda miał otrzymać od niego 50 tys., a obserwator 20 tys. koron. Z dotychczasowych doniesień wynika, że to właśnie Zejda należał do najbardziej skorumpowanym sędziów w lidze. Jego nazwisko przewija się w wielu wątkach afery, został już m.in. oskarżony w sprawie Synotu.

Odebraniem punktów ukarano też drugoligowe Vitkovice (-9 pkt) i Viktorię Żiżkov (-12 pkt). Gdyby nie to, obie drużyny mogły realnie myśleć o powrocie do ekstraklasy.

Właśnie w sprawie korupcji w klubie z Żiżkova, robotniczej dzielnicy Pragi, policja posiada najliczniejsze dowody. Głównym bohaterem tego wątku jest były dyrektor sportowy Viktorii Ivan Hornik. Na ławie oskarżonych oprócz niego zasiądzie niebawem dziewięciu sędziów i trzech obserwatorów. Sprawę kolejnego sędziego wyłączono do odrębnego postępowania, ponieważ poza boiskiem pracował on jako... policjant. Dowody z podsłuchu dotyczą kilkunastu meczów Viktorii, która w sezonie 2003/04 broniła się przed spadkiem (bez powodzenia). Hornik czuł się na tyle bezpieczny, że jednemu z obserwatorów wysłał łapówkę przekazem pocztowym.

Na podstawie rozmów Hornika powstał już nawet program kabaretowy. Roi się w nich od wulgaryzmów i prostackiego języka, ale także egzaltowanej sympatii (jeden z sędziów zwracał się do Hornika per "Ivanku", na co ten rewanżował się, mówiąc "Milanku") oraz eufemistycznych określeń mamony. Banknoty tysiąckoronowe określano w nich np. jako "karpie".

Za znajomość z Hornikiem zapłacił też w listopadzie ub.r. Milan Brabec, wiceprzewodniczący czesko-morawskiego związku piłkarskiego i szef kolegium sędziów. To najwyższy rangą działacz ukarany w aferze korupcyjnej (grzywną 100 tys. koron i dwuletnią dyskwalifikacją). W podsłuchach znaleziono dowody na to, że ustalał obsadę sędziowską według życzeń Hornika. Paradoksalnie na oficjalnej stronie federacji piłkarskiej do dziś można przeczytać, że przyjście tego skorumpowanego menedżera do Żiżkova oznaczało "ożywienie w historii klubu".

Policyjne śledztwa w sprawie korupcji objęły też kilka innych pierwszoligowych klubów, w tym najbardziej utytułowaną Spartę Praga, poprzednie miejsce pracy Hornika. W większości jednak umorzono je z braku dowodów.

Nie ma chętnych

Najciekawsze jest to, że w czeskiej piłce nie ma komu robić porządków. Obecny szef federacji Jan Obst przyznaje: - Nie wpadłem na to, jak znaleźć wystarczająco skuteczne środki, by skończyć z korupcją. Muszę mocno wierzyć, że znajdzie je nowy prezes.

Problem w tym, że od kwietnia nie można wybrać nowych władz związku. Efektu nie przyniósł nawet drugi zjazd delegatów, który odbył się 10 czerwca. Samo przeprowadzenie wyborów kosztowało już ponad 1,5 mln koron, a ustalono jedynie to, że do końca września odbędzie się trzecia próba wyboru nowego prezesa federacji. Do tego czasu przedłużono też mandat obecnego zarządu kierowanego przez Obsta. Brak takiej decyzji spowodowałby bezkrólewie, co mogło nawet grozić wykluczeniem Czech z rozgrywek międzynarodowych. Brakowało niewiele - za pierwszym razem wniosek o przedłużenie kadencji odrzucono.

Na razie zatem środkiem do zapewnienia uczciwości w środowisku piłkarskim ma być nowy regulamin dyscyplinarny, który radykalnie podwyższy kary za korupcję. Zatwierdził go już zarząd związku. Maksymalna grzywna dla sędziów i działaczy ma wynosić teraz 500 tys. koron (dotychczas 100 tys.), a dla klubów nawet 10 mln (było 500 tys.). Zakaz pracy w środowisku piłkarskim ma zostać wydłużony z 2 do 15 lat, a drużynie będzie można odebrać nawet 20 pkt (dotychczas 12). Zmiany te mają wejść w życie od lipca.

Futbol w bagnie

W cieniu afery pierwszoligowej zakończyła się już sprawa w sądzie dotycząca korupcji wśród sędziów w lidze regionalnej w Nymburku. Kierującego tymi rozgrywkami 69-letniego Vaclava Szulca skazano na pół roku więzienia z zawieszeniem na 18 miesięcy, a jego kolegę 54-letniego Josefa Lorenca na grzywnę 10 tys. koron. To pierwsze takie wyroki w czeskim futbolu.

Obu skazano za wydarzenia z jesieni 2003 r. Wtedy to Radek Vana, kapitan amatorskiej drużyny z Libic nad Cedliną, mając dość wypaczania przez sędziów wyników amatorskiej ligi, posunął się do prowokacji, do której namówił kolegę z czeskiej telewizji. Dziennikarz, który podawał się za sponsora klubu z Libic, nagrał na ukrytą kamerę, jak sędziowie przyjmują 500-1000 koron (75-150 zł) łapówki w zamian za przychylne decyzje podczas meczu.

Także w tym przypadku pierwsze reakcje środowiska piłkarskiego były nieprzychylne wobec prowokatora. Okręgowy związek piłkarski w Nymburku ukarał go za naruszanie przebiegu rozgrywek na równi z sędziami, co jednak później spotkało się z krytyką ze strony władz federacji. Odważny krok Vany uhonorował natomiast Klub Fair Play przy Czeskim Komitecie Olimpijskim.

Czy po roku od ujawnienia afery korupcyjnej czeskie środowisko wydaje się czystsze i bardziej przejrzyste? Czy pozwoli to uniknąć podobnych zjawisk w przyszłości? Ludzie interesujący się futbolem nie tryskają optymizmem. - Piłka nożna to wielka dżungla, ale każda kropla, która może pomóc, jest dobra. Z dnia na dzień nie da się jednak tego zmienić - przyznaje w wywiadach Vana. - Futbol znalazł się w bagnie, za wyjątkiem reprezentacji. I ten stan nie ulega zmianie - nie szczędzi krytyki Ivan Haszek, były znakomity piłkarz, a dziś kandydat reformatorów na szefa związku. Wątpliwości nie mają też dziennikarze z "MF Dnes": "Bandyci, których [dotychczas] nie złapano, wycofali się ze strachu, a kiedy on minie, to zaczną sprzedawać mecze na nowo. Tylko w bardziej wyrafinowany sposób".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.