Druga wygrana San Antonio w finale NBA

San Antonio Spurs pokonali Detroit Pistons 97:76 w drugim meczu finału NBA i w rywalizacji do czterech zwycięstw prowadzą 2-0. Obrońców tytułu ponownie pogrążył Argentyńczyk Manu Ginobili, który zdobył 27 punktów. Kolejne mecze w Detroit.

Gdyby ktoś, kto nie oglądał tego meczu chciał się dowiedzieć o jego przebiegu, to w zasadzie mógłby się ograniczyć do obejrzenia pierwszych 90 sekund. Zanim koszykarze z Detroit przyzwyczaili się do piłki, przegrywali już 0:8. Wszystko za sprawą Ginobilego - niewiarygodnie szybki Argentyńczyk zbierał, przechwytywał piłki, trafiał lub podawał do swoich partnerów. W ciągu półtorej minuty zdążył zapisać się w każdej statystyce. Z kolei Pistons nie trafiali - nawet z czystych pozycji. Tak w trzech zdaniach można byłoby opisać drugi mecz finału.

Ale nie do końca - sytuacja zmieniła się na początku czwartej kwarty. Pewni siebie Spurs (po trzech kwartach wygrywali 79:63) zwolnili tempo gry, zaczęli grać nonszalancko, a goście nagle złapali swój rytm. Wzmocnili defensywę, a w ataku pozwalali grać Chauncey'owi Billupsowi. MVP finałów sprzed roku szybko zdobył sześć punktów, dwa dorzucił Richard Hamilton i nagle, niecałe osiem minut przed końcem meczu, przewaga Spurs stopniała do ośmiu punktów (81:73).

Ale jak trwoga, to do Manu. Argentyńczyk wziął sprawy w swoje ręce - najpierw wykorzystał dwa osobiste (akcję później powtórzył to rezerwowy San Antonio Beno Udrih), potem wyłuskał piłkę w obronie, przeprowadził kontratak i odnalazł niekrytego Bruce'a Bowena. Ten trafił swój czwarty rzut za trzy punkty w meczu i na 5.45 przed końcem Spurs prowadzili 88:73.

Pistons poddali się chwilę później - po przewinieniach technicznych trenera Larry'ego Browna i Billupsa, Ginobili trafił osobiste i zszedł z parkietu dostając owację na stojąco. Jeśli Spurs wygrają mistrzostwo (statystyki mówią, że zwycięzcy pierwszych dwóch meczów finału zdobywali trofeum w 24 na 26 przypadków), to właśnie szalony rozgrywający będzie głównym kandydatem na MVP.

Pistons na początku meczu uparcie próbowali grać pod kosz. Konsekwencja przynosiła efekt, ale bardzo ubogi - goście znajdowali sobie miejsce pod koszem, często pod samą obręczą, ale pudłowali fatalnie (Ben Wallace, Hamilton, Tayshaun Prince). W sumie trafili tylko 33 z 82 rzutów z gry (Spurs 29/62). Beznadziejnie wyglądała też gra na obwodzie - Pistons ani razu nie trafili za trzy punkty (próbowali sześć razy). Właśnie w tym elemencie obrońcy tytułu stracili najwięcej, bo gospodarze wykorzystali aż 11 z 24 takich prób - Bowen i Ginobili po cztery.

San Antonio nie grało rewelacyjnie - wystarczyło, że od czasu do czasu przyspieszał Ginobili, że aktywniej grał weteran finałów Robert Horry (cztery przechwyty), że przypominał o sobie Duncan. Najwyższe prowadzenie gospodarze osiągnęli po trójce Bowena na 5.20 przed końcem trzeciej kwarty - prowadzili 69:46 i mieli wówczas na koncie tyle punktów, ile Pistons zdobyli w meczu nr 1.

San Antonio Spurs - Detroit Pistons 97:76

Kwarty: 30:19, 28:23, 21:21, 18:13.

San Antonio: Ginobili 27 (4), Duncan 18, Bowen 15 (4), Parker 12, Mohammed 6 oraz Horry 12 (2), Udrih 7 (1), Barry 0, Robinson 0, Nesterović 0, Brown 0, Massenburg 0.

Detroit: Hamilton 14, Billups 13, R. Wallace 11, B. Wallace 9, Prince 3 oraz McDyess 15, Hunter 7, Arroyo 4, Ham 0, Milicić 0, Dupree 0.

Gracz meczu: Manu Ginobili - lepszy nawet niż pokazują statystyki (27 punktów, 3 zbiórki, 7 asyst, 3 przechwyty, 6/8 z gry, 4/5 za trzy, 11/13 z wolnych)

Stan rywalizacji 2-0. Następne dwa (ewentualnie trzy) mecze w Detroit. Jeśli będzie konieczne, dwa ostatnie spotkania w San Antonio.

Copyright © Agora SA