Dryja w obu rozgrywanych w Pruszkowie pojedynkach z Anwilem niespodziewanie pełnił rolę zmiennika młodego Cezarego Trybańskiego.
Krzysztof Dryja: Doskonale, bo jestem pod wrażeniem gry Czarka. W tak ważnych meczach chłopak wychodzi na boisko i świetnie sobie radzi. Widać, że czuje się pewnie i gra bez kompleksów.
- Śmieszna sprawa, bo teraz ja mogę powiedzieć, że uczę się od niego. Na pewno mam z kogo brać przykład.
- Jestem bardziej doświadczony - to chyba jedyny powód, dla którego trener stawia wtedy na mnie. Wychodzę na parkiet, jestem wypoczęty i daję z siebie wszystko.
- Absolutnie nie. Co więcej, w naszym zespole nikt nie ma pretensji do kolegów czy trenera. Rezerwowi kibicują tym z podstawowego składu i czekają na swoją kolej. Myślę, że to jedna z tajemnic naszych sukcesów. Poza tym trudno mieć pretensje, gdy zespół wygrywa.
- Jak widać nie jest to prawda. Okazuje się, że można wygrywać, grając polskimi zawodnikami, że my także potrafimy grać w koszykówkę.
- Na pewno nie szczęście. My od dłuższego czasu gramy naprawdę dobrze, o wygranych nie decyduje jakaś jedna przypadkowa akcja. W obronie jesteśmy bardzo mocni, a w ataku coraz częściej gramy tak, jak powinniśmy, czyli zespołowo, kombinacyjnie. We Włocławku przegraliśmy dwa razy, choć drugi mecz, gdyby nam sędziowie nie przeszkodzili, zakończyłby się pewnie naszym zwycięstwem. Gdyby tak się stało, teraz szykowalibyśmy się do finału.
- Przed półfinałem dawałem nam 40 proc. szans na awans. Teraz widzę, że wszystko jest możliwe. Od finału dzieli nas jedno zwycięstwo. Gramy na wyjeździe, ale to nie ma znaczenia. To Anwil jest w gorszej sytuacji, bo on musi wygrać. My, w naszej sytuacji kadrowej, i tak już osiągnęliśmy sukces. U nas nie ma presji zwycięstwa, co może okazać się naszym atutem. Pokazaliśmy, że we Włocławku można powalczyć. Teraz zrobimy wszystko, by wygrać. Musimy wierzyć w siebie do ostatnich sekund piątego meczu.