Mecz nr 2: Zepter-Idea Wrocław - Prokom-Trefl Sopot 92:86

Mecz nr 2: Zepter-Idea Wrocław - Prokom-Trefl Sopot 92:86

Kwarty: 27:23, 24:18, 15:20, 26:25. Zepter: Adomaitis 28 (2), Wójcik 26 (1), Zieliński 11 (1), Jamison 8, Miglinieks 7 (1) oraz McNaull 9, Avlijas 3 (1), Kościuk 0. Prokom: Ansley 21 (4), Vranković 19 (2), Milicić 15, Maskoliunas 7 (1), Lewandowski 6 oraz Dylewicz 13, Wilczek 5, Adamek 0, Blumczyński 0. Gracz meczu: Dainius Adomaitis - za 11 punktów w ostatnich trzech minutach.

Wczorajszy mecz we Wrocławiu był o wiele bardziej zacięty niż mecz środowy. Wysoki poziom podkreślał po meczu trener Zeptera Andrej Urlep. - To było spotkanie na najwyższym europejskim poziomie. Chciałoby się, aby więcej było takich meczów w naszej lidze - mówił po spotkaniu Słoweniec. Jego zespół od początku spotkania zagrał skuteczniej, a przede wszystkim nie miał tylu strat, co dzień wcześniej. Wrocławianie skutecznie zakończyli pierwszych pięć akcji, trzykrotnie trafili za trzy punkty i szybko wybili rywalom z głowy obronę strefową. To jednak, co zyskiwali w ataku, szybko tracili słabą obroną. Mistrzowie Polski przede wszystkim nie chcieli dopuścić sopocian do rzutów z dystansu i często wychodzili na obwód, zostawiając sporo miejsca pod koszami. Prokom to wykorzystywał i łatwe punkty zdobywali Michael Ansley oraz Dariusz Lewandowski.

Wrocławianie mieli ogromną przewagę na tablicach. Do przerwy sam Harold Jamison zebrał pięć piłek w ataku, podczas gdy cały zespół gości w sumie miał 10 zbiórek w 20 minut. W całym meczu wrocławianie wygrali walkę na tablicach 38:23. - Po raz kolejny zagraliśmy bardzo dobrze na deskach, co ostatecznie przesądziło o naszej wygranej - twierdził po meczu Urlep.

W Prokomie bardzo dobrze grali Igor Milicić (13 pkt. po przerwie), Josip Vranković (11 pkt. po przerwie) i Filip Dylewicz. Dużo rzucał z trudnych pozycji Ansley, ale trafiał rzadko (7/18 z gry). To jednak po jego trafieniach za trzy goście trzy razy doprowadzali do remisu. Cztery i pół minuty przed końcem po rzucie Tomasza Wilczka Prokom prowadził nawet 75:73 i wydawało się, że może dojść do sensacji. Po chwili jednak Ansley miał już pięć fauli, a desperackie rzuty za trzy Vrankovicia nie pomogły. W ostatnich trzech minutach znakomicie zagrał Dainius Adomaitis, który zdobył 11 punktów i był bezbłędny na linii rzutów wolnych (w całym meczu 14/15). Wraz z Adamem Wójcikiem zdobył w drugiej połowie 33 z 41 punktów całego zespołu.

- Ja bohater? - dziwił się po meczu. - Wygrał zespół. Gdybym ja nie trafiał, robiłby to kto inny.

Prokom udowodnił we Wrocławiu, że jest w stanie wygrać z Zepterem i rywalizacja tych dwóch drużyn wcale nie musi zakończyć się w Sopocie. Tymczasem przed wczorajszym meczem spiker w Hali Ludowej już ogłaszał, gdzie i kiedy kibice Śląska mogą kupować bilety na finał.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.