Jerzy Walczyk: Jak pan ocenia spotkanie ŁKS z rezerwami Legii Warszawa?
Marek Saganowski: Był to naprawdę bardzo dobry mecz, a oba zespoły zagrały na wysokim trzecioligowym poziomie. Generalnie przyjemnie było oglądać.
To pana pierwsza wizyta na nowym stadionie?
- Prawda. Nowy obiekt robi fantastyczne wrażenie. Dlatego podstawowym celem jest awans ełkaesiaków do drugiej ligi.
Jak ocenia pan ŁKS na tle innych trzecioligowców?
- Nie będę oszukiwał, bo nie widziałem w tym sezonie wielu spotkań w III lidze. Byłem jednak pod ogromnym wrażeniem ŁKS, który w pierwszej połowie mógł rozstrzygnąć mecz na swoją korzyść. Skończyło się remisem, który jest
wynikiem sprawiedliwym.
Który z ełkaesiaków zrobił na panu największe wrażenie?
- Przede wszystkim napastnik Jewhen Radionow, który ma za sobą przeszłość w pierwszej lidze. I to było widać. Poprawnie też zagrał Aleksander Ślęzak, kapitan ŁKS. Przede wszystkim jednak rzuciło mi się w oczy, że drużyna jest monolitem. To ogromny atut.
Kibice ŁKS liczyli, że karierę piłkarza zakończy pan w drużynie z al. Unii.
- Niestety, do tego nie dojdzie, bo już dawno przestałem grać w piłkę. Rozpoczynam obecnie nowy rozdział w swoim życiu: chcę zostać trenerem. Kończę szkołę w Białej Podlaskiej. Na początku nie rzucę się jednak na głęboką wodę, a celem jest samodzielne prowadzenie grup młodzieżowych.
Czyli jest szansa, że w przyszłości zostanie pan trenem ŁKS?
- Nie ukrywam, że chciałbym kiedyś poprowadzić pierwszą drużynę ŁKS, którego jestem wychowankiem. I co ważne, chciałbym wtedy odnieść chociaż połowę sukcesów, jakie miałem w czasie gry w klubie z al. Unii. To były piękne czasy. Ciągnie mnie do ŁKS. Jeżeli będzie mi tylko czas na to pozwalał, będę częstym gościem na meczach w Łodzi.