Porażka bezsilnego Widzewa. Nawet 2:0 to za mało...

Jeśli drużyna ma siłę na 50 minut gry, to nawet prowadzenie 2:0 nie gwarantuje dobrego wyniku. Jeśli ktoś uważa, że drużyna została dobrze przygotowana do sezonu, powinien obejrzeć mecz Widzewa z Finishparkietem Nowe Miasto Lubawskie.

Widzew rozegrał w Nowym Mieście Lubawskim dwa mecze: pierwszy trwał ok. 40 minut, w czasie których drużyna spisywała się świetnie. To był najlepszy fragment w tym sezonie, znacznie lepszy niż druga połowa derbów, kiedy widzewiacy strzelili dwa gole.

Przeciwko wiceliderowi wreszcie zobaczyliśmy, że piłkarze Widzewa potrafią zdominować środek boiska, wymienić kilka podań, zaskoczyć szybkim rozegraniem. Gospodarze byli bezradni, miotali się po boisku i sfrustrowani jak Jakub Szarpak. To, że syn Piotra, strzelca gola w pamiętnym spotkaniu z Legią 20 lat temu, dokończył mecz, zawdzięcza sędziemu, który mógł go wyrzucić z boiska już w 10. min, kiedy zaatakował Mateusza Wlazłowskiego, który złapał już piłkę. Nie dostał jednak żadnej kartki. W drugiej połowie Szarpak junior znów zachował się jak szaleniec, ale dostał tylko żółtą kartkę.

Widzewiacy grali jednak bardzo dobrze, choć nie idealnie. Bo na przykład Krzysztof Możdżonek za bardzo ufa swoim umiejętnościom, przez co miał mnóstwo strat i był poniewierany przez przeciwników. Popisał się jednak kapitalną asystą, a Mateusz Michalski otworzył wynik. Drugiego gola Adrian Budka strzelił bezpośrednio z rzutu wolnego. Prowadzenie było zasłużone.

Sygnałem alarmowym była końcówka pierwszej połowy, kiedy Widzew dał się zepchnąć do rozpaczliwej defensywy. Po przerwie gra była już zupełnie inna. Wicelider z minuty na minutę osiągał coraz większą przewagę, a łódzcy zawodnicy nie potrafili nawet przeszkadzać. Trudno jednak skutecznie się bronić, gdy brakuje sił. O ile można wytłumaczyć skurcze Kacpra Bargieła, który rzadko wybiegał na boisko, to jego koledzy słabli w oczach. A wtedy trudniej się myśli, mnożą się błędy: straty piłki, złe podania, brak agresji. Widzewiacy nie potrafili nawet wybić piłki daleko od swojej bramki.

W Nowym Mieście Lubawskim nie mógł zagrać Michał Choroś, narzekający na uraz. Szansę dostał Mateusz Wlazłowski, dotychczas broniący tylko w Pucharze Polski. Niestety, doniesienia, że psychika nie jest jego silną stroną, potwierdziły się. Tak jak Choroś słabo grał na przedpolu, w pierwszej połowie wybronił w dwóch sytuacjach, ale w drugiej zupełnie nie pomógł. Nie można jednak zrzucać całej winy na niego, bo na przykład przy trafieniu na 2:2 przeszkodził mu Sebastian Zieleniecki. Koncepcja gry z bramkarzem młodzieżowcem nie sprawdza się, bo o żadnym meczu nie można napisać, że bramkarz pomógł zdobyć punkty.

Największy problem Widzewa to jednak przygotowanie fizyczne. Piłkarze nie mają siły, o czym wiedzą wszyscy w lidze. Trener Finishparkietu stwierdził, że taktyka jego zespołu polegała na przetrzymaniu pierwszej połowy z jak najmniejszymi stratami i rozstrzygnięciu meczu po przerwie. Podobnie mówił Sławomir Majak prowadzący MKS Ełk, który w końcówce miał szansę wyrównać. - Jak się nie ma zdrowia, to nie można wygrać meczu. I to nie jest pierwsze spotkanie, w którym oddajemy końcówki - wyrzucił z siebie w niedzielę Muchiński. Czasu na poprawienie wytrzymałości nie ma, dlatego celem nr 1 powinna być minimalizacja strat.

W sobotę o godz. 14 Widzew zagra w Łodzi z Sokołem Ostróda.

Finishparkiet Nowe Miasto Lubawskie - Widzew 3:2 (0:2)

Gole: Jackiewicz (60.), Kostkowski (77.), Miller (80.) - Michalski (19.), Budka (34.)

Widzew: Wlazłowski - Tlaga, Jędrzejczyk, Zieleniecki, Gromek (65. Szewczyk) - Bargieł (76. Bartos), Okachi - Budka, Możdżonek (81. Wielgus), Michalski - Sabiłło (72. Mąka)

źródło: Okazje.info

Copyright © Agora SA