Historyczny "wyczyn" Korony. Szósta porażka z rzędu! [ZDJĘCIA]

Przez dziesięć sezonów występów w najwyższej klasie rozgrywkowej żółto-czerwoni nie mieli tak fatalnej serii. A pojedynek z Legią rozpoczęli znakomicie...

Pięć kolejnych porażek, bilans bramkowy 2:18. Co przed starciem z mistrzem Polski, poza zmobilizowaniem i pobudzeniem do walki zawodników, mógł zrobić tymczasowy trener Korony Sławomir Grzesik? Wbrew pozorom miał wiele możliwości i z nich, dość odważnie, skorzystał. Dotychczasowy asystent Tomasza Wilmana dokonał rewolucji nie tylko w zestawieniu, ale i ustawieniu wyjściowego składu. Zmiany dotyczyły każdej formacji. Kiepsko spisującego się w ostatnich meczach Macieja Gostomskiego zastąpił rekonwalescent Zbigniew Małkowski. Na środek obrony wrócił co prawda Radek Dejmek, ale w asyście Bartosza Rymaniaka, którego miejsce na prawym skrzydle zajął Vladislavs Gabovs. Przemeblowanie nastąpiło także w drugiej linii. Nietypowo, bo na prawej flance, ustawiony został Mateusz Możdżeń, duet defensywnych pomocników stanowili Rafał Grzelak i Vanja Marković (pod nieobecność Nabila Aankoura). Szansę gry od pierwszej minuty, dość niespodziewanie, otrzymał także Michał Przybyła.

Efekty? Pojawiły się błyskawicznie. W ósmej minucie Arkadiusz Malarz znokautował przymierzającego się do uderzenia głową Bartosza Rymaniaka, a "jedenastkę" na gola zamienił Miguel Palanca. Mistrzowie Polski nie zdążyli się otrząsnąć z ciosu, a otrzymali kolejny. Kolejny fatalny błąd po stałym fragmencie gry wykorzystał Rafał Grzelak. Legionistom udało się zdobyć gola kontaktowego (piękny strzał z szesnastki Guilherme), ale lepsze wrażenie cały czas sprawiali gospodarze. Nie bronili rozpaczliwie wyniku, byli aktywni, w przeciwieństwie do poprzednich spotkań agresywni, próbujący wykorzystać każdą nadarzającą się okazję. A tych do podwyższenia rezultatu nie brakowało. Najlepszą, tuż przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę, miał Palanca, ale nie trafił głową do pustej bramki.

Nie trzeba było być wielkim piłkarskim ekspertem, by przewidzieć przebieg drugiej odsłony spotkania. Kielczanie, od pierwszego gwizdka sędziego Tomasza Musiała, zostali zamknięci na własnej połowie i kwestią czasu były tylko gole dla ekipy Jacka Magiery. A stały się niemal pewnikiem po bezsensownym zachowaniu Palanci w 48. minucie. Hiszpan, mając już na koncie żółtą kartkę, brutalnie sfaulował Guilherme i zmuszony był przedwcześnie udać się do szatni. Liczebną przewagę mistrz Polski wykorzystał błyskawicznie. Przy wszystkich golach otrzymywał jednak prezenty od rywali. Bramka Nemanji Nikolicia była efektem fatalnego wyprowadzenia ataku przez Mateusza Możdżenia, a cztery minuty później swojego bramkarza pokonał Bartosz Rymaniak. Gdy siły na boisku się wyrównały ("czerwień" Michała Pazdana) Korona na chwilę poczuła szansę na odrobienie straty. I miała swoje okazje (Dejmek, Możdżeń). A że ich nie wykorzystała, została za to ukarana. Na siedem minut przed końcem Aleksandar Prijović mógł spokojnie przyjąć piłkę na 10 metrze i zapytać się Zbigniewa Małkowskiego, w który róg ma posłać piłkę.

W 14 dotychczasowych spotkaniach Korona straciła aż 33 gole...

Korona Kielce - Legia Warszawa 2:4 (2:1)

Bramki: Palanca (8.-karny), Grzelak (12.) - Guilherme (29.), Nikolić (57.), Rymaniak (61.-sam.), Prijović (83.)

Korona: Małkowski - Gabovs, Rymaniak, Dejmek Ż , Kallaste Ż - Możdżeń, Grzelak, Marković, Palanca Ż CZ , Kiełb (63. Abalo) - Przybyła (73. Kotarzewski)

Legia: Malarz - Broź, Rzeźniczak, Pazdan Ż CZ , Guilherme - Jodłowiec (55. Prijović), Ofoe, Moulin, Hamaleinen (46. Kucharczyk), Radović - Nikolić (73. Czerwiński)

Sędziował: Tomasz Musiał (Kraków) Widzów: 8477

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.