Na Śląsku pobiegną dla Maksa i Mateusza

PKO Silesia Marathon to także akcje charytatywne. W tym roku, żeby pomóc wystarczy przypiąć do koszulki kartkę "Biegnę dla Maksa i Mateusza" i dobiec z nią do mety.

16-letni Maks i jego 13-letni brat Mateusz są chorzy od urodzenia na nieuleczalną postępującą chorobę genetyczną Sanfilippo. Do 5 roku życia rozwijali się jak inne dzieci. Maksymilian był spokojny, uwielbiał grę na pianinie, słuchanie muzyki. Mateusz to mały łobuziak, piłka i rower były jego żywiołem.

Niestety Maksymilian zaczął często chorować, pogorszyła się mowa, pojawiły się problemy z nauką, wykonywaniem i rozumieniem poleceń. Po długiej wędrówce po różnych lekarzach u Maksymiliana stwierdzono rzadką chorobę genetyczną Mukopolisacharydozę typu IIIA zwaną w skrócie chorobą Sanfilippo. Przebadano również jego młodszego brata Mateusza, u którego także potwierdzono tę rzadką chorobę.

Obecnie chłopcy nie mogą już samodzielnie egzystować bez całodobowej opieki innych. Niezbędny jest specjalistyczny lek, na który zbierane są pieniądze.

Zaangażowanie uczestników, którzy dobiegną do mety z przypiętą do koszulki kartką "Biegnę dla Maksa i Mateusza", zostanie przeliczone na konkretną pomoc finansową - Fundacja PKO Banku Polskiego przekaże darowiznę na leczenie chłopców.

- Łączymy nasze zaangażowanie w organizację biegu z akcjami charytatywnymi. W ubiegłym roku pobiegliśmy dla Poli i Jasia. Teraz chcemy pomóc braciom z Katowic - mówi Grażyna Krakowska, dyrektor Regionu Bankowości Detalicznej PKO Banku Polskiego w Katowicach.

Wśród startujących biegaczy zobaczymy też ojca Maksymiliana i Mateusza, który po raz pierwszy zmierzy się z królewskim dystansem. "Jako ojciec nie mógłbym pozostawić moich synów bez wsparcia, opieki. Dlatego też biegnę dla nich w tym maratonie, aby pokazać, że są dla mnie bardzo ważni. Tym bardziej, że bieganie to od kilku lat moje hobby, taka ucieczka, chociaż na chwilę od problemów dnia codziennego. Opieka nad dwójką dzieci niepełnosprawnych to ogromny wysiłek fizyczny, ale także umysłowy i ciągły stres, który zżera powoli od środka. Kilka lat temu zrozumiałem, że muszę o siebie zadbać, aby podołać opiece nad chłopcami. Zacząłem biegać, ćwiczyć, aby wzmocnić kręgosłup mocno nadwyrężony podnoszeniem i noszeniem po schodach z pierwszego piętra kilkunastoletnich synów. Po męczącym dniu nawet te 30 minut na bieżni pomagało mi uporać się ze stresem i po prostu go "wybiegać". Dzięki uczestnictwu w PKO Silesia Marathon mogę pokazać, że warto pomagać i nie musi to być ogromne zaangażowanie. Wystarczy przecież zwykłe wsparcie nas rodziców poprzeć uczestnictwo w takim biegu, takie pokazanie, że los naszego Maksa i Mateusza nie jest innym obojętny. Często znajomi, czy zupełnie obce nam osoby nie wiedzą jak pomóc, co zrobić, jak rozmawiać, aby nie urazić takiego rodzica dziecka niepełnosprawnego. A takie akcje jak organizowana w trakcie PKO Silesia Marathon pomagają każdemu. Nam rodzicom, bo wiemy, że nie jesteśmy sami. Dzieciom, bo dostają fundusze, które przeznaczymy na rehabilitację, leki, czy bardzo kosztowny sprzęt rehabilitacyjny. Ale także startującym w biegu, bo oprócz przyjemności z samego biegania ukończą ten maraton bogatsi, z myślą, że komuś pomogli." - napisał ojciec chłopaków.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.