Ruch Chorzów uratował punkt w meczu z Wisłą Płock. Po karnym z ostatniej minuty!

Ruch Chorzów dwukrotnie musiał gonić wynik w spotkaniu z Wisłą Płock. I dwukrotnie się udało.

Jest wiosna 1939 roku, Ruch Chorzów gra u siebie z zespołem Union Touring Łódź i zwycięża... 12:1. Po meczu mówi się jednak nie tylko o niespotykanym wyniku, ale również o debiucie zegara Omega. Tego samego, który przy okazji poniedziałkowego pojedynku z Wisłą Płock na Cichą wrócił. Wielu brało to za dobry omen...

Choć od początku spotkania beniaminek z Płocka postawił gospodarzom twarde warunki. Zresztą, niewiele brakowało, by w 9. minucie Wisła objęła prowadzenia, bo po dość przypadkowej akcji na dobrej pozycji znalazł się Jose Kante. Hiszpan pojedynek z Kamilem Lechem jednak przegrał. W ten sposób 22-letni bramkarz niebieskich zanotował swoją pierwszą ważną interwencję w Ekstraklasie. W poniedziałek bowiem na salonach polskiej piłki debiutował.

Paradoksalnie, kwadrans później bardzo nerwowo zachował się natomiast znacznie bardziej doświadczony Seweryn Kiełpin - uderzona przez Mariusza Stępińskiego futbolówka przeleciała mu przez ręce. Na szczęście dla golkipera gości, wylądowała nie w bramce, a obok słupka.

Ale w końcówce pierwszej połowy role się odwróciły. Zaczęło się od dośrodkowania Giorgiego Merebaszwiliego i nieudanego wyjścia z bramki Lecha, którego uprzedził Kante. 0:1! A że do przerwy pozostawało już tylko kilkadziesiąt sekund, zanosiło się na to pierwsze 45 minut Ruch skończy "na minusie". Chorzowianie grali jednak do końca. I opłaciło się. Martin Konczkowski dokładnie dośrodkował piłkę, a ładną główką popisał się M. Stępiński! W drugiej połowie wszystko miało się więc zacząć od nowa...

Wtedy więcej do powiedzenia pod polem karnym rywala mieli już płocczacie. O ile w 56. minucie Patryk Stępiński trafił jeszcze tylko w boczną siatkę, o tyle niedługo później Sergiej Kriwiek był już o centymetry od gola. Piłka po jego efektownym strzale z dystansu odbiła się od słupka... Co na to gospodarze? Starali się odgryzać, ale brakowało im konkretów.

Co więcej, nadeszła 80. minuta, a wraz z nią ogromny błąd całej chorzowskiej defensywy. Obrońcy nie dogonili Merebaszwiliego, Lech chyba niepotrzebnie wyszedł daleko z bramki i Wisła znów znalazła się na prowadzeniu!

Tyle że to nie był koniec, bo w ostatniej minucie regulaminowego czasu gry Przemysław Szymiński zagrał we własnej "szesnastce" ręką. Rzut karny! Do piłki podszedł Rafał Grodzicki i tę próbę nerwów wytrzymał. Tym sposobem Ruch uratował jeden punkt.

Ruch Chorzów - Wisła Płock 2:2 (1:1)

Bramki: 0:1 Kante (44., głową), 1:1 M. Stępiński (45., głową), 1:2 Merebashvili (80.), 2:2 Grodzicki (90., karny)

Ruch: Lech - Konczkowski, Grodzicki, Cichocki, Koj - Przybecki, Urbańczyk (85. Arak), Surma, Lipski (57. Nowak), Ćwielong (75. Mazek) - M. Stępiński Ż.

Wisła: Kiełpin - Stefańczyk Ż, Szymiński Ż, Bożić (85. Byrtek), P. Stępiński - Merebashvili, Rogalski Ż (64. Kriwiec), Furman Ż, Iliev, Reca (58. Kun) - Kante.

Sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń); widzów: 6176.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.