Przewodniczący rady nadzorczej Ruchu Chorzów: Niebiescy na Stadionie Śląskim zaczną przynosić zyski

- Do tej pory próbowaliśmy znaleźć, zachęcić do współpracy jednego, silnego sponsora strategicznego. Dalej mamy na to nadzieję, ale skupiamy się na tym, żeby zgromadzić wokół Ruchu jak największą liczbę osób, które oprócz pozytywnych emocji, którymi darzą klub, dołożą też swoją pieniądze - mówi Aleksander Kurczyk, przewodniczący rady nadzorczej Ruchu Chorzów.

Na Cichej wiele ostatnio się dzieje. Nowy prezes, nowi członkowie rady nadzorczej spółki. O zmianach i wyzwaniach porozmawialiśmy z Aleksandrem Kurczykiem - udziałowcem niebieskiej spółki.

Wojciech Todur: Czy Janusz Paterman to dobry wybór na prezesa Ruchu?

Aleksander Kurczyk: - Po deklaracjach, jakie padły z jego strony uważam, że tak. To człowiek, który jest emocjonalnie związany z Ruchem przez całe życie, a formalnie - z przerwami - też od kilkudziesięciu lat. Mam pewność, że będzie maksymalnie zaangażowany w swoją pracę. Sam zatrudnił osoby, które odciążą go w obowiązkach pochłaniających go dotąd w jego spółkach. W kręgach biznesowych jest dobrze znany i skuteczny. Zadeklarował również, że wejdzie w posiadanie istotnego pakietu akcji klubu. To są już duże pieniądze. Także za sprawą Janusza Patermana do rady nadzorczej spółki dołączyły trzy nowe osoby, które również powinny finansowo wzbogacić Ruch.

W skład klubowego zarządu wchodzą jeszcze Mirosław Mosór i Rafał Byrczek. Na tym koniec?

- Na tę chwilę tak. Temat zamknięty, trzeba zabrać się do pracy. Jeżeli pojawią się problemy, to będziemy to gremium zwiększać lub redukować.

Czy Janusz Paterman będzie realizował plan przeprowadzki Ruchu na Stadion Śląski?

- Po rozmowach z nim uważam, że tak. Nie ma innej drogi.

Ruch Dariusza Smagorowicza - byłego już prezesa Ruchu - był polski i młody. Czy prezes Paterman powinien kontynuować taką politykę transferową?

- Chciałbym, żeby Ruch był jeszcze mocniej osadzony w realiach regionu. Żeby naszą grę napędzało jeszcze więcej Ślązaków i prezes Paterman ma podobne odczucia.

Do sezonu przystąpiliście bez waszego dotychczasowego partnera strategicznego, czyli firmy Węglokoks. To duży problem?

- Cały czas uważam, że możemy wrócić do współpracy. Z moich informacji wynika, że ten temat nie jest zamknięty, a tylko zawieszony. Rozmowy wciąż trwają.

Wspominał Pan o nowych osobach w radzie nadzorczej spółki. Jaka ma być ich rola?

- Moja idea jest taka, żeby skupić wokół klubu wielu ludzi śląskiego biznesu. Osoby, które są nam w stanie zapewnić bezpieczeństwo finansowe. Postanowiłem przed tymi osobami warunek - jeżeli chcą zasiadać w radzie muszą zakupić minimum milion akcji. Jeżeli są dziś z nami, to znaczy, że to zaakceptowały. To będzie znacząca pomoc dla Ruchu.

Dariusz Smagorowicz mnóstwo czasu spędzał w Warszawie, bo właśnie tam szukał pieniędzy dla Ruchu. Teraz zwracacie się mocniej ku Śląskowi?

- Do tej pory próbowaliśmy znaleźć, zachęcić do współpracy jednego, silnego sponsora strategicznego. Dalej mamy na to nadzieję, ale skupiamy się na tym, żeby zgromadzić wokół Ruchu jak największą liczbę osób, które oprócz pozytywnych emocji, którymi darzą klub, dołożą też swoją pieniądze. Tak jest łatwiej. Łatwiej pracować i utrzymywać klub w grupie, niż w pojedynkę. Ten model sprawdza się w wielu klubach Ekstraklasy.

Znał Pan wcześniej osoby, które weszły do rady za sprawą prezesa Patermana?

- Znałem je wszystkie. To ludzie, którzy od lat z powodzeniem funkcjonują w biznesie. Dokładanie wiedzą i rozumieją zasady działania spółek i tego jakie obowiązki wynikają z zasiadania w radach nadzorczych. Gdy dokonywał się wybór prezesa Ruchu, to miałem w nich duże wsparcie. To nie są ludzie przed 30-tką. To doświadczeni przedsiębiorcy, których wiedza bardzo nam się przyda.

Prezes Paterman mówił w jednym z wywiadów, że Ruch musi być jak przedsiębiorstwo. Zaznaczył jednak, że nie musi przynosić zysków. Jest Pan podobnego zdania?

- Podstawą każdej działalności gospodarczej powinna być chęć zysku i uważam, że Ruch też powinien te zyski generować. Większe lub mniejsze, ale powinien. Do tego jest jednak długa droga. W naszej obecnej sytuacji najważniejsza jest płynność finansowa. Nie możemy generować strat. Musimy pozamykać ze sobą pewne drzwi. Wierzę, że wraz z naszą przeprowadzką na Stadion Śląski Ruch zacznie nowy rozdział w historii klubu i zacznie przynosić zyski.

Proszę spojrzeć na Wisłę Kraków. Bogusław Cupiał też liczył na zyski, chciał zarządzać klubem jak przedsiębiorstwem i chociaż miał w ręku poważne atuty, to jednak przegrał.

- Nie znam osobiście pana Cupiała i nie zamierzam oceniać. Wiem jednak, że często podejmował jednoosobowe, spektakularne decyzje. Moim zdaniem to nie było dobre. Taki model zarządzania klubem mnie nie przekonuje.

Proszę jeszcze przypomnieć na koniec, jak to się stało, że tak mocno zaangażował się Pan w zarządzanie Ruchem.

- Jestem związany z tym klubem od dziecka. Od trampkarza. Potem byłem kibicem i klub był zawsze bliski mojemu sercu. Gdy na Cichej pojawiły się problemy to do moich drzwi zapukały osoby, przychylne Ruchowi, które chciały mnie przekonać do zaangażowania w klub. W końcu usiadłem też do rozmów z Dariuszem Smagorowiczem. Zgodziłem się, ale nie zrobiłem tego po to, żeby zarabiać pieniądze. Na tę chwilę, w tych realiach, to nie jest klub, który może generować zyski. Wierzę jednak, że z czasem to się zmieni.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.