Innymi słowy - kiedy jeden znajdzie się w składzie, drugi będzie musiał usiąść na trybunach. Czy to oznacza, że ktoś z tej dwójki z Górnikiem się pożegna? To prawdopodobne. Po spadku z Ekstraklasy klub musi przecież ciąć wydatki, a płacenie zawodnikowi, który nie jest w pełni do dyspozycji trenera, do oszczędnych ruchów nie należy.
Gdyby jednak Cerimagić i Szeweluchin przy Roosevelta zostali, rola odpoczywającego przypadłaby pewnie 34-letniemu stoperowi. Szeweluchin problemy z miejscem w składzie miał już wiosną, mimo że wtedy wspomniany limit graczy spoza Unii Europejskiej zabrzan nie obowiązywał. Ukrainiec skończył sezon z 18 występami i dwoma golami.
"Suche" liczby Cerimagicia nie są co prawda lepsze (18 spotkań i jedna bramka), ale Bośniak ma tę przewagę, że kiedy pod koniec rozgrywek wreszcie otrzymał prawdziwą szansę, z miejsca stał się wiodącą postacią drugiej linii. Poza tym ma dopiero 22 lata, więc daje nadzieję, że Górnik może jeszcze na nim zarobić. W przypadku Szeweluchina to "mission impossible".