Trzecia samobójcza próba Roberta Dadosa

ŻUŻEL. Żużlowiec lubelskiego TŻ Sipma, a wcześniej Atlasu Wrocław Robert Dados ponownie targnął się na swoje życie. Jest to już trzecia próba samobójcza mistrza świata juniorów z 1998 roku

Żużlowiec znajduje się stanie krytycznym, lekarze walczą o jego życie w lubelskim szpitalu przy al. Kraśnickich. Do zdarzenia doszło we wtorek wieczorem. Tego dnia lublinianie rozegrali mecz towarzyski z Unią w Tarnowie. Dados nie wystąpił w tym spotkaniu. Oficjalnie nie był zadowolony ze swoich motocykli i miał nad nimi pracować.

Powszechnie wiadomo, że ten bardzo utalentowany zawodnik już od dłuższego czasu miał problemy psychiczne. Właściwie już po raz czwarty walczy ze śmiercią. Przed czterema laty startujący wówczas w GKM Grudziądz Dados, jadąc na szybkim motocyklu, zderzył się na ulicach tego miasta z polonezem. Odniósł bardzo poważne obrażenia i tylko cudem uniknął najgorszego. Wtedy bardzo szybko wrócił na tor i do krajowej czołówki.

Nikt nie spodziewał się, że po wygraniu walki ze śmiercią Dados sam będzie chciał pozbawić się życia. Tak się właśnie stało w styczniu ubiegłego roku, kiedy to reprezentujący już barwy Atlasu Wrocław zawodnik podciął sobie żyły w ręce. Wówczas działacze wrocławskiego klubu przekonywali, że był to po prostu nieszczęśliwy wypadek. O tym, że tak nie było, świadczył fakt kolejnej próby samobójczej, który wydarzył się miesiąc później. Dados usiłował się powiesić we własnym mieszkaniu i uratowanie życia zawdzięcza żonie, która wcześniej wróciła do domu, wezwała pomoc i lekarze zdołali w szpitalu uratować żużlowca.

Potem wsławił się jeszcze kilkoma trudnymi do wytłumaczenia zachowaniami. W tajemniczych okolicznościach zaginął w Sztokholmie i nie stawił się na mecz Indianerny, której był zawodnikiem. Przez dwa dni szukała go policja, z którą współpracowały ambasada i konsulat polski. Wreszcie się znalazł i tłumaczył, że rozładował mu się telefon i nie mógł z nikim się skontaktować. W lecie ubiegłego roku Dados uciekł ze stacji benzynowej w Zielonej Górze, nie płacąc za paliwo do motocykla i został schwytany przez policję. Warto zauważyć, że działacze wszystkich klubów, w których startował Dados, starali się otoczyć go jak największą opieką. Po wyczynie w Zielonej Górze nie wytrzymali wreszcie szefowie Atlasu i zawiesili go do końca ubiegłego sezonu.

W przerwie zimowej zawodnik został wypożyczony do I-ligowego TŻ Sipma, spadkobiercy lubelskiego Motoru, czyli klubu, którego był wychowankiem. Zarząd klubu i kibice wiele sobie obiecywali po jego powrocie do Lublina, ale nie wiadomo, czy ten świetny zawodnik jeszcze kiedykolwiek wyjedzie na tor.

Wczoraj zaszokowani działacze Sipmy nie udzielali żadnych informacji.

Przed rokiem w środowisku żużlowym trwała m.in. dyskusja o tym, czy mający kłopoty psychiczne zawodnik powinien być dopuszczony do startów w tak niebezpiecznym sporcie. - Ludzie naszej dyscypliny mogą mieć różne opinie, ale to są tylko dywagacje. Decydująca musi być opinia lekarzy. Każdy z nas przechodzi różne kryzysy, ale specjaliści powinni ocenić, na ile to jest poważne. Jeśli lekarze twierdzą, że zawodnik jest zdrowy, to nie ma podstaw, żeby to podważać - powiedział wczoraj przewodniczący Głównej Komisji Sportu Żużlowego Marek Karwan.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.