Rozmowa z Moniką Pyrek o występie na mistrzostwach świata

- Coś nie zagrało i nie udało się skoczyć wyżej - mówi o występie w Budapeszcie zawodniczka szczecińskiego MKL-u

Była niemal pewną kandydatką do zdobycia medalu na halowych mistrzostwach świata, które zakończyły się w niedzielę w Budapeszcie. Skończyło się na piątym miejscu ze słabym w porównaniu z niedawnymi jej skokami wynikiem 4,50 m.

Aleksandra Warska: Co takiego stało się w Budapeszcie?

Monika Pyrek (MKL Szczecin): Trudno powiedzieć, dlaczego nie udało się na najważniejszej imprezie sezonu halowego. Coś nie zagrało i nie udało się skoczyć wyżej. Samo miejsce jest dobre. To wynik [4,50 m - red.] jest zły. Gdyby udało się skoczyć 4,60, na pewno wszystko wyglądałoby inaczej. Ale czasami trzeba wpaść w dołek, aby potem wzbić się wyżej.

Wysokość 4,60 pokonywałaś w tym sezonie kilka razy. Dlaczego na mistrzostwach się nie udało?

- Pierwsza próba na 4,60 była najlepsza. Pozostałe dwie oddałam bez walki. Zupełnie nie radziłam sobie z rozbiegiem i wybiciem się. Od rana miałam złe przeczucia, choć wiedziałam, że z trenerem zrobiliśmy przed tym startem wszystko, co planowaliśmy. Trudno. Taki jest sport. Będę miała nauczkę.

Wiedziałam, że nie wystarczy skoczyć 4,60, by zdobyć medal. Ale byłam przekonana, że tyle skoczę, że to będzie granica, po której może być już tylko lepiej. Byłam przygotowana na 4,70.

Może przeszkadzała ci presja powszechnego oczekiwania na medal?

- Ja nie czuję presji, że muszę coś dla kogoś zdobyć. Gdy staję na rozbiegu, wiem, że robię to dla siebie, dla trenera i najbliższych. Uważałam, że faworytami do medalu będą dziewczyny ze sztafety 4 x 400 m i Marcin Urbaś na 200 m.

Trzy dni przed mistrzostwami miałam zapalenie dziąseł. Poszłam do dentysty, chciał je ciąć. Niestety wiązałoby się to z podaniem różnych leków, których nie mogę przyjmować przed zawodami, bo nie wiadomo, co wykazałaby kontrola antydopingowa. Dostałam tylko słaby środek przeciwbólowy i dopiero po powrocie do Szczecina idę do lekarza.

Rewelacyjnie skakała Stacy Dragilla (brązowy medal z wynikiem 4,81). Podobno zmieniła technikę skoku...

- Nic takiego nie zauważyłam. Stacy skacze tak samo jak zawsze. Miała może słabszy ubiegły rok, ale wtedy zmieniła trenera i może jeszcze nie była w pełni przygotowana. Teraz jest w bardzo dobrej formie.

Wolisz sezon halowy czy starty na stadionie otwartym?

- Wolę startować na stadionie niż w hali. Wprawdzie w hali nie przeszkadza nam wiatr, ale ja mam zawsze kłopoty z rozbiegiem. Nawet w hali w Budapeszcie rozbieg był na takich drewnianych płytkach. To jest dobre dla zawodniczek biegających energiczne, a ja zawsze mam kłopoty i odczuwam to w kolanach. Odpowiada mi rozbieg w Spale - tam jest on ułożony na betonie. Na szczęście na wszystkich stadionach rozbieg jest na betonie.

Najbliższe plany?

- Na razie jadę na kilka dni do domu. Potem wracam do Szczecina i jadę na konsultacje do Formii, do trenera Witalija Pietrowa. Do maja czekają mnie ciągłe obozy. Potem wracam do Szczecina, skąd będę jeździła na zawody i przygotowywała się do olimpiady.

Dla Gazety

Wiaczesław Kaliniczenko, klubowy trener Moniki Pyrek:

Dla nas docelową imprezą jest olimpiada. Hala to dopiero początek sezonu. Jesteśmy dopiero po pierwszych obozach i treningach. Na pewno lepiej będzie w okresie letnim, kiedy za nami będzie więcej miesięcy pracy. Chcemy powalczyć o krążek na olimpiadzie.

Not. ola

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.