Hokeiści GKS Tychy remisują w play off z Unią, Katowice przegrały w karnych z Orlikiem Opole

Przez dwie tercje wczorajszego spotkania hokeiści Unii byli bezradni. Grający z polotem, sercem i olbrzymim zaangażowaniem gospodarze zepchnęli rywala do głębokiej defensywy,

Gdyby tyszanie grali skuteczniej, mecz byłby rozstrzygnięty dużo wcześniej. Znakomite okazje zmarnowali jednak Michał Belica (trzy razy), szczęścia nie miał też Marek Koszowski.

Hokeiści GKS niesieni ogłuszającym dopingiem kibiców i tak jednak mieli powody do radości. W 13. min wykorzystali okres gry w przewadze. Artur Ślusarczyk wstrzelił krążek w pole bramkowe, a Piotr Sarnik na spółkę Miroslawem Javinem skierował go siatki.

Na 2:0 podwyższył Robert Kwiatkowski. - Sławek Krzak wprowadził krążek do tercji, zamarkował strzał, a potem dokładnie podał. Uderzyłem "z klepki". Jaworski nie zdążył - relacjonował Kwiatkowski.

Przed trzecią tercją kibice obawiali się, czy nie nastąpi powtórka z ostatniego meczu w Oświęcimu. Wtedy to hokeiści Unii prowadzili po dwóch tercjach 2:0, ale fenomenalny zryw tyszan dał im zwycięstwo. - Powtórka nie jest możliwa - starał się odegnać złe duchy Karol Pawlik, dyrektor tyskiego klubu. Udało się!

Największa w tym zasługa Arkadiusza Sobeckiego, który bronił niczym w transie. Zaskoczył go tylko Adrian Parzyszek. - Musimy o tym meczu jak najszybciej zapomnieć. Liczyliśmy, że dziś zakończymy rywalizację... - wzdychał napastnik Unii.

- Obudziliśmy się dopiero na trzecią tercję. Na Tychy to było dziś za mało - podkreślał Stanisław Małkow, drugi trener Unii.

- Znowu jestem pod ogromnym wrażeniem gry moich zawodników. Szykowaliśmy szczyt formy właśnie na play-off. Ale bez olbrzymiego zaangażowania, serca, które moi zawodnicy zostawiają na lodzie, tego zwycięstwa by nie było. Bardzo pomogli nam też kibice - dodał Matczak.

Decydujące piąte spotkanie odbędzie się we wtorek w Oświęcimiu. - Myślę, że atut w postaci własnego lodowiska nie będzie najważniejszy. Wygra ten, kto będzie bardziej chciał. A my bardzo chcemy! - uśmiechał się Kwiatkowski.

GKS Tychy - Unia Dwory Oświęcim 4:1 (1:0, 1:0, 2:1)

Bramki: 1:0 Ślusarczyk (13.), 2:0 Kwiatkowski - Krzak (26.), 3:0 Belica - Adamczik (54.), 3:1 Parzyszek (55.), 4:1 Luc (60.).

GKS: Sobecki; Galvas - Sosiński (2), Śmiełowski - Gretka (2), Szymański - Kuc, Bagiński - Belica - Adamczik, Koszowski - Krzak - Kwiatkowski, Sarnik - Słaboń - Ślusarczyk (2).

Unia: Jaworski (2); Kłys - Zamojski, Gabryś - Javin, Cinalski - Gonera (2); L. Laszkiewicz (2) - Stebnicki - D. Laszkiewicz (4), Jakubik - Rzimski (2) - Klisiak, Wołkowicz - Parzyszek - Puzio.

Kary: 6 -14.

Sędziował: Tomasz Więckowski (Warszawa). Widzów: 3500.

Stan rywalizacji: 2:2 (gra się do trzech zwycięstw).

Hokeiści GKS Katowice po dramatycznym meczu przegrali z Orlikiem w rzutach karnych i we wtorek zagrają piąte spotkanie w Opolu.

Katowiczanie przez większą część spotkania mieli przewagę. - Wydawało się, że spokojnie wygramy. Nie wiem, dlaczego, ale chłopcy byli dzisiaj mocno sparaliżowani - zastanawiał się Krzysztof Kulawik, trener katowiczan. Goście odważniej do ataku ruszyli na początku drugiej tercji, kiedy to dwukrotnie grali w przewadze. Opolanie pewnie wykorzystali obydwie okazje i w 23. min meczu objęli prowadzenie. - Nie mieli nic do stracenia, więc zagrali odważniej, to często okazuje się mocnym atutem. Szkoda, że przepadła nam tak szansa - denerwował się Adrian Labryga, obrońca GKS.

Katowiczanie jeszcze w drugiej tercji zdołali wyrównać po pięknej akcji i strzale między parkanami Tomasza Mirochy. W 43. min ponownie objęli prowadzenie. Krążek po strzale Marka Trybusia odbił Rufin Włodarczyk, a Robert Grobarczyk bez kłopotu wpakował go do siatki. - Wiedzieliśmy, że musimy dać z siebie wszystko, bo to mógł być już koniec rywalizacji. W tym meczu sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Byłem jednak pewien, że jeśli zdołamy wyrównać, to w dogrywce albo karnych właśnie my wygramy - podkreślał bramkarz Orlika. W końcu ta sztuka powiodła się gościom, a wyrównującego gola strzelił... były zawodnik GKS. Nie bez winy przy bramce był bramkarz Katowic Marek Batkiewicz, który pozwolił na to, aby Robert Sobała trafił do siatki prawie zza bramki. Bramkarz GKS nie miał chyba zbyt szczęśliwego dnia, bo w rzutach karnych pozwolił dwukrotnie na to, aby napastnicy z Opola posłali krążek między jego parkanami. - To jest loteria i trzeba już o tym zapomnieć. Niestety, GKS nigdy nie miał szczęścia do rzutów karnych. Jestem pewny, że możemy pokusić się ponownie o zwycięstwo na lodowisku Orlika i zakończyć rywalizację na naszą korzyść - dodał Labryga. Obydwie drużyny spotkają się po raz ostatni we wtorek w Opolu. Drużyna, która wygra, zapewni sobie utrzymanie w lidze.

GKS Katowice - Orlik Opole 3:4 (1:0, 1:2, 1:1, 0:0 d.; karne 1:2)

Bramki: 1:0 Plutecki (14.), 1:1 Mintel - Bibrzycki (22.), 1:2 Kowalówka - Mintel (23.), 2:2 Mirocha (32.), 3:2 Grobarczyk - Trybuś (43.), 3:3 R. Sobała - Cieślak (49.).

Karne: Furo (dla Katowic), Wieloch i Ryczko (dla Opola).

GKS: Batkiewicz; Majkowski - Bułka, Ladecky - Stranovsky, Kowalski (2) - Labryga oraz Strzempek; Plutecki - Słodczyk - Elżbieciak, G. Sobała (2) - Pohl (4) - Furo (6), Mirocha - Trybuś - Grobarczyk oraz Fonfara.

Orlik: Włodarczyk (2); Mintel - Kowalówka, Drimal (4) - Lipiński (2), Talaga - Połącarz (2); Bernat (2) - Bibrzycki - Wieloch, R. Sobała (2) - Cieślak (2) - Kozłowski, Bernacki - Ryczko - Grochowicz oraz Goliński (4).

Widzów: 1000. Stan rywalizacji: 2:2.

Copyright © Agora SA