Po meczu Prokom - AZS Koszalin: dziennikarze jak kibice

O tym meczu, choć nie zapowiadał się na wielkie wydarzenie, w naszej redakcji mówiło się od dawna. To dlatego, że Sebastian Łupak, dziennikarz działu kultury, próbował przekonać Grzegorza Kubickiego z działu sportowego, że AZS Koszalin przyjedzie do Sopotu i sprawi niespodziankę. Wierzył w to, ponieważ pochodzi z Koszalina

GRZEGORZ KUBICKI: No i gdzie jest ten Twój Koszalin?SEBASTIAN ŁUPAK: Polscy piłkarze nie raz tłumaczyli porażki zdaniami w stylu "murawa była za wysoka", więc ja mógłbym powiedzieć, że pewnie parkiet był za śliski. Ale prawdę mówiąc, jest mi wstyd za AZS. Niespecjalnie się koszykówką interesuję, ale liczyłem na przynajmniej równorzędną walkę. Tymczasem obrona AZS-u była dziurawa, jak karoseria poloneza po dwudziestu latach. I to ma być zespół z miasta, które ma ambicje być stolicą województwa środkowopomorskiego? Koszalin powinien był podejść do tego meczu z takim samym zapałem, z jakim każdego lata organizuje festiwal disco polo. Przyznasz, Grzesiu, że Prokom nie miał specjalnych kłopotów z AZS. Chociaż czegoś tu, jako laik, nie rozumiem. Po dwóch kwartach graczom z Koszalina brakowało do sopocian tylko trzech punktów. A skończyło się na różnicy 20 punktów! Skąd ten nagły spadek formy po przerwie? Zapomnieli, jak się fruwa pod koszem?

G.K.: Po pierwsze, jeśli jesteś kibicem, to nigdy nie wstydź się swojej drużyny! A teraz powiem Ci, co się wydarzyło po przerwie. Wytłumaczę to na przykładzie samochodów, skoro już o nich wspomniałeś. A więc wyobraź sobie, że jedziesz sobie tym 20-letnim polonezem z dziurawą karoserią, dojeżdżasz do świateł. Sąsiedni pas drogi zajmuje gość w mercedesie. Czerwone, żółte, zielone... Ruszacie. Wciskasz pedał gazu do podłogi, patrzysz na bok, a facet z mercedesa nie może Cię wyprzedzić, jedziecie równo. Wydaje Ci się, że masz szanse, ale nie... Po kilku sekundach on zmienia bieg i znika Ci z pola widzenia. I właśnie to się wydarzyło po przerwie, Prokom zmienił tylko bieg i było po meczu. A tak w ogóle to koszykarze z Koszalina byli już chyba myślami gdzie indziej. Podobno poprosili o rozegranie meczu już o godz. 13.30, bo wieczorem byli zaproszeni na Bal Sportowca Ziemi Koszalińskiej czy coś takiego. Czyli impreza ważniejsza od meczu?

S.Ł.: Bal Sportowca? Po takim meczu ich sponsor powinien ich zatrudnić nie jako sportowców, ale inkasentów, sprawdzających stan gazomierzy. Czy mogę się zgłosić do Federacji Konsumenta ze skargą? Bo kupiłem bilet na mecz, a meczu nie widziałem. Raczej jakieś spacerki od niechcenia, gubienie piłki podczas powolnych kontr i do tego żenujące próby wsadów, które kibice Prokomu słusznie wyśmiewali. I jak tu się nie wstydzić? Ale widocznie koszalinianie oszczędzali siły na wieczór, też na parkiet, ale dyskotekowy. Podejrzewam, że tam dali z siebie wszystko. Na szczęście nudne widowisko - przynajmniej ze strony AZS - wynagrodziły mi sopockie cheerleaderki. Może od nich zawodnicy AZS powinni się uczyć, co znaczy zapał do pracy? Swoją drogą martwię się o Koszalin, ale czy Ty nie martwisz się o poziom Prokomu? Ze słabym przeciwnikiem dali sobie radę, ale jak będzie w finałach? Czy koszykarze Prokomu zatańczą w tym roku na Balu Mistrza?

G.K.: Myślę, że... Nie wiem. Mają najwięcej pieniędzy, najlepszych zawodników, jak zauważyłeś najlepsze cheerleaderki, ale trenera mają takiego sobie. Już w poprzednim sezonie miał być Bal Mistrza, miały być szampany, kamery... Nic z tego, cwany Urlep z Włocławka pokazał, że pieniądze to nie wszystko. Ale jestem dobrej myśli. Bo skoro w tej dyskusji jestem już kibicem Prokomu, to muszę wierzyć w swoją drużynę do samego końca. I Tobie też to proponuję. Może w Koszalinie Balu Mistrza nie będzie, ale na kolejnym Balu Sportowca może być okazja do hucznego świętowania utrzymania się w ekstraklasie. I właśnie tego Tobie, drużynie z Koszalina i całemu miastu życzę!

PS Chcesz się zamienić? Wane za Einikisa?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.