Adam Wójcik: Nie był to zły sezon, ale chyba wszyscy liczyliśmy na więcej. Zabrakło bowiem niewiele, kilka spotkań przegraliśmy w samych końcówkach. Jeżeli przypomnimy sobie chociażby mecze z Pamesą czy TAU, które były na styku... W sumie nie było źle, ale nie ma takiej sytuacji, w której nie mogłoby być lepiej. Liczyliśmy na więcej.
- Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Wygraliśmy pierwszy mecz, drugi, trzeci i wszyscy chyba pomyśleliśmy, że może być nieźle. Tyle że Euroliga to przecież najsilniejsze rozgrywki, bez słabych drużyn, do tego większość bardzo doświadczona, grająca w gronie najlepszych od kilku lat. Drużyny, z którymi ostatecznie przegraliśmy, to przecież europejskie potęgi. Jak na to spojrzymy z tej strony, to nie ma co się dziwić, że się nie udało.
- Jeżeli miałbym wymienić jeden, to ten z Pamesą we własnej hali. Później było jeszcze blisko w pojedynku z TAU czy z Efesem, a nawet z Olympiakosem. Długo by wymieniać te wszystkie spotkania, które przegraliśmy po bardzo wyrównanej walce.
- Trudno to teraz wszystko wytłumaczyć. Proszę jednak spojrzeć na składy tych drużyn, z którymi przegrywaliśmy, ilu mają klasowych zawodników. I to nie trzech czy czterech, ale 10, a nawet 12. W tym chyba tkwi jakiś sekret.
- Nie ma się co oszukiwać z sytuacją z Lynnem. On w każdym meczu ciągnął grę przez prawie 40 minut i po jakimś czasie rywale musieli się do tego przyzwyczaić. Każdy przeciwnik był już coraz lepiej przygotowany. Tymczasem każdy zespół w Eurolidze ma po trzech, czterech klasowych zawodników na pozycjach obrońców i drugie tyle pod koszami. Naprawdę bardzo ciężko się w takiej sytuacji gra.