Piotr Bora: Liczę na więcej sukcesów moich zawodników

Trener Piotr Bora został wczoraj laureatem nagrody "Solidarni w sporcie". W uzasadnieniu czytamy, że "z powodzeniem łączy pracę naukową w krakowskiej AWF i z pracą trenerską". Jest szkoleniowcem m.in. czołowego skoczka wzwyż Aleksandra Waleriańczyka, który także ma szansę wystąpić na olimpiadzie w Atenach.

Magda Rozmus: Co jest najważniejsze w pracy trenera?

Piotr Bora: Bezwzględne zaufanie zawodnika. Jeśli ta nić zostaje naderwana, zwykle źle się to kończy. I drugie - sport nie może stać się dodatkiem do codziennych zajęć, musi być wręcz odwrotnie. Ważna jest umiejętność współpracy w grupie. Młodzi ludzie przychodzą i uczą się w niej żyć.

Praca na treningach to tylko część tego, czym powinien zajmować się trener.

- Oczywiście. Trening to nie tylko to, co zawodnik robi przez półtorej godziny w hali. Ogromne znaczenie ma wszystko, co się dzieje poza nią: czy sportowiec śpi trzy godziny czy osiem, jak się odżywia, czy jest skupiony na pracy, czy raczej myśli o kontrakcie ze sponsorami i kolorze sprzętu, który dostanie. Pewne rzeczy wychodzą poza aspekt sportowy. To nie jest tak, że ja im rozdaję kartki z planami treningu. Każdy ma oczywiście rozpisany dokładnie plan, ale to jest tylko plan.

W zeszłym roku Aleksander Waleriańczyk zaskoczył Europę rewelacyjnym wynikiem 236 cm. Wszyscy patrzą na jego skoki i Pana pracę przez pryzmat tego właśnie wyniku.

- Musieliśmy się do tego przyzwyczaić. Od dawna wiadomo, że sukces ma wielu ojców, a porażka tylko jednego, którym zwykle jest trener. Jednak to, co zrobił Alek w Bydgoszczy, nie było tylko przypadkiem. Świadczą o tym wyniki całej grupy: Marcina Starzaka w skoku w dal czy Darka Kucia w sprincie, a w grupie jest jeszcze wielu obiecujących lekkoatletów, którzy, mam nadzieję, pokażą się już podczas letnich startów.

Wielu sportowców, a każdy z nich wymaga opieki i wielokrotnie indywidualnego podejścia. Trudno pracuje się z tak liczną grupą?

- Na szczęście dla mnie nauczyli się sobie pomagać w treningu, obserwować się nawzajem i korygować błędy. Mimo różnicy wieku (Alek to rocznik 82, a Darek 86) świetnie się dogadują. Dodatkowo wszystkie pojedyncze sukcesy mobilizują całą grupę. To mi bardzo pomaga. Życzyłbym sobie, żeby wystarczyło im mobilizacji - niezależnie od tego, czy wszystko będzie szło dobrze, czy będą im rzucać kłody pod nogi.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.