Siatkarki ŁKS strajkują

Okazuje się, że nie tylko koszykarska sekcja ŁKS ma kłopoty. Siatkarki łódzkiego klubu od poniedziałku nie trenują, ponieważ nie chcą dłużej pracować z trenerem Aleksandrem Klimczykiem.

ŁKS bardzo słabo spisuje się w rozgrywkach serii B I ligi. Łodzianki zajmują dopiero 12 miejsce w tabeli i będą miały ogromne kłopoty z utrzymaniem. Zamiast przygotowywać się do decydujących meczów, ełkaesianki już od dwóch dni nie trenują. - W poniedziałek dziewczyny miały wolne, a we wtorek zadzwoniła do mnie jedna z siatkarek, z wiadomością , że rozpoczęły protest - opowiada Marek Urbaniak, prezes siatkarskiej sekcji. Dlaczego? - To nie jest temat do rozmowy. Zresztą ja nie lubię za długo dyskutować. Nie tędy droga.

"Gazeta" dowiedziała się jednak, że powody strajku siatkarek są przynajmniej dwa. Po pierwsze: od kilku miesięcy (przynajmniej czterech) zawodniczki nie dostają pieniędzy za grę. Z nieoficjalnych informacji wynika, że najstarsze i najbardziej doświadczone siatkarki zgodnie z kontraktami powinny otrzymywać 500 zł miesięcznie. Pozostałe - 150 zł. Drugim powodem strajku jest to, że zawodniczki nie chcą już współpracować z trenerem Klimczykiem. "Gazeta" pisała już o tym w grudniu. Swoją niechęć ełkaesianki wyraziły w anonimowej ankiecie, w której opowiedziały się za zwolnieniem szkoleniowca.

Siatkarki ŁKS nie chcą mówić o strajku. - Już i tak za wiele spraw wydostało się poza naszą sekcję. To nie jest nam na rękę - mówi jedna z nich. Więcej powiedziała "Gazecie" osoba w przeszłości związana z klubem. - Trener i prezes lekceważą dziewczyny. Prezes nie pojawił się nawet na wigilii, którą zorganizowały siatkarki. Powiedział, że go to nie obchodzi - opowiada. - Za to trener nie ma żadnej koncepcji prowadzenia zespołu, co widać nawet na treningach.

Co na temat strajku sądzi Klimczyk? - Wszystko jest w porządku. Dziewczyny mają wolne. Zresztą jak nie chcą trenować, to nikt ich nie będzie zmuszał - powiedział "Gazecie"

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.