W końcu zwycięstwo. Kolporter Kielce - Sośnica Gliwice 25:23 (14:8)

- Gdybyśmy, dziewczyny, po takiej walce nie wygrały dziś meczu, to ten zespół już chyba by się nie podniósł - mówił Dariusz Dworaczyk, trener Kolportera. Na szczęście kielczanki przełamały w końcu złą passę i pokonały u siebie Sośnicę Gliwice 25:23

Na ten dzień działacze, kibice, a przede wszystkim zawodniczki Kolportera czekali długo. Najpierw bowiem kielczanki przegrały siedem meczów z rzędu, a po jednym zwycięstwie znów trzy razy schodziły z boiska pokonane. Sukces był drużynie niezbędny.

Sośnica także potrzebowała zwycięstwa, jeśli chciała mieć szansę na pierwszą szóstkę. I pierwsze minuty wskazywały, że pojedynek będzie zacięty. Kolporter wprawdzie prowadził, głównie za sprawą skutecznej Moniki Grubej, ale mimo słabej gry w ataku rywalki dotrzymywały kroku. To właśnie błędy Sośnicy w ataku sprawiały, że gospodynie miały okazje do kontr. Kielczanki grały twardo w obronie, atak nie był już tak dobry, ale indywidualne akcje oraz raz na jakiś czas udane zagranie całego zespoły wystarczyły, by utrzymywać kilkubramkową przewagą.

Gospodynie miały ułatwione zadanie po kwadransie gry - kontuzji nabawiła się czołowa bramkarka ekstraklasy Iwona Łącz. Fatalnie grała natomiast Irina Latyszewska, a zawodniczki Sośnicy popełniały proste błędy. - To tak jakby Kolporter miał dziś dwa razy więcej zawodniczek, bo moje podawały im piłkę w ręce - denerwował się Harald Tłuczykont, trener Sośnicy.

Jeszcze w 22. minucie gospodynie prowadziły tylko 10:7, ale przez kolejne siedem minut nie dały sobie rzucić gola, a same zdobyły cztery bramki. Skuteczna była wówczas Krystyna Swatko, dobrze grała też Regina Hołowaty, nieźle broniła Marzena Sadura. Przewagę Kolporter powiększał też po przerwie - w 35. min było już 18:10.

Emocji raczej nikt się nie spodziewał, nawet gdy Sośnica zdobyła cztery gole z rzędu i ze stanu 21:13 doprowadziła w 48. min do 21:17. Wówczas przypomniała o sobie doświadczona Ewa Jarzyna, skuteczna była też Gabriela Kornacka.

Osiem minut przed końcem Kolporter znów prowadził wysoko 24:18. - Horror w końcówce to efekt charakteru Sośnicy. Uczulałem na to moje dziewczyny w przerwie. Sześć lat spędziłem w Gliwicach, wiem, że każdy inny zespół już by sobie odpuścił. Każdy, ale nie Sośnica - twierdził Dworaczyk. Na gości podziałał czas wzięty przez Tłuczykonta. W końcu trafiała Latyszewska, w bramce Sośnicy świetnie spisywała się młoda Weronika Mieńko, a do tego kielczanki grały bez dwóch ukaranych zawodniczek. Drużyna z Gliwic zdobyła cztery gole z rzędu i trzy minuty przed końcem przegrywała tylko 22:24. Kielczanki desperacko broniły. Na szczęście Sadura obroniła rzut Justyny Kozdrój, a Hołowaty zdobyła 25. bramkę. Takiej radości na trybunach i boisku nie było dawno.

- Jak się nie gra 45 minut, to nawet ze słabo grającym Kolporterem nie można wygrać. Myśmy zagrali dramatycznie słabo - denerwował się trener Tłuczykont. - Na pewno mankamentów nadal było dużo, ale cieszmy się przede wszystkim ze zwycięstwa. W końcówce zabrakło nam trochę sił, ale to efekt tego, że przez cały mecz dziewczyny walczyły na całego. I najważniejsze, że ta walka w końcu przyniosła efekt - podkreślił Dworaczyk.

Kolejny mecz kielczanki rozegrają już w środę. Ze względu na mecze Vitaralu Jelfa w 1/8 Challenge Cup, Kolporter wcześniej zagra w Jeleniej Górze z wiceliderem tabeli.

KOLPORTER KIELCE - SOŚNICA GLIWICE 25:23 (14:8)

Kolporter: K. Rębosz, Sadura - Hołowaty 7, Dworaczyk 5, Gruba 5, Swatko 5, D. Rębosz 2, Czaplińska 1, Sęktas, Rolak. Sośnica: Łącz, Mieńko - Kornacka 7 (1), Jarzyna 5, Jedyńska 4 (1), Latyszewska 4, Kozdrój 3, Wąchała, Stera. Sędziowali: Tomasz Kondziela i Gracjan Węgrzyn (Opole). Kary: 14 i 4 minuty. Widzów: ok. 400

Przebieg meczu: I połowa: 1:0, 1:1, 2:1, 2:2, 4:2, 5:3, 5:4, 7:4, 8:6, 10:6, 10:7, 14:7, 14:8; II połowa: 15:9, 16:10, 18:10, 18:13, 21:13, 21:17, 22:18, 24:18, 24:22, 25:22, 25:23

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.