Siatkarze Gwardii przegrali z AZS-em Częstochowa

SIATKÓWKA. Pamapol AZS Częstochowa - Gwardia Wrocław 3:1. Gwardia, zgodnie z wcześniejszymi przewidywaniami, nie zdobyła w Częstochowie nawet jednego punktu. Trener Jarosz dał jednak pograć rezerwowym - niemal pełne dwa sety spędził na parkiecie 20-letni Roman Gulczyński. Miewał różne momenty, ale generalnie radził sobie zupełnie dobrze

Gracze Pamapolu mieli w sobotę zdobyć trzy punkty i plan zrealizowali. Ze strony wrocławian, prawdę mówiąc, nie groziło im nic złego. Bo choć gwardziści wygrali trzecią partię, widać było, że nie będą w stanie powalczyć o korzystny wynik. Inna sprawa, że do ich małego sukcesu w trzecim secie rękę przyłożyli trochę rozkojarzeni i uśpieni wysokim prowadzeniem biało-zieloni.

- Po prostu staliśmy na boisku - stwierdził wprost siatkarz Pamapolu Grzegorz Kokociński. - Zdecydowanie spuściliśmy z tonu, a Gwardia zaczęła grać całkiem dobrze. Na szczęście udało nam się pozbierać i wygrać cały mecz.

Sobotnie spotkanie było mało interesujące. Kibice nie angażowali się zbytnio w dopingowanie drużyny. Trybuny były wypełnione tylko w 50 procentach, bo wielu z nich zamiast meczu wybrało najprawdopodobniej andrzejkowe imprezy.

Pewni swego akademicy chcieli natomiast wygrać jak najmniejszym nakładem sił i od czasu do czasu popełniali proste błędy. Mimo to od początku mieli wyraźną przewagę. W pierwszym secie bardzo szybko odskoczyli na 15:7. Trener gwardzistów Maciej Jarosz zdecydował się wówczas zdjąć z boiska skrzydłowego Wojciecha Szczurowskiego i atakującego Szymona Żurawskiego. Za tego pierwszego wprowadził swojego syna Marcina. W miejsce Żurawskiego - młodego Romana Gulczyńskiego, który siatkówki uczył się, grając w juniorskich zespołach AZS. 20-latek trafił do Gwardii latem jako utalentowany środkowy z Górnika Radlin i został przekwalifikowany przez Jarosza na atakującego. Na boisku spędził niemal pełne dwa sety. Miewał różne momenty, ale generalnie radził sobie zupełnie dobrze.

- To był dla mnie jeden z najważniejszych meczów w sezonie. W Częstochowie grałem cztery lata w juniorach i chciałem się pokazać trenerom, nauczycielom i znajomym. Myślę, że nie było najgorzej. W ataku jakoś mi się udawało, a to jest przecież moja podstawowa rola - przyznał później Gulczyński, nazywany w Gwardii "Gulczasem".

Pamapol wygrał pierwszą partię 25:18, w drugiej pozwolił rywalom zdobyć jeden punkt więcej. W trzeciej trener Jarosz, czując szansę na sprawienie choćby małej niespodzianki, wrócił do wyjściowego ustawienia swojej drużyny. Edward Skorek dał natomiast pograć rezerwowym Andrzejowi Szewińskiemu, Grzegorzowi Kokocińskiemu i Pawłowi Woickiemu, który tym razem rozpoczął mecz na ławce.

Wrocławianie w kilku momentach zaskoczyli Pamapol dobrą zagrywką i szczelnym blokiem. Efekt był taki, że prowadzili od początku, w pewnym momencie bardzo wysoko - różnicą nawet 7-8 punktów. Pamapol dopiero w samej końcówce odrobił większość strat. Przy serwisie Grzegorza Szymańskiego, długich wymianach i kończących atakach Michała Winiarskiego udało się zdobyć trzy punkty. Raz w aut zaatakował Szczurowski, raz Szymański posłał efektownego asa i zrobiło się tylko 23:22 dla Gwardii. Gdy przebudzili się wreszcie kibice, za szóstym razem Szymański posłał piłkę w siatkę, a w kolejnej akcji Winiarski trafił w blok. Trzeciej partii nie udało się uratować, ale w czwartej akademicy od początku wzięli się do roboty. I szybko okazało się, że rywale nie mają atutów. Dosłownie po kilku minutach gry było już 14:6. Ostatecznie 25:16 dla Pamapolu.

- Nie grało nam się łatwo - podkreślał po meczu Michał Winiarski z Pamapolu. - Trzy sety wygraliśmy bardzo wyraźnie, ale jednego straciliśmy. Atmosfera była dzisiaj senna, a chciałoby się, żeby kibice pomagali nam cały czas. Ciężko trenowaliśmy w ostatnim tygodniu i jednak odnieśliśmy zwycięstwo. To oraz trzy punkty, które wywalczyliśmy, są dla nas najważniejsze.

Dwugłos trenerów

Maciej Jarosz

trener Gwardii

Serdecznie gratuluję zwycięstwa zespołowi z Częstochowy. Cóż, przegraliśmy 3:1. Myślę, że ten mecz nie przyniósł kibicom spodziewanych emocji. Według mnie było to widowisko stojące na słabym poziomie.

Edward Skorek

trener Pamapolu

Trudno się gra, jeśli w świadomości zawodników zakodowane jest, że spotykają się z drużyną, która nie prezentuje takich walorów jak Olsztyn czy Ivett. Zawodnicy chyba już przed meczem założyli sobie, że będzie to łatwe spotkanie. Przy obecnym systemie grania każdy moment dekoncentracji jest zgubny dla zespołu. Po dwóch wygranych setach postanowiłem dać szansę grania zmiennikom, tym bardziej że była taka możliwość. Ale rezerwowi, zamiast pociągnąć grę, spoczęli na laurach. Za dużo naszych błędów w przyjęciu, zagrywce i ataku spowodowało, że przegraliśmy seta, chociaż praktycznie byliśmy bliscy wygrania. Dobra postawa Grześka Szymańskiego pozwoliła doścignąć w przegranym secie Gwardię. Ale niestety, Grzesiek zepsuł ostatnią zagrywkę, która mogła być kluczem do dalszej gry. W ostatniej partii wróciłem do początkowego ustawienia, w jakim zaczęliśmy spotkanie, i problemu z wygraniem już nie było.

Pamapol AZS Częstochowa - Gwardia Wrocław 3:1 (25:18, 25:19, 22:25, 25:16)

Pamapol: Oczko, Winiarski, Jurkiewicz, Szymański, Gierczyński, Gołaś, Panas (libero) oraz Szewiński, Woicki, Kokociński.

Gwardia: Kruk, Szczurowski, Krupnik, Żurawski, Żywołożnyj, Kmet, Górnik (libero) oraz Jarosz, Gulczyński, Ciesielski, Dutkiewicz.

Pozostałe wyniki 8. kolejki PLS: Mostostal Azoty Kędzierzyn Koźle - BBTS Bielsko-Biała 3:1 (23:25, 25:19, 25:14, 25:16); Ivett Jastrzębie Borynia - Skra Bełchatów 3:1 (19:25, 25:17, 25:22, 25:22); KP Polska Energia Sosnowiec - PZU AZS Olsztyn 2:3 (24:26, 29:27, 21:25, 25:19, 11:15); AZS Politechnika Warszawa - NKS Nysa (przełożony na 12 grudnia).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.