Henryk Średnicki dla "Gazety": Zaczynam od nowa

- Cały czas trzeba zginać ten kark, chodzić po prośbie. Ja wiem, to jest upokarzające, ale inaczej nic z tego nie będzie - mówi Henryk Średnicki, przed laty świetny bokser, a teraz prezes nowego klubu.

W Siemianowicach znowu boksują. Boks w mieście Wojciecha Korfantego wskrzesił Henryk Średnicki, jedyny polski mistrz świata. Niedawno mistrz został prezesem klubu Ring Michałkowice.

Skąd taki pomysł?

- Na stare lata postanowiłem zrobić coś dla swojego miasta. Wrócić na stare śmieci. Ostatnio pracowałem w Myszkowie, ale dojazdy dały mi w kość. Zdrowie też już nie to. Męczą mnie cukrzyca, astma. Pomyślałem, a czemu nie spróbować zrobić czegoś samemu, od podstaw. W Siemianowicach po upadku sekcji Górnika w ogóle zapomniano o boksie. Ze swoim pomysłem poszedłem więc do wiceprezydenta Jacka Guzego. Od razu się do niego zapalił. No i tak z pomocą miasta powstał klub.

Jak się Pan czuje w roli prezesa?

- Nie narzekam. Ludzie, z którymi rozmawiam, mają dla mnie wiele szacunku. Ja wiem, to jest upokarzające. Cały czas trzeba zginać ten kark, chodzić po prośbie, ale inaczej nic z tego nie będzie. Bez pieniędzy klub padnie. Na razie głównie do tego interesu dokładamy. Rodzice, działacze, ja. Wszyscy pracujemy społecznie. Na szczęście klub nie ma długów.

Na ringu nie uznawał Pan kompromisów, działacz to już przede wszystkim dyplomata. Nie przeszkadza to Panu?

- Czasami człowiek ma ochotę walnąć pięścią w stół. Klub istnieje dopiero trzy miesiące, a momentami już mnie ogarnia zwątpienie. Bez pomocy miasta nie przetrwamy. Pieniądze mają być, ale dopiero w przyszłym roku. Na razie utrzymujemy się głównie ze składek. Miesięcznie to 20 złotych od osoby. Bardzo pomaga nam też pani Jadwiga Pawliczek-Gajewska, dyrektorka szkoły, w której odbywają się treningi. Za darmo udostępniła nam salę, siłownię, całe zaplecze.

Ile osób trenuje w Michałkowicach?

- Około 20 dzieci, ale są też i starsi. Trenerem grupy jest Józef Sadko, wcześniej pracował w Kleofasie Katowice. Młodzież mamy bardzo utalentowaną. Chociaż to dopiero początek, z zawodów już przywożą medale.

Nie wierzę, że nie ma Pan ochoty rzucić garnituru w kąt, wejść na ring i pokazać, jak się wyprowadza lewy prosty.

- Chciałbym, chciałbym... Tak jak pisarza ciągnie do ołówka, tak mnie ciągnie na ring. Gdyby nie to zdrowie...Chociaż już zapowiedziałem trenerowi, że od przyszłego roku pomogę mu w pracy.

Dzieci z jakich rodzin garną się do boksu?

- Krzywdząca jest opinia, że do boksu garnie się głównie trudna młodzież. U nas są dzieci z dobrych domów! Michał Szczepan [nieżyjący już znakomity trener, współpracownik Feliksa Stamma, trener reprezentacji w drugiej połowie lat 70. - przyp. red.], powiedział kiedyś, że z chuligana nigdy nie będzie dobrego boksera. Bo chuligan zachodzi od tyłu i wali po głowie. Boks to szlachetny sport. Ważne są intuicja, refleks, po prostu głowa na karku. Trzeba mieć też to coś. Ikrę powiedzmy.

Od kilku lat w Sosnowcu odbywa się turniej bokserski Pana imienia. Czy teraz impreza zostanie przeniesiona do Siemianowic?

- Prawdopodobnie tak. Chcemy, żeby turniej odbył się w lutym przyszłego roku. Zależy mi na kontynuacji, bo to już będzie 10. edycja tej imprezy. Zastanawiam się nad zmianą nazwy, bo co to znaczy "turniej imienia Henryka Średnickiego"? Na memoriały jeszcze za wcześnie, przecież ja żyję. Bardziej podoba mi się nazwa turniej o "Puchar Mistrza Świata".

Właśnie w tym roku minęło 25 lat od walki, która dała Panu ten tytuł. Lata mijają, a Pan nadal jest jedynym polskim mistrzem świata.

- Ćwierć wieku to kawał czasu. Często wracam myślami do tamtego dnia. Mam tę walkę nagraną. Czasami, jak odwiedzą mnie znajomi, to sobie ją wspólnie oglądamy. Łezka szczęścia nieraz się w oku zakręci.

Mistrz zaprasza wszystkich chętnych na treningi w poniedziałki, środy i piątki. Siemianowice Michałkowice, zespół szkół przy ulicy Przyjaźni 28. Początek zajęć o godz. 15.45.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.