Czy Żarko Olarević nadal będzie trenerem Zagłębia?

PIŁKA NOŻNA. W Zagłębiu trwają testy, a nowym zawodnikom przygląda się im m.in. Żarko Olarević. Problem w tym, że nie nie wiadomo, czy nie spotka go ten sam los, co latem Adama Topolskiego, który zbudował zespół, ale go nie poprowadził

W poniedziałek do Lubina przyjechało kilkunastu zawodników. Najbardziej znane nazwisko to Jeleń, ale nie Ireneusz, strzelający bramki dla Wisły Płock, a jego młodszy brat. Są też m.in. Plewko z Chrobrego, Kupis z Miedzi, Sadowski, Krakowiak i Chęciński z Orła Ząbkowice (tym ostatnim zainteresowany jest również Śląsk). Zagłębie testuje młodych graczy z niższych klas rozgrywkowych. Obserwują ich niemal wszyscy trenerzy zatrudnieni w klubie i kolegialnie będą podejmować decyzje, kto się nadaje do Zagłębia. Mają one zapaść dzisiaj.

Wśród szkoleniowców prowadzących casting jest oczywiście Żarko Olarević. Jego opinia będzie najprawdopodobniej jedną z najważniejszych przy wyborze graczy, którzy pozostaną w Zagłębiu. Nie wiadomo jednak, czy nie będą to jedne z ostatnich decyzji Serba w Lubinie. Niezbyt udana końcówka sezonu, a zwłaszcza zaogniający się konflikt trenera z coraz większą grupą piłkarzy sprawiły, że Żarko Olarević nie ma już tak mocnej pozycji jak jeszcze do niedawna. Jego decyzje otwarcie podważał ostatnio Stanisław Speczik, czyli większościowy właściciel klubu. Olarević odsunął przed meczem z Pogonią Szczecin czterech graczy (Szczypkowskiego, Kowalskiego, Manuszewskiego i Kaźmierczaka), ale wrócili oni do składu po interwencji prezesa Polskiej Miedzi. Olarević częściowo postawił jednak na swoim i nie wystawił w tym meczu Kowalskiego, który całe spotkanie obejrzał z ławki rezerwowych. Nieoficjalnie wiadomo, że w przypadku porażki w Szczecinie Serba już nie byłoby w Lubinie. Zagłębie jednak zremisowało i to po niezłej grze. I to paradoksalnie komplikuje sytuację.

Argumentów przeciw pozostaniu Olarevicia w Lubinie jest kilka. Drużyna nie zdobyła 30 punktów, a tyle zakładano przed sezonem. Dawno nie wygrała meczu i gdyby najgroźniejsi rywale nie gubili punktów, dziś jej sytuacja w tabeli mogłaby być znacznie gorsza.

Kolejnym argumentem jest styl pracy Żarko Olarevicia. Nie tylko przestawia on graczy między pozycjami na boisku, jak pionki na szachownicy, ale wprowadza coraz bardziej nerwową atmosferę w zespole, a na tym punkcie w Lubinie działacze są szczególnie wrażliwi. W ubiegłym sezonie wewnętrznie skłócone Zagłębie spadło przecież z ekstraklasy. Tymczasem teraz niektórzy piłkarze nie tylko niechętnie patrzą na faworyzowanych przez trenerów kolegów z dawnej Jugosławii, ale kilku otwarcie deklaruje, że dla Olarevicia nie widzą dalszej możliwości współpracy z Olareviciem. W takiej atmosferze o awans będzie trudno.

Mimo że są piłkarze raczej zadowoleni ze współpracy z Serbem, jak choćby Robert Kłos, Zbigniew Murdza, Rafał Huebscher czy Grzegorz Niciński, jego odejście nie jest wykluczone.

Kto miałby zastąpić Olarevicia? Liderem na dziennikarskiej giełdzie jest Franciszek Smuda. Wspomina się również o "Bobo" Kaczmarku i Edwardzie Lorensie, którego kandydatura pojawiała się w ostatnim czasie zawsze, gdy w Lubinie dochodziło do zmian szkoleniowców. Czyli przynajmniej czterokrotnie w ostatnich dwóch latach.

Może się jednak okazać, że działacze pogrożą palcem Olareviciowi, ale kontraktu nie zerwą, bo Serb jest po prostu drogi. Tymczasem Zagłębiu grożą spore wydatki w związku z niespłaconymi kontraktami piłkarzy z poprzedniego sezonu i innymi należnościami, m.in. wobec Wisły Kraków. Na kolejne nieprzewidziane wcześniej wydatki klub nie może sobie pozwolić, a Olarević ma kontrakt do czerwca i jeśli nie zgodzi się go rozwiązać za porozumieniem stron, klub musi się z niego wywiązać. Jeśli ten scenariusz się spełni, to zimą możemy być świadkami wyjątkowej aktywności Zagłębia na rynku transferowym. Kilku piłkarzy trzeba będzie bowiem sprzedać (w myśl zasady, że z niewolnika nie ma pracownika), a na ich miejsce będą musieli przyjść inni. I karuzela zacznie się od nowa.

Copyright © Agora SA